Debata wyborcza. "Wprowadzenie edukacji seksualnej do szkół chroni dzieci"

Polska
Debata wyborcza. "Wprowadzenie edukacji seksualnej do szkół chroni dzieci"
Polsat News

- Być może gdyby edukacja seksualna była w szkołach, to nie byłoby tak wielu tragedii pedofilii. To mają być zajęcie fakultatywne. To rodzice zawsze decydują o tym, czego uczą się ich dzieci - podkreśliła w debacie wyborczej Marzena Okła-Drewnowicz z Koalicji Obywatelskiej. Teresa Wargocka z PiS stwierdziła, że edukacja seksualna wg standardów WHO "narusza integralny, harmonijny rozwój dziecka".

Prowadzący debatę Grzegorz Jankowski zadał przedstawicielom wszystkich pięciu ogólnopolskich komitetów wyborczych pytanie "czy organizowane przez niektóre samorządy zajęcia w szkołach w zakresie edukacji seksualnej i tzw. antydyskryminacji naruszają zagwarantowane w konstytucji prawo rodziców do pierwszeństwa w wychowaniu dzieci".

 

"Indoktrynacja dzieci wbrew rodzicom"


- Rodzina to podstawowa i najważniejsza komórka społeczna i przejmowanie jej funkcji przez urzędników to niszczenie rodziny. Konfederacja opowiada się za przywróceniem rodzinom ich właściwej pozycji. Mamy do tego narzędzia, np. nasz projekt polegający na bonie oświatowym i wychowawczym, który pozwoli rodzicom na wybieranie takich szkół, które akceptują - powiedział Jakub Kulesza z Konfederacji Wolność i Niepodległość.


Jak dodał, "obecnie rodzic nie ma żadnego wpływu na to, co dzieje się w szkole, bo nie ma wpływu na jej finansowanie".

 

- Pod wpływem ideologii różnych samorządowców dochodzi do sytuacji, gdzie wbrew woli rodziców indoktrynuje się dzieci. Propozycja konfederacji wyeliminuje tego typu działania - zaznaczył.

 

"Rodzice powinni zdecydować"


Według Okły-Drewnowicz, "polskie rodziny doskonale wiedzą, jak wychowywać swoje dzieci". - Natomiast we współczesnym świecie jest wiele niebezpieczeństw, które czyhają na dzieci, szczególnie jeśli chodzi o dostęp do internetu i korzystanie z niewłaściwych treści. Wprowadzenie edukacji seksualnej do szkół jest czymś naturalnym i chroniącym dzieci przed wieloma zjawiskami - dodała.


Zdaniem Agnieszki Ścigaj z PSL-Koalicji Polskiej, "jeśli chodzi o wychowanie dzieci, w pierwszej kolejności jest zgoda i porozumienie szkoły z rodzicami". - Jeśli chodzi o edukację seksualną, która dotyczy różnych obszarów życia intymnego, to większość rodziców, która nie umie sobie z tym poradzić, wolałaby, żeby takie treści przekazywali nauczyciele, którym ufają - tłumaczyła.


"Rozumiem konieczność profilaktyki i działania przeciw przemocy seksualnej, ale wiem, że rodzice mogą nie mieć umiejętności przekazania takich treści" - dodała. - To rodzice powinni zdecydować, kto tę treść przekaże. Uważam, że nauczyciel, który na co dzień jest wychowawcą i prowadzi zajęcia będzie umiał w sposób bezpieczny je przekazać - podkreśliła.

 

"Autonomia rodziców powinna być całkowita"


Z kolei Wargocka stwierdziła, że "nie ma podstaw prawnych do tego, by samorządy wprowadzały jakiekolwiek treści programowe do szkół".

 

- Ta kwestia jest jednoznacznie określona w prawie oświatowym. Mówimy o edukacji seksualnej według standardów WHO, które naruszają integralny harmonijny rozwój dziecka - powiedziała przedstawicielka PiS.


Jak dodała, "jeśli od czwartego roku życia zwracamy uwagę na sferę płciowości i płynących z tego doznań, to jest to za wcześnie".

 

- Autonomia rodziców w tym zakresie powinna być całkowita - podkreśliła.

 

"Zajęcia mają pokazać, że należy nam się szacunek"

 

Anna-Maria Żukowska z SLD przypomniała historię Dominika z Bieżunia, który "popełnił samobójstwo zaszczuty przez kolegów ze szkoły", bo był inny.

 

- W tej szkole nie były prowadzone takie zajęcia. One mają na celu pokazanie, że niezależnie od tego, jacy jesteśmy, należy nam się szacunek. Takie zajęcia muszą być prowadzone, by nie dochodziło do takich sytuacji - tłumaczyła.


- Musi być też nauka dotycząca sfery związanej z rozrodem, seksualnością człowieka, hormonami. Młody człowiek musi się dowiedzieć, dlaczego dokonują się zmiany w jego ciele, skąd to się bierze i dlaczego powinien się bronić przed niektórymi złymi dorosłymi. One są po to, żeby chronić dzieci - dodała Żukowska.

 

  

 

"Dzieciom potrzebne są nie tylko pieniądze"


Prowadzący pytał także, "czy pomyślany jako wsparcie dla rodzin program 500+ powinien zostać w jakiś sposób zmieniony, zmodyfikowany, czy zlikwidowany".


- Program 500+ jest dobry - stwierdziła Anna-Maria Żukowska. - To świadczenie powszechne i tak powinno pozostać. Szkoda, że PiS nie wywiązało się ze swojej wyborczej obietnicy na samym początku i nie wprowadziło tego programu na pierwsze dziecko. Dobrze, że to się ostatecznie stało - dodał.


Jak dodała, "popieramy go, nie widzimy potrzeby, żeby go zmieniać, pomógł wielu dzieciom wyjść z ubóstwa, takie programy są w wielu miejscach w Europie i na świecie".

 
- To nie jest wystarczające wsparcie dla rodzin i dzieci. Brakuje mi programu żłobkowego, obowiązkowego przedszkola. Dzieciom potrzebne są nie tylko pieniądze. Potrzebne jest wsparcie systemowe dla rodzin - podkreśliła przedstawicielka Lewicy.

 

"Rodziny muszą mieć świadomość, że same zarabiają na dzieci"


Z kolei Kulesza stwierdził, że "program 500+ miał być programem prodemograficznym i pod tym kątem okazał się wielką klapą". - Współczynnik dzietności niewiele wzrósł, a w 2018 r. nawet spadł. Niestety to pokazuje, że dla Polaków 500 zł, które jest niestałe, bo dziś ktoś daje i może zabrać i może zostać pożarte przez inflację nie jest dobrym impulsem do posiadania kolejnego potomstwa - tłumaczył.


Jak dodał, "Konfederacja proponuje najlepszy impuls do zwiększenia dzietności Polaków, czyli usamodzielnienie się Polaków". - Program 1000+, powszechna obniżka podatków, likwidacja podatku dochodowego, żeby głowa rodziny, jak idzie do pracy, miała świadomość, że dostaje nie 2900 zł, a prawie 5 tys. zł na rękę i stać ją na utrzymanie własnej rodziny - podkreślił.


- Odebrałem wczoraj żonę ze szpitala, pierwsza noc w komplecie, wstawanie do dziecka co pięć minut, a następnie wstawanie o 6 rano do pracy. To codzienność milionów rodzin. Chciałbym, żeby te rodziny miały świadomość, że same zarabiają na te dzieci, bo to podstawa do tego, żeby zdecydować się na kolejne dziecko - tłumaczył przedstawiciel Konfederacji.

 

"Zachowamy i przywrócimy"


Zdaniem Marzeny Okły-Drewnowicz, "odpowiedzialnością każdego rządu jest kontynuacja polityki społecznej". - W poprzednich latach wprowadziliśmy szereg rozwiązań systemowych, na które nie byłoby stać obecnego rządu, np. jeden z najdłuższych w Europie urlopów rodzicielskich, urlopy ojcowskie, opłacanie składek za osoby będące na urlopach wychowawczych, przedszkole za złotówkę - wyliczała przedstawicielka Koalicji Obywatelskiej.


- Naturalnym jest też, że skoro dziś stać nas na 500+, bo jest koniunktura gospodarcza, to program będzie kontynuowany również przez nasz rząd - dodała. Podkreśliła, że „najważniejsze, żeby pamiętać nie tylko o pieniądzach, ale też rozwiązaniach systemowych".


- To, co dziś funkcjonuje w polityce społecznej zachowamy i przywrócimy to, co zostało zabrane - dofinansowanie do in vitro, dofinansowanie dla niań, które zabrało PiS aż o 50 proc. - powiedziała.

 

"Straszenie polskich rodzin nie jest godne ani uczciwe"


Według Agnieszki Ścigaj, "program 500+ być może nie spełnił swojej roli demograficznej, ale spełnił bardzo ważną rolę, jaką jest likwidacja ubóstwa wśród dzieci". - Okazał się bardzo dobrym programem i ma odpowiedniki we wszystkich krajach europejskich - tłumaczyła przedstawicielka PSL-Koalicji Polskiej.


Jak dodała, "trzeba się zastanowić i pójść dalej". - Mamy takie propozycje dotyczące tego, co można jeszcze zrobić, by rodziło się więcej dzieci. Program "własny kąt" rozwiązuje problem tego, że młode małżeństwa nie mają gdzie mieszkać. Mamy program związany z tym, żeby skrócić czas pracy, żeby móc pogodzić role rodzicielskie i program, żeby po urlopie macierzyńskim, który do roku wydłużyć prezes Kosiniak-Kamysz, żeby można było wrócić do pół etatu do pracy jeszcze przez rok - wyliczała Ścigaj.


- Nie jest godne ani uczciwe straszyć polskie rodziny, że się im zabierze, żeby pod tym wpływem dokonywały jakichkolwiek skreśleń na karcie wyborczej. 500+ jest z naszych pieniędzy i jest konsensusem politycznym. Wszyscy się na niego zgadzamy - dodała.

 

"Tylko PiS jest gwarantem 500+"


Zdaniem Wargockiej, "tylko PiS mogło wprowadzić 500+, którego koszty wynoszą ok. 80 mld zł". - Mówienie o tym, że jest koniunktura i to się udaje, to jest za mało powiedziane. Żeby sfinansować ten program musieliśmy dokonać wielkiej akcji uszczelnienia wypływu podatków z budżetu - tłumaczyła.


Jak dodała, "program został bardzo dobrze przyjęty". - Stawia nas w czołówce państw europejskich odnośnie polityki prorodzinnej. Poprawiają się wskaźniki demograficzne, zlikwidowaliśmy ubóstwo w rodzinach i wsparliśmy rodziny. To rodzice decydują na jakie cele wydawane są pieniądze - podkreśliła przedstawicielka PiS.


- Tylko PiS i rząd Zjednoczonej Prawicy są gwarantem, że program 500+ będzie obowiązywał w Polsce jako program powszechny. PO głosowała przeciwko temu programowi - stwierdziła Wargocka.

 

  

 

prz/hlk/ Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie