Przez włamanie do systemu podlewania kwiatów chcieli zdestabilizować kraj. "System działa offline"

Świat
Przez włamanie do systemu podlewania kwiatów chcieli zdestabilizować kraj. "System działa offline"
pixabay

Bułgarska prokuratura oznajmiła, że hakerzy, którzy kilka tygodni temu wykradli z bazy agencji podatkowej dane ponad 5 mln Bułgarów, próbowali zdestabilizować państwo poprzez włamanie się do serwera systemu podlewania kwiatów przed parlamentem. "Nie ma serwerów do systemu podlewania kwiatów przed parlamentem" - oświadczyły w środę władze Sofii i administracja bułgarskiego parlamentu. 

 

Administracja parlamentu podała, że odpowiada wyłącznie za dwie kilkumetrowe grządki znajdujące się przed wejściem do budynku. Podlewane są one przez ciężarówkę cysternę.

 

Z kolei władze miasta podały, że system podlewania w Sofii "działa offline", czyli nie jest podłączony do żadnego serwera, a zraszacze uruchamia się ręcznie.

 

Oświadczenie, które złożyła w środę na konferencji prasowej Ewgenia Stankowa, szefowa wydziału antyterrorystycznego w bułgarskiej prokuraturze, wywołało poruszenie w mediach społecznościowych. Konferencję zwołano, aby poinformować o przebiegu dochodzenia w sprawie wycieku danych z agencji podatkowej.

 

Stankowa tłumaczyła, że hakerzy włamali się do serwera, który kieruje systemem zraszaczy przed parlamentem. - System miał być uruchamiany, gdy przejeżdżały samochody głowy państwa, innych polityków lub zagranicznych gości; tak miały powstawać trudności w ruchu drogowym. Taka niestabilność prowadzi do destabilizacji całego systemu politycznego - oznajmiła prokurator. Wypowiedź ta odbiła się w media społecznościowych szerokim echem, powodując kpiny wielu internautów.

 

Zarzut terroryzmu

 

W sprawie kradzieży danych, o której informowano w połowie lipca, dotychczas postawiono zarzuty trzem osobom, w tym właścicielowi zajmującej się cyberbezpieczeństwem firmy TAD Grup Iwanowi Todorowowi, który został zatrzymany. Pozostałych dwóch oskarżonych wypuszczono za kaucją w wys. po 10 tys. euro. Wszystkim trzem postawiono zarzut terroryzmu.

 

Stankowa podała, że hakerzy przekazywali wykradzione dane portalowi śledczemu Biwoł oraz agencji Reutera i BBC. Oceniła, że stanowi to zamach na bezpieczeństwo narodowe, ponieważ w ten sposób dane wydostały się poza Bułgarię.

 

To, że do wrażliwych danych Bułgarów dostęp miał szeroki krąg internautów, wiadomo było od tygodni. Jedną z przyczyn tej sytuacji było pokazanie w dwóch bliskich władzy stacjach telewizyjnych - Nowa Tv i Europa - linków z bazami danych.

 

Z bazy danych agencji podatkowej wyciekły nie tylko numery identyfikacyjne, adresy, nazwiska i dane o dochodach 4,66 mln Bułgarów oraz 1,38 mln osób zmarłych i 300 tys. podmiotów prawnych. Zhakowano informacje o płacach, umowach na zlecenie, emeryturach, w tym otrzymywanych z zagranicy, ubezpieczeniach zdrowotnych czy rejestracjach na stronach hazardowych.

 

"Stan waszego cyberbezpieczeństwa to parodia"

 

Według pozarządowych ekspertów w bazie są również dane o dokumentach tożsamości, kontach bankowych i kodach PIN kart kredytowych, o zaciągniętych kredytach, nieruchomościach i samochodach. Zbieranie niektórych z tych danych nie wchodzi w zakres uprawnień urzędu podatkowego i nie wiadomo, w jakim celu je zbierano. Dane o zmarłych powinny być usunięte, czego nie zrobiono.

 

Szefowa agencji podatkowej Galia Dimitrowa, która w chwili wybuchu skandalu była na urlopie i go nie przerwała, poinformowała w środę, że z agencji zwolniono szefa pionu systemów informacyjnych oraz kierownika ds. cyberbezpieczeństwa. Zapewniła, że ma być opracowany całkiem nowy system cyberbezpieczeństwa agencji.

 

W mailu z wykradzionymi danymi, który hakerzy wysłali do redakcji, informując o swoich działaniach, napisali: "Wasz rząd jest opóźniony w rozwoju. Stan waszego cyberbezpieczeństwa to parodia".

msl/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie