Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej: śmierć Szymona wykorzystywana przez antyszczepionkowców
Należy uszanować majestat śmierci - podkreślił w środę w prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Andrzej Matyja, odnosząc się do zmarłego we wtorek w warszawskim szpitalu 11-miesięcznego Szymona.
Szymon przebywał w szpitalu przy ul. Niekłańskiej od stycznia z nieodwracalnym uszkodzeniem centralnego układu nerwowego. We wtorek pracownicy Szpitala Dziecięcego im. prof. dr. med. Jana Bogdanowicza przy ul. Niekłańskiej w Warszawie poinformowali o śmierci 11-miesięcznego dziecka.
"Wykorzystują śmierć dziecka dla własnej popularności"
W związku z tym wydarzeniem Andrzej Matyja zaapelował aby "nie wykorzystywać tej tragedii do partykularnych interesów, bo to najbardziej bolesne dla najbliższych zmarłego dziecka". Wskazał również, że "należy uszanować majestat śmierci".
- Jeżeli ktoś wykorzystuje śmierć dziecka do tego, aby krzyczeć, że nie sięgnięto po wszystkie możliwości lekarskie, że obraża się lekarzy i nie tylko ich, ale także całe środowisko lekarskie, to jest to nieetyczne w stosunku do całego tego środowiska, a przede wszystkim w stosunku do najbliższych Szymona - podkreślił Matyja.
Zwrócił uwagę na falę hejtu, jaka powstała m.in. w mediach społecznościowych, oraz na działalność ludzi, którzy "wtargnęli na oddział intensywnej terapii, a nie są bliskimi rodziny, tylko osobami obcymi". Jego zdaniem takie osoby "wykorzystują śmierć dziecka dla własnej popularności lub dla propagowania idei antyszczepionkowej".
"Lekarze zrobili wszystko"
- Ogromnie nieetyczne jest wykorzystywanie śmierci dziecka do walki z obowiązkowością szczepień w naszym kraju - wskazał prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Zwrócił uwagę, że "każde szczepienie to jest olbrzymi dorobek nauki", która - wyraził nadzieję - "raz na zawsze zlikwidowała epidemie zagrażające nie tylko niejednemu dziecku, ale także wszystkim ludziom". - To nieludzkie w stosunku do tej ogromnej tragedii - podkreślił Matyja.
Prezes NRL wskazał również na dwa problemy natury etycznej w sprawie Szymona. - Trzeba zadać sobie pytanie, czy etyczna jest uporczywa terapia, która tylko i wyłącznie przedłuża ten moment śmierci. Druga kwestia dotyczy samej definicji śmierci - czy następuje ona wtedy, gdy przestaje bić serce, czy wtedy, gdy następuje śmierć mózgu - powiedział Andrzej Matyja.
Zapewnił jednocześnie, że "lekarze zrobili wszystko co może medycyna, by uratować Szymona". - Niestety, medycyna ma ograniczone możliwości lecznicze i musimy o tym mówić z olbrzymią pokorą, że w wielu sytuacjach jesteśmy bezradni" - dodał. Zwrócił również uwagę, że "śmierć jest tragedią dla najbliższych, ale także dla lekarzy i całego zespołu lekarskiego, że ponieśli porażkę, że się nie udało". - To nie jest tak, że lekarz przechodzi obok tego obojętnie, on też przeżywa tę tragedię - zaznaczył.
"Akty nienawiści powinny być zastąpione szacunkiem"
We wtorek Andrzej Matyja wystosował pismo, w którym podkreślił, że "lekarze zrobili wszystko co w ich mocy, aby uratować małego Szymonka". "W trakcie hospitalizacji odbyły się liczne konsylia, w tym z udziałem lekarza wybranego przez rodzinę zmarłego. Niestety, zmarły chłopczyk trafił do szpitala już z nieodwracalnym uszkodzeniem centralnego układu nerwowego" - czytamy.
Matyja zaznaczył, że mózg chłopczyka umarł, a "w takich przypadkach uporczywa terapia jest nieskuteczna i jest wyborem nieetycznym". Jego zdaniem to "przedłuża umieranie oraz daje niepotrzebną nadzieję bliskim Pacjenta, co może przysparzać im dodatkowych cierpień".
W komunikacie wskazał również, że "nawet w tak bliskiej nam religii katolickiej podkreśla się, że »prawo do życia ukonkretnia się u śmiertelnie chorego jako prawo do umierania w spokoju, z zachowaniem godności ludzkiej i chrześcijańskiej. Nie może ono oznaczać prawa do zadania sobie śmierci, ale do przeżywania śmierci po ludzku i po chrześcijańsku oraz nieuciekania przed nią za wszelką cenę«".
Prezes NRL zaznaczył także, że "akty przemocy i nienawiści powinny być zastąpione szacunkiem i wsparciem dla Rodziny Zmarłego, jak i jego lekarzy".