Jeden dzień strajku nauczycieli może kosztować 205 mln zł

Polska
Jeden dzień strajku nauczycieli może kosztować 205 mln zł
PAP/Jakub Kaczmarczyk

Koszty strajku nauczycieli na razie trudno oszacować, ale z czasem odczuje je cała gospodarka - twierdzą eksperci. Profesor Zbigniew Krysiak z SGH wyliczył, że biorąc pod uwagę roczne koszty polskiej oświaty, dzień strajku może kosztować 205 mln zł.

Krysiak zaznaczył, że jego wyliczenia są bardzo szacunkowe i opierają się na "schematycznym podziale kwoty", którą budżet państwa i samorządy przeznaczają na oświatę przez 365 dni w roku.

 

Tłumaczył, że jeśli w 2019 roku "koszty oświaty" wyniosą ok. 70-75 mld zł (w tym 46 mld zł to subwencja z budżetu centralnego - red.), to "dniówka" za strajk wyniesie 195-205 mln zł.

 

Profesor podkreślił, że realnym kosztem, który już dostrzegają rodzice dzieci, jest konieczność zorganizowania opieki nad nimi.

 

- Nawet ci, którzy teraz wezmą urlop, a więc teoretycznie sami zajmą się maluchami, to w dłuższej perspektywie za to zapłacą, ponieważ podczas wakacji będą musieli wykupić np. dodatkowy wyjazd z opiekunem - wyjaśnił.

 

Wydajność rodziców 

 

Ekspert zwrócił też uwagę na koszty, które poniosą pracodawcy. Jeśli strajk się przedłuży - jak mówił - to wielu z nich, żeby wywiązać się z podpisanych kontraktów, będzie musiało zorganizować zastępstwo za rodzica, który opiekuje się dzieckiem, co może się wiązać z koniecznością wypłacenia wyższego wynagrodzenia.

 

- Nie można też zapomnieć o tym, że wydajność i efektywność rodziców "gimnastykujących się", by na czas zmienić opiekunkę, jest często niższa - zaznaczył.

 

Strajk - według Krysiaka - przełoży się też na słabsze wyniki np. sprzedaży detalicznej, ponieważ nauczyciele, którzy nie pobierają pensji, będą mniej wydawać na konsumpcję. Według profesora "nie do końca prawdziwa jest informacja, że nauczyciele, nie dostając za czas strajku wynagrodzenia, przyczyniają się do zmniejszenia kosztów, które ponoszą np. szkoły czy samorządy".

 

Pracownikom obsługi trzeba płacić 

 

Zauważył, że w wielu placówkach oświatowych nie ma wprawdzie nauczycieli i dzieci, ale są np. kucharki, pielęgniarki czy sprzątaczki, które w strajku nie uczestniczą i trzeba im normalnie płacić, choć - jak zaznaczył - nie mają co robić.

 

Ekspert wskazał, że równie istotne są tzw. koszty pozapieniężne.

 

- Tego, co dzieci stracą w sensie edukacyjnym podczas strajku, czyli tego, czego się nie nauczą, nie da się szybko nadrobić - wskazał.

 

Podkreślił, że "ta strata w dłuższej perspektywie przełoży się na gospodarkę".

 

Ekspert Xeliona Piotr Kuczyński zastrzegł, że obecnie wszelkie szacunki kosztów strajku to "wróżenie z fusów". Powiedział, że wiele zależy od tego, jak długo protest potrwa.

 

Strajk nauczycieli 

 

W poniedziałek rozpoczął się zorganizowany przez Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych strajk w szkołach. Przystąpiła do niego też część nauczycieli z oświatowej "Solidarności". W strajku biorą również udział nauczyciele niezrzeszeni w żadnym ze związków. Według ZNP, we wtorek w strajku udział wzięło 74,29 proc. szkół i przedszkoli. Z kolei Ministerstwo Edukacji Narodowej podawało w poniedziałek, że protestuje 48,5 proc. szkół i placówek.

 

Od 25 marca do niedzieli włącznie trwały negocjacje rządu ze związkami zawodowymi zrzeszającymi nauczycieli. W niedzielę wieczorem porozumienie z rządem zawarła tylko oświatowa "Solidarność". ZNP i FZZ odrzuciły propozycje rządu. 

 

maw/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie