Brudziński chce "dorwać debila", autora fałszywego alarmu w szpitalu, w którym leży Kaczyński

Polska
Brudziński chce "dorwać debila", autora fałszywego alarmu w szpitalu, w którym leży Kaczyński
Polsat News

"Dorwiemy debila" - napisał na Twitterze minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński po fałszywych alarmach bombowych w szpitalu przy ul. Szaserów w Warszawie. W lecznicy przebywa lider PiS Jarosław Kaczyński, który leczy tam uraz kolana. Po alarmach placówka była przez jakiś czas zamknięta. Z kwitkiem odsyłano pacjentów i odwiedzających.

"Pacjenci i odwiedzający, którzy chcieli wejść do szpitala przy ul. Szaserów w Warszawie zostali odprawieni z kwitkiem" - podał w piątek po południu portal wp.pl. Według pacjentów bramy szpitala, w którym  od kilku dni przebywa prezes PiS Jarosław Kaczyński, zamknięto na polecenie policji, a na jego teren są wpuszczane tylko auta SOP. Jak dowiedział się polsatnews.pl szpital dostał anonim o ładunku wybuchowym. Wieczorem okazało się, że alarm był fałszywy.

 

"Pycha kroczy przed upadkiem?"

 

Zanim poinformowano o alarmie bombowym, pacjenci niewpuszczeni do szpitala spekulowali, że zamknięcie placówki ma jakiś związek z pobytem w nim prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. "Pycha kroczy przed upadkiem?" – pytał na Twitterze dziennikarz "Rzeczpospolitej" Jacek Nizinkiewicz.

 

Ostro zareagował na to minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński. Zarzucił dziennikarzom, że to przez ich wpisy dotyczące prezesa Kaczyńskiego "życie wielu pacjentów szpitala na Szaserów zostało zagrożone". "Debil, który dwukrotnie zgłaszał policji fałszywy alarm bombowy być może był inspirowany takim barbarzyńskim hejtem, jaki jest kierowany pod adresem PJK (prezesa Jarosława Kaczyńskiego - red) przez polityków opozycji i dziennikarzy" - napisał.

 

"Czy ujął Pan »debili« rasistów z Marszu Niepodległości?"

 

W kolejnych wpisach Brudziński pisał: "Totalni tłiterowicze oburzeni słowem »debil« które użyłem pod adresem DEBILA! Który swoimi telefonami naraził wielu pacjentów szpitala na niebezpieczeństwo utraty życia. Kierujcie swoje oburzenie w inną stronę, boja nie tylko podtrzymuję, że ta kreatura jest DEBILEM ale obiecuję, obiecuję, że dołożę jako szef MSWiA wszelkich starań aby policja i inne służby namierzyli jak najszybciej tę osobę. Mam nadzieję, że prokuratura dołoży postara się, aby sąd mógł ukarać te kreaturę, tak surowo, jak tylko pozwala na to obowiązujące prawo". (pisownia oryginalna)

 

 

Nizinkiewicz po tym, gdy Wojskowy Instytut Medyczny (WIM) poinformował na Twitterze, że powodem niewpuszczania pacjentów był alarm bombowy, usunął swojego tweeta z cytatem wp.pl. Spytał jednocześnie: "Panie Ministrze, ja skasowałem wpis z cytatem z informacji WP. A Pan odpowie, co zrobił ws. realizacji swojej obietnicy sejmowej z 25 stycznia o ujęciu "debili" rasistów z Marszu Niepodległości? Śmiało, proszę odpowiedzieć i się nie wstydzić, jeśli nie rzucał Pan słów na wiatr".

 

 

Minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński przekonywał wówczas w Sejmie: "zero tolerancji dla jakichkolwiek przejawów gloryfikowania zbrodniczych ustrojów totalitarnych". Tego samego dnia zapowiedział również "zatrzymania prowokatorów" - osób propagujące treści faszystowskie podczas Marszu Niepodległości w 2017 r.

 

 

"Gdyby udało się złapać sprawcę, byłaby to nowość"

 

"Gdyby rzeczywiście policji i prokuraturze udało się złapać sprawcę alarmu w WIM, byłaby to jakaś nowość" - pisze oko.press. Zauważa, że śledztwa w sprawie dwóch innych głośnych alarmów za rządów PiS zakończyły się porażką śledczych i umorzeniami ze względu na niewykrycie sprawców.

 

19 grudnia 2015 r. Komitet Obrony Demokracji zorganizował pod Sejmem manifestację w obronie Trybunału Konstytucyjnego i demokracji, w której brało udział według różnych szacunków ok. 20 tys. osób. Organizatorzy w jej trakcie otrzymali informację o podłożeniu bomby w rejonie Sejmu. Manifestację rozwiązano.

 

W sprawie wszczęto śledztwo - ustalono numer telefonu, z którego zrealizowano zawiadomienie, przesłuchano operatora numeru alarmowego 112, który je przyjął, oraz sprawdzono monitoring. Jak informował wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński, "czynności te nie doprowadziły do wykrycia sprawcy opisywanego czynu". Śledztwo umorzono.

 

Podobna sytuacja miała miejsce 5 czerwca 2016 roku w warszawskim Domu Literatury. Uroczystość wręczenia prof. Ewie Łętowskiej nagrody Polskiego PEN Clubu im. Ksawerego i Mieczysława Pruszyńskich, na którą przybyli prawnicy, byli sędziowie TK, akademicy i pisarze została zakończona po laudacji na część laureatki. Goście musieli opuścić budynek z powodu alarmu bombowego. Okazał się fałszywy.

 

Śledztwo w tej sprawie prowadziła śródmiejska policja, pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście Północ. - Mimo szeregu podjętych w tej sprawie czynności nie ustalono osoby podejrzanej o to przestępstwo - poinformował asp. sztab. Robert Koniuszy, oficer prasowy śródmiejskiej komendy policji. Prokuratura Okręgowa w Warszawie wyjaśniła natomiast, że "przeprowadzone w toku postępowania czynności operacyjne i procesowe nie doprowadziły do ustalenia sprawcy/sprawców wywołania fałszywego alarmu". To śledztwo także zostało umorzone.

 

Za fałszywe powiadomienie o zagrożeniu dla życia lub zdrowia wielu osób grozi kara od pół roku do 8 lat więzienia.

 

oko.press, polsatnews.pl

hlk/mr/dro/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie