"Operacja: Sabotaż". Anonimowość i "łatwe" pieniądze. Tak rekrutują rosyjskie służby
Podpalenia, kamery wzdłuż torów i wreszcie wybuch - to nie są przypadkowe zdarzenia, to wojna hybrydowa. Rosyjscy agenci - anonimowo i dyskretnie - obiecują łatwe pieniądze za zadania, które mogą mieć później poważne konsekwencje. Monika Gawrońska dotarła do osób, które były na celowniku rosyjskich rekruterów. - Najpierw są proste zadania, później nie ma odwrotu - mówi Igor.

Nowe technologie to wiele możliwości - a przede wszystkim - duża anonimowość. Na tym najbardziej zależy dywersantom. Dlatego rekrutacja dzieje się online w rosyjskiej aplikacji Telegram. To tam pod pretekstem zarobku powstają posty i ogłoszenia o pracę, ale to niejedyny sposób. Czasem wystarczy zwykły komentarz.
Igor, Ukrainiec mieszkający w Polsce, dwa lata temu otrzymał na Telegramie propozycję współpracy.
- Skomentowałem polityczny post na Telegramie, a był on krytyczny wobec władz ukraińskich - mówi w rozmowie z Moniką Gawrońską. - I napisał do mnie obcy mi chłopak - że się ze mną zgadza, że nie wiadomo co w ogóle rząd ukraiński robi. Po jakimś czasie znów się do mnie odezwał czy nie chcę jakoś szybko zarobić. Zapytałem wtedy, co to miałoby być - dodaje.
W odpowiedzi usłyszał, że "to są łatwe i szybkie pieniądze do zarobienia i że nie muszę się niczym przejmować, bo to nic nielegalnego i że obiecuje mi anonimowość". - Wystarczy tylko, że zrobię kilka zdjęć samochodów. Zrozumiałem, że chodzi o samochody wojskowe i że wyślę mu te zdjęcia. Zaproponował 200, 300 euro za każde zdjęcie - opowiada.
ZOBACZ: Polsat News Ujawnia: Tak działa rosyjska propaganda w Polsce. "Ja nauczam. Mówię prawdę historyczną"
- Od razu zrozumiałem, że wygląda to jakoś dziwnie i napisałem temu chłopakowi, że sorry, nie jestem zainteresowany. I zablokowałem go. A całą sytuację opisałem w chatbocie Ukraińskiej Służby Bezpieczeństwa - mówi Igor.
Jak przyznaje, rekruterzy "ogłaszają się dosłownie wszędzie w mediach społecznościowych, ale najczęściej na Telegramie". - Powstają reklamy, ogłoszenia oferujące pracę - a za tę pracę gwarancja łatwych pieniędzy. Płatne najczęściej w kryptowalutach. Widziałem, że sporo osób pisało pod takimi postami komentarze, że otrzymało pieniądze - dodaje.
I podkreśla, że podobne propozycje jak on, dostało kilkoro jego znajomych. - Myślę, że wystarczy tylko napisać coś krytykującego ukraińską władzę albo pomoc europejską i oni od razu piszą, bo myślą, że mogą trafić na podatny grunt - zaznacza.
- Wiem też, że zdarzają się sytuacje gdzie na początku jest wszystko w porządku, łatwe zadania, szybka praca - później jednak te osoby zlecają coraz trudniejsze zadania, aż dochodzi do momentu, kiedy zaczynają szantażować i człowiek nie ma już wyboru czasami - dodaje.
Cały reportaż "Operacja: Sabotaż" możesz obejrzeć tutaj.
Rosyjska dywersja w Polsce
15 listopada 2025 r. na linii kolejowej nr 7, we wsi Mika koło Garwolina doszło do wybuchu. Na tej samej trasie, tym razem w Puławach, uszkodzona została sieć trakcyjna. Mogło dojść do tragedii. Za wszystko odpowiedzialni mają być dwaj mężczyźni. Urodzony w Estonii 41-letni Jewhenii Iwanow i pochodzący z Ukrainy 39-letni Ołeksandr Kononow. Obaj pracujący na zlecenie Rosji.
- Bez wątpienia jest to terror XXI wieku. Nie mamy wątpliwości, kto za tym stoi. Styl działania jednoznacznie wskazuje na to, że to zagrożenie przychodzi ze wschodu. Z resztą Rosjanie, mimo że dyplomatycznie robią ładne oczęta i się uśmiechają, dążą do destabilizacji Polski, Europy i tak naprawdę do wojny - mówi Jacek Dobrzyński, rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych. Według śledczych podejrzani o dywersję jeszcze w nocy po akcji wyjechali na Białoruś. Teraz ścigani są listami gończymi i europejskim nakazem aresztowania. Wpłynął również wniosek o ściganie ich czerwoną notą Interpolu.
To nie pierwszy raz, kiedy w Polsce planowano wykoleić pociąg.
Instrukcje od "Andrzeja"
Inna grupa dywersantów chciała to zrobić niemal trzy lata temu. Maksym L. oraz Artem A. to główne postaci z liczącej ponad 16 osób grupy dywersyjnej. To głównie Ukraińcy, Białorusini i jeden Rosjanin. Zwerbowani przez Telegram. W 2023 r. zostali zatrzymani przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Ich przełożonym miał być Michaił Wiktorowicz Mirgorodski - pseudonim Andrzej i Pink. To 28-letni Rosjanin urodzony w Ukrainie - dziś poszukiwany przez polskie służby listem gończym za kierowanie siatką szpiegowską na rzecz rosyjskiego FSB.
"'Andrzej' skontaktował się ze mną za pośrednictwem Telegrama. W trakcie rozmowy powiedział: 'kierownik chce, żebyś pojechał pooglądać miejsca, gdzie można zamontować kolejne kamery'. Wysłał mi pinezki z koordynatami. On mi wtedy napisał, że chodzi o ustalenie informacji, czy w tym miejscu znajduje się budynek opuszczonego zakładu przemysłowego, gdzie miały miejsca ćwiczenia wojskowe dla ukraińskiej armii. Druga pinezka dotyczyła lokalizacji magazynu. Trzecia pinezka to była strzelnica" - mówił podczas przesłuchania Maksym L.
ZOBACZ: Ogromne pieniądze i kontrowersyjna rozrywka. Dziennikarska prowokacja w Polsat News Ujawnia
Z kolei Artem A. zeznał, że "Andrzej" zlecił mu "zamówienie lokalizatora". "Ja go miałem oddać Maksymowi, a on miał go podstawić pod pociąg. To miało być w okolicach Warszawy. Miał być przypięty przez Maksyma na moście. To wynikało z tego, że tam była technika wojskowa" - mówił zatrzymany dywersant.
Według zeznań Maksyma L., na montaż pierwszej kamery pojechał do Przemyśla "12 km od ostatniej stacji kolejowej". "Andrzej" wysłał mu koordynaty miejsc także w Zamościu. "Nie miało to znaczenia, czy wywieszę kamery na drzewie, czy na słupie. Mówił, że jedynie ma znaczenie, aby to były miejsca, żeby ta kamera nie została szybko przez kogoś zabrana. Wizja kamery miała obejmować tory kolejowe. 'Andrzej' mówił, że potrzebuje ustalić pociąg" - mówił Maksym L.
Artem A. wprost zeznał, że przełożony poinformował go, że "wszystkie wykonane przez nas zadania - kupno GPS, ich montaż pod pociągiem, montowanie kamer przy torach były czynnościami, które prowadzić miały do wykolejenia pociągu".
Członkowie tej siatki wykonywali setki zadań - od graffiti po montaż urządzeń śledzących i ukrywanie trackerów w konwojach. Dwa lata temu usłyszeli wyrok sześciu lat więzienia. Po odbyciu kary czeka ich deportacja.
Podwójne życie hokeisty i seria podpaleń
W tym samym procesie skazany został 20-letni Maksim S. - rosyjski hokeista, rezerwowy zawodnik Zagłębia Sosnowiec prowadził w Polsce podwójne życie. W ciągu dnia grał w ligach młodzieżowych, w nocy wykonywał zadania dla rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Przez rok robił zdjęcia strategicznych punktów infrastruktury, w tym torów kolejowych i magazynów wojskowych. Usłyszał zarzut szpiegostwa na rzecz Rosji, a następnie wyrok 2 lat i 11 miesięcy więzienia oraz grzywnę. W maju deportowano go do Rosji.
Od wiosny 2023 r. na terenie całego kraju doszło do wielu podpaleń - płonęły magazyny, sklepy wielkopowierzchniowe i pustostany. W maju 2024 roku ogromny pożar hali handlowej przy ulicy Marywilskiej 44 w Warszawie strawił blisko 1400 sklepów. To jeden z największych pożarów w Polsce od wielu lat.
Przy wielu tych sprawach pojawiają się te same osoby - Stepan K., Białorusin udający uchodźcę politycznego, w przeszłości zawodnik MMA, Andriej B., były białoruski milicjant i Ukrainiec Danił Bardadim, 18-letni pracownik fizyczny. Zdaniem służb to oni odpowiedzialni są m.in. za dwukrotne podpalenie gdyńskiej restauracji czy ogień w markecie budowlanym. To 18-latek nagrywał pożar i akcję ratunkową przy Marywilskiej. Ma być też zamieszany w inne podpalenie w Wilnie.
- Głównym celem jest oddziaływanie na społeczeństwo. Powodowanie wrażenia chaosu, niebezpieczeństwa, zagrożenia, kompetencji władzy - tłumaczy Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Krajowej.
Jacek Dobrzyński mówi wprost: "to sprawdzenie jak działają nasze służby, rozchwianie społeczeństwa pod kątem myślenia: a może układajmy się z Rosjanami, a może pokornie z nimi dogadujmy się, to u nas tych pożarów nie będzie". - Nie. Rosyjskie imperium dąży do tego, żeby wykorzystać, a w końcu zdominować każde państwo - podkreśla rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych.
ZOBACZ: Jak kradną oszuści? Najnowszy reportaż Polsat News Ujawnia szokuje
Dziś akty sabotażu to nie tylko sianie chaosu w realnym świecie, ale także w tym wirtualnym. - Polska jest dzisiaj najbardziej atakowanym państwem w Unii Europejskiej dziennie. W ciągu ostatniego miesiąca 50 tys., w ciągu roku 2024 zgłoszeń 600 tys., a w tym roku, w ciągu pierwszych trzech kwartałów, już pół miliona zgłoszeń - mówił w "Gościu Wydarzeń" minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. To element wojny hybrydowej. - Możemy się zmagać z blackoutami, z problemem dostępu do wody - tłumaczy Andrzej Kozłowski z cyberdefence24.pl.
- Spokojne czasy już minęły. Zdecydowanie powinniśmy zaakceptować to w jakich realiach żyjemy. Pozdrowienia dla wszystkich osób, które uważają, ze to nie nasza wojna. To jest absolutnie nasza wojna i jej rezultat będzie miał bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo Polski, ale i na sytuację społeczną i ekonomiczną Polski. To nasz narodowy interes, żeby wspierać walczących Ukraińców, pomimo tego, że możemy być z różnych powód na nich źli, oni tez nie są idealni - zaznacza Kozłowski.
- Służby działają, prokuratura działa. Bardzo wielu zdarzeniom udaje się zapobiec przed ich wystąpieniem. Od nas też zależy, żebyśmy nie ulegali propagandzie rosyjskiej, że w Polsce jest zagrożenie i destabilizacja - podkreśla Przemysław Nowak. - Celem wywiadu rosyjskiego jest to, żebyśmy się nie czuli bezpiecznie - dodaje.
Obecnie toczy się około 30 postępowań przeciwko dywersantom i szpiegom, którzy działali na terenie Polski.
"Operacja: Sabotaż" to kolejny materiał przygotowywany przez Dział Projektów Specjalnych, w ramach cyklu Polsat News Ujawnia. Autorką jest Monika Gawrońska.
Widziałeś coś ważnego? Przyślij zdjęcie, film lub napisz, co się stało. Skorzystaj z naszej Wrzutni
Czytaj więcej