Mija rok od śmierci Jana Furtoka. Smutny koniec legendarnego napastnika
Mija rok od śmierci Jana Furtoka, legendy GKS-u Katowice, HSV i Eintrachtu Frankfurt, który przez lata walczył z chorobą Alzheimera. Jego żona opowiada o postępującej chorobie, która uniemożliwiała mu codzienne funkcjonowanie i odbierała wspomnienia. Pomimo trudności, Jan Furtok potrafił wykazywać przebłyski świadomości, pamiętając fragmenty kariery czy ulubione pieśni.

W ostatnich latach życia Jan Furtok nie był już w stanie normalnie funkcjonować. Wymagał stałej opieki, a jego najbliżsi obserwowali z bezradnością, jak choroba odbiera mu coraz więcej. - Zdarza się, że nie pamięta, jak wnuki mają na imię - mówiła wprost jego żona Anna. Dziś mija rok od śmierci jednego z najbardziej utytułowanych polskich piłkarzy, legendy GKS-u Katowice, HSV i Eintrachtu Frankfurt. Człowieka, który przez lata walczył z Alzheimerem.
Początki choroby były niepozorne. Najpierw drobne pomyłki, takie jak mylenie godzin, otwarte drzwi samochodu, wjazd na czerwonym świetle. Z czasem gubił coraz więcej - klucze, dokumenty, potem nawet twarze najbliższych. W pewnym momencie przestał rozpoznawać samego siebie na własnych zdjęciach.
ZOBACZ: Legendarny piłkarz z tytułem szlacheckim. "Nie mógłbym być bardziej dumny"
Gdy w 2021 roku Mateusz Skwierawski odwiedzał Furtoków, choroba była już bardzo zaawansowana. - Krzyczał, że przecież potrafi prowadzić samochód, a lekarz spytał mnie: chce mieć pani męża na sumieniu? - wspominała żona Anna w rozmowie z WP SportoweFakty. Opieka była całodobowa, wymagała mycia, ubierania, karmienia.
- On jest jak niemowlak - mówiła z bolesną szczerością żona. A jednak bywały momenty przebłysków. Pamiętał gola z meczu z NRD, potrafił przypomnieć sobie urywki kariery w HSV, zdjęcia z dawnych czasów, nawet spotkanie z papieżem. Podczas oglądania meczów zdarzało mu się jeszcze krzyknąć: "tam graj!".
Rok od śmierci Jana Furtoka. Był legendarnym napastnikiem
Codzienność była przewrotna. Jan dalej lubił tańczyć, śpiewać pieśni kościelne, a także kawałki "Dżemu". - W kościele jesteśmy co niedzielę - mówiła jego żona. Zdarzały się też gwałtowne reakcje. Kiedyś spojrzał w lustro i wybuchł: - Ty ch..., co robisz! - wziął odbicie za obcego.
Rodzina szukała pomocy w wielu ośrodkach, ale odpowiedź była brutalna: "W tym stadium już się nie da pomóc". Leki jedynie spowalniały chorobę, rehabilitacja była ograniczona. Na zajęciach lubił kopać piłkę po sali, w końcu musiał ćwiczyć osobno, w domu. Profesor Konrad Rejdak tłumaczył, że dawne wspomnienia utrwalane przez lata są czasem jedynym, co potrafi się utrzymać, gdy znika pamięć świeża.
ZOBACZ: Jan Furtok nie żyje. Były reprezentant Polski miał 62 lata
Podkreślał też, że najważniejsze jest bezpieczeństwo chorego i aktywizowanie go w najprostszych czynnościach. Najbliżsi robili, co mogli. - Mąż już zapomina imiona wnuków… Ale nie odpuszczę mu. Trzeba do niego mówić głośno, pokazać, powtórzyć. Wymaga to cierpliwości - opowiadała Anna.
Furtok to absolutna ikona polskich piłkarzy w Bundeslidze - 60 goli, status gwiazdy HSV, potem Eintracht, 36 występów i 10 bramek w kadrze. Choć kibice pamiętają też jego słynne trafienie ręką z San Marino w 1993 roku, które dało Polakom zwycięstwo 1:0. Po reportażu Skwierawskiego cała Polska dowiedziała się o dramatycznym stanie zdrowia byłego napastnika.
PZPN i niemieckie kluby deklarowały pomoc. - Widzimy, że choroba nie wybiera i może dopaść każdego - mówił prezes Cezary Kulesza. Jan Furtok zmarł nagle 26 listopada 2024 roku w Katowicach. - Nic nie wskazywało, że odejdzie tak szybko. Widocznie Pan Bóg zdecydował wcześniej, kiedy zgasić Jankowi świeczkę - powiedziała jego żona.
Wiadomość o śmierci wstrząsnęła całym środowiskiem piłkarskim. GKS Katowice zastrzegł numer dziewięć, z którym grał legendarny napastnik.
Widziałeś coś ważnego? Przyślij zdjęcie, film lub napisz, co się stało. Skorzystaj z naszej Wrzutni
Czytaj więcej