Szukają lekarza, oferują ponad 100 tys. złotych. Chętnych brak

Polska
Szukają lekarza, oferują ponad 100 tys. złotych. Chętnych brak
Polsat News
Szpital w Bielsku-Białej proponuje dużą pensję, ale chętnych brak

Choć kwota robi wrażenie, chętnych brak. Ponad 100 tysięcy złotych miesięcznie może zarobić lekarz medycyny ratunkowej na SOR-ze w Bielsku-Białej pod warunkiem, że będzie tam na stałe. Choć szpitale podnoszą lekarzom pensje i tak nie udaje się zapełnić wakatów.

To ogłoszenie o pracę robi wrażenie. Specjalista z medycyny ratunkowej na SOR-ze w Bielsku-Białej może zarobić od ponad 70 do przeszło 100 tysięcy złotych miesięcznie. To wszystko pod warunkiem, że zgodzi się przepracować minimum 200 godzin w miesiącu.

Sto tysięcy dla specjalisty. Chętnych brak

- Nikt do tej pory takiej umowy, na taką kwotę z nikim nie podpisał - powiedziała Polsat News Bożena Capek, p.o. dyrektor Wojewódzkiego Szpitala w Bielsku-Białej.

 

ZOBACZ: Zatruły się kefirem. Dwa tysiące przedszkolaków trafiło do szpitali

 

Obecnie ordynator przygotowując grafik nie prosi, a błaga lekarzy o wzięcie chociaż jednego dyżuru. Dlatego dyrekcja marzy o jednym specjaliście, który będzie chciał się związać z oddziałem

 

- Z miesiąca na miesiąc walczymy o zachowanie płynności, ciągłości pracy oddziału - tłumaczyła dr Katarzyna Kuchnicka, p.o. zastępca dyrektora ds. lecznictwa.

 

W Bielsku-Białej chodzi o zabezpieczenie  życia i zdrowia trzystu tysięcy mieszkańców. Dziennie na SOR podjeżdża trzydzieści karetek, w ciągu doby pomocy wymaga od 90 do 130 pacjentów.

 

- Ta praca ma charakter bardzo dynamiczny, porównywalny z frontowym polem walki - dodała Kuchnicka. 

 

- Znikąd pomocy, ogromna odpowiedzialność, stres i niebezpieczeństwo prawne w przypadku błędu. Nawet za bajońskie kwoty nikt w takich miejscach nie chce pracować - tłumaczył prezes Naczelnej Izby Lekarskiej Łukasz Jankowski.

 

WIDEO: Kryzys w polskich szpitalach. Brak chętnych do pracy za sto tysięcy miesięcznie

 

 

Konkurencja między szpitalami. "Dyrektor kupuje sobie spokój"

W czerwcu podobny problem był w szpitalu wojewódzkim w Kielcach. Obecnie pracuje tu dziesięciu specjalistów, ale trzeba było podnieść stawki. Dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach Marcin Martyniak powiedział, że za godzinę jest to nawet kilkaset złotych.

 

20 proc. specjalistów otrzymuje minimalne wynagrodzenie wynikającą z ustawy, czyli 11 800 złotych brutto. Tam gdzie jest deficyt specjalistów, tak jak w przypadku medycyny ratunkowej, granice są przekraczane.

 

ZOBACZ: Nie żyje polski turysta. Wspinał się na najwyższy szczyt Tatr

 

Taka konkurencja wywołuje lawinę nieszczęść - mówią inni dyrektorzy szpitali.

 

- Tamten dyrektor kupuje sobie spokój na chwilę, ale niestety w następnym powiecie czy w następnym szpitalu dochodzi do zawieszenia działalności ze względu na brak specjalisty - tłumaczy dr Anna Gil, dyrektor Szpitala Powiatowego w Końskich.

 

Średnio dyrektorzy szpitali na wynagrodzenia dla medyków wydają 55 proc. środków z Narodowego Funduszu Zdrowia.

 

- Są szpitale-rekordziści, którzy wydają 110 proc. na wynagrodzenia czyli płacą więcej, niż mają pieniędzy - powiedziała Anna Gołębicka, ekonomistka ze Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej.


Eksperci nie mają wątpliwości - to nie jest wina lekarzy, to system źle działa.

 

- Same pieniądze niczego nie zmienią, jeżeli nie wymyślimy tego systemu na nowo, żeby on był dopasowany do potrzeb pacjenta. Gdy tylko będziemy dolewać, to dalej będziemy mieli tą samą sytuację - dodała Gołębicka.

 

Nierówności w wynagrodzeniach ma wyrównywać ustawa o sieci szpitali.

Jakub Pogorzelski / jp / polsatnews.pl / "Wydarzenia"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie