Zandberg alarmuje ws. leków. Mówi o destabilizacji sytuacji w Polsce

Polska
Zandberg alarmuje ws. leków. Mówi o destabilizacji sytuacji w Polsce
Polsat News
Adrian Zandberg o zagrożeniu brakiem leków w Polsce

- Naprawdę, nie trzeba na Warszawę wysłać dronów, żeby zdestabilizować kompletnie sytuację, jeśli nagle tysiące ludzi dowiedzą się w aptece, że leków, których potrzebują do normalnego funkcjonowania, nie ma - przekonywał Adrian Zandberg we wtorkowym wydaniu "Graffiti". Jak dodał, Polska ma problem z substancjami czynnymi lekarstw, które kupuje od krajów sprzymierzonych z Rosją - Indii i Chin.

Adrian Zandberg w rozmowie z Marcinem Fijołkiem na antenie Polsat News pozytywnie ocenił fakt, że w Polsce coraz częściej rozmawia się o obronie przeciwlotniczej, o nowych zagrożeniach wojennych jak choćby drony, a także o wyposażeniu armii w skuteczniejszą technologię. Zaznaczył jednak, że zapomina się o jednym z bardziej istotnych problemów, jakim jest brak samodzielności Polski w produkcji podstawowych leków.

 

- Bardzo mało rozmawiamy o tym, jak łatwo można Polskę zdestabilizować gospodarczo albo społecznie. My dzisiaj nie produkujemy w Polsce olbrzymiej części leków, których używają na co dzień miliony Polaków. One czasem są w Polsce tabletkowane, ale te substancje czynne, czyli to, co w lekach działa, sprowadzamy - wyjaśnił współprzewodniczący partii Razem.

Zandberg: Brak leków wystarczy, by zdestabilizować Polskę

Polityk sprecyzował, że kraje, z których import substytutów jest obecnie jednym z najbardziej znaczących, to Indie i Chiny. Oba państwa są sprzymierzone z Rosją w ramach Szanghajskiej Organizacji Współpracy.

 

Zdaniem Zandberga konieczne jest przeniesienie produkcji do Polski. - Powinniśmy natychmiast uruchomić duży program inwestycyjny, jeżeli chodzi o fabryki leków, a konkretnie fabryki substancji czynnych - powiedział w "Graffiti".

 

ZOBACZ: "Miał ponieść porażkę, a zrobił sobie zdjęcie". Zełenski ostro o spotkaniu Trump-Putin

 

W razie zablokowania dostaw tychże substancji z zagranicy, Polacy straciliby dostęp do leków np. na cukrzycę, ale też środków medycznych, które są "istotne w medycynie pola walki".

 

- Uważam, że to jest nieodpowiedzialne, że przez lata kolejne rządy - mówię o rządzie PiS i Platformy - tego tematu nie ruszyły, chociaż mamy do tego narzędzia i moglibyśmy odbudować publiczną produkcję - zauważył Zandberg. Dodał, że w jego opinii "to nieróbstwo tutaj może się na nas bardzo mocno zemścić".

"Nie trzeba wysyłać dronów". Zandberg o zagrożeniu kryzysem

- Naprawdę, nie trzeba na Warszawę wysłać dronów, żeby zdestabilizować kompletnie sytuację, jeśli nagle tysiące ludzi dowiedzą się w aptece, że leków, których potrzebują do normalnego funkcjonowania, nie ma, ponieważ Indie albo Chiny po prostu odcięły nas od substancji czynnych - podsumował wątek.

 

Pytany o słowa Ludwika Koteckiego, członka Rady Polityki Pieniężnej, który na łamach money.pl stwierdził, że w Polsce potrzebny jest podatek wojenny i czasowe zawieszenie świadczeń socjalnych, Zandberg odparł: - Pan Kotecki bardzo często mówi takie rzeczy rodem z lat 90.

 

- Dzisiaj realnym wyzwaniem, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo Polski, jest to, że musimy zachować spójność społeczną i nasze społeczeństwo musi być odporne na zewnętrzne wpływy - dodał polityk.

 

WIDEO: Adrian Zandberg w programie "Graffiti"

Problem ze schronami w Polsce

W odniesieniu do tego Zandberg ocenił, że skoro kraj ma wzrost gospodarczy, obywatele także powinni z niego czerpać. - Ja uważam, że jest coś głęboko nie w porządku, kiedy z jednej strony pozwalamy na to, żeby banki miały dziesiątki miliardów zysku, a z drugiej strony mówimy pracownikom, że mają się zadowolić podwyżką 90 gr. - stwierdził, odnosząc się do przyszłorocznego wzrostu płacy minimalnej.

 

ZOBACZ: "Nie znam". Polsat News przepytał polityków, jak działa system alarmowy

 

Współprzewodniczący partii Razem został też zapytany przez Marcina Fijołka, czy potrafi rozpoznać sygnały alarmowe w Polsce. W poniedziałkowym wydaniu "Graffiti" poseł PiS Mariusz Błaszczak nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, stwierdzając, że jest to "wina zaniechań związanych z lekceważeniem spraw dotyczących obronności".

 

- No to po prostu modulowany, kiedy zaczyna się alarm, i stały, kiedy się kończy - odpowiedział poprawnie Zandberg. Zaznaczył jednak, że mamy większy problem, który dotyczy tego, że Polacy nie wiedzą, gdzie udać się na wypadek ogłoszenia takiego alarmu. - Także taki, że niestety trochę państwo polskie udaje, że niektóre budowle ochronne mamy, chociaż w rzeczywistości one nie pełnią roli schronów - ocenił.

Patryk Idziak / polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie