Dramat mieszkańców osiedla w Ząbkach. "Moja noga już tu nie postanie"

Dzień po pożarze osiedla w Ząbkach poszkodowani mieszkańcy z niepokojem myślą o swojej przyszłości. - Nie mamy dachu nad głową. Jesteśmy w hotelu z trójką dzieci - opowiada Polsat News jeden z poszkodowanych. Inni przyznają, że sama myśl o powrocie w to miejsce budzi w nich lęk. - Moja noga już tu nie postanie, ja się tak boję - wyznaje inna z mieszkanek.
W wyniku czwartkowego pożaru na osiedlu w Ząbkach przy ulicy Powstańców doszło do ogromnych zniszczeń. Jak przekazał Komendant Główny PSP - spaleniu uległ cały dach i poddasze - czwarta i piąta kondygnacja budynku wielorodzinnego uległa "całkowitemu zniszczeniu". Jak relacjonują mieszkańcy, nagłe pojawienie się ognia wyrwało ich z wieczornej rutyny.
- Podczas wybuchu pożaru byłem na patio, na balkonie. Sąsiedzi zaczęli krzyczeć, że się pali dach. Ubrałem dzieci, zabrałem psa i wyszliśmy na dwór, jeszcze sąsiadów budziłem, bo też dzieci usypiali i wybiegli zaraz za nami. Tragedia po prostu - opowiada w rozmowie z Polsat News pan Adam, którego mieszkanie zostało kompletnie strawione przez ogień.
ZOBACZ: Pożar w Ząbkach. Co naprawdę wiemy o zabezpieczeniach przeciwpożarowych?
Mężczyzna obecnie martwi się, o to gdzie spędzili kolejne noce. Gmina udostępniła pogorzelcom miejsce w lokalnym hotelu, jednak jak podkreślił, ze względu na rezerwacje innych gości, to miejsce ma zagwarantowane jedynie do soboty. Dopiero później mają nadejść kolejne decyzje w sprawie możliwej pomocy. - Nie mamy dachu nad głową, nie mamy gdzie mieszkać, jesteśmy w hotelu z trójką dzieci - podkreślił.
Pożar w Ząbkach odebrał im dorobek życia. "Pojawia się pytanie, co dalej?"
Inni w momencie, gdy zaczął płonąć ich dobytek, byli poza domem. - Wróciłam właśnie z Warszawy i weszłam tylko po psa, bo już pierwszy blok palił się cały, a drugi blok, w którym mieszkałam, to paliła się już jedna trzecia dachu, ogień był bardzo wysoki - wspomina jedna z poszkodowanych.
- Jak wychodziłam, to już nawet na parterze było zadymienie. Być może byłam ostatnią osobą, która wyszła z tego bloku - dodaje.
ZOBACZ: Pomoc dla pogorzelców z Ząbek. Minister zapowiada działania
Teraz w głowie mieszkańców mnożą się pytania o przyszłość. - Najpierw się pracowało na mieszkanie, na kredyt, a później ten kredyt został spłacony. Teraz mieszkania praktycznie nie ma i pojawia się pytanie, co dalej? - wskazuje pan Dariusz.
- Pierwsze podstawowe pytanie, czy te mieszkania będą remontowane, jak administracja się zachowa, jaka będzie forma odbudowy tego, ile to potrwa, jak ubezpieczyciele się zachowają w tej sytuacji - wymieniał mieszkaniec.
ZOBACZ: Pożar w Ząbkach. Prokuratura wszczęła śledztwo
Część mieszkańców osiedla w Ząbkach nie wyobraża sobie jednak, jak mogłoby kiedykolwiek wrócić do swoich mieszkań.
- Moja noga już tu nie postanie, ja się tak boję, nie wiem, jak mogłabym usnąć z synem. Dobrze, że wtedy nie spaliśmy, bo byśmy nie wyszli z tego cało - podkreśla jedna z mieszkanek.
Dramat mieszkańców spalonego osiedla. Czekają na pomoc
Terenu zamkniętego osiedla przy ul. Powstańców w Ząbkach pilnuje kilkudziesięciu policjantów. Po pożarze funkcjonariusze wpuszczają tam wyłącznie mieszkańców bloków, które w nim nie ucierpiały. Po obu stronach ulicy stoją tłumy gapiów. Ludzie mówią o olbrzymiej tragedii, trudno uwierzyć im w to, co się stało. Czekają na pomoc.
ZOBACZ: Premier Donald Tusk zdecydował ws. pożaru w Ząbkach. "Uruchomienie specjalnych środków"
Magda i jej mąż do dwukondygnacyjnego mieszkania na najwyższych piętrach przeprowadzili się w zeszłym roku, z Warszawy. Kupując je, wsparli się kredytem hipotecznym. Uciekając przed ogniem, zdążyli zabrać ze sobą tylko dowody osobiste i psa.
- To było nasze pierwsze wspólne mieszkanie. W środku były drewniane schody, pewnie pięknie płonęły - powiedziała kobieta. Dodała, że przejmuje się rzeczami, które zostawiła w środku, szkoda jej pamiątek.
Przyznała, że nadal do niej nie dociera, co tak naprawdę się wydarzyło. Emocje są silne, w nocy pozwoliły zasnąć na mniej niż godzinę. Ubrana w te same szorty i lnianą koszulę, co dzień wcześniej, przyszła do Szkoły Podstawowej nr 3, żeby porozmawiać z policją.
Pogorzelcy nie wiedzą, w jakim stanie są ich mieszkania
Z policją przyszli też porozmawiać Piotr i jego partnerka, którzy od 11 lat mieszkali na trzecim piętrze. Z mieszkania wygonił ich hałas na klatce schodowej. Kiedy byli już na zewnątrz budynku, Piotr usłyszał zbliżające się strażackie syreny.
W internecie widział filmik, na którym paliły się dwie naprzeciwległe części budynku. - To pewnie wiatr poniósł ogień - powiedział. Dodał, że spadające z góry płonące elementy powodowały pożar na balkonach niższych kondygnacji.
Jak inni, dowiaduje się wszystkiego z mediów. Nie wie, w jakim stanie jest jego mieszkanie. Zakłada, że zostało zalane. - Będziemy mogli wejść, kiedy ściągną poszycie dachu - ocenił.
ZOBACZ: Seria pożarów w Warszawie i okolicach. "Trzeba być trochę paranoikiem"
Jego zdaniem w czasie, kiedy wybuchł pożar, wielu mieszkańców dopiero wracało do domu - byli na zakupach lub załatwiali inne sprawy.
- Wnuczka wyszła z psem na spacer i już nie wróciła, nie mogła. Mieszkała na drugim piętrze - powiedziała starsza kobieta. - Dobrze, że są wakacje, część rodziny wyjechała, to jest u kogo się zatrzymać - dodała.
W piątek rano obie kobiety poszły porozmawiać z burmistrzem, zgłosić, że potrzebne jest mieszkanie. Sekretarz miasta zapisała numer telefonu i obiecała, że się odezwie.
Czytaj więcej