Małe dzieci bawiły się za głośno w mieszkaniu. Sąd skazał matkę

Polska
Małe dzieci bawiły się za głośno w mieszkaniu. Sąd skazał matkę
Interwencja
Absurd w Golubiu-Dobrzyniu. Matka skazana za zabawy dzieci w ich własnym mieszkaniu

Absurd w Golubiu-Dobrzyniu. Wyrokiem nakazowym matka została skazana za zabawy dzieci w ich własnym mieszkaniu. Nowemu sąsiadowi przeszkadza bieganie i śmiechy, normalne dźwięki w bloku. Za skazaną rodziną murem stanęli inni sąsiedzi z klatki. Wszyscy spotkali się w sądzie. Sąsiad odgraża się, że to nie koniec, że użyje… wiertarki. Materiał "Interwencji".

- Do tej pory żyliśmy z naszymi sąsiadami w zgodzie, pomagamy sobie, żyliśmy dobrze, dopóki nie wprowadzili się państwo K. My normalnie żyjemy. Dzieci biegają, bawią się klockami, samochodzikami, to jest normalna rzecz, którą robią dzieci. Nikomu na złość nie robimy - tłumaczy Dorota Bruździńska.

 

ZOBACZ: Izabela Zabłocka została zabita. Zwrot w śledztwie po reportażu Interwencji

 

- Pierwsza skarga na państwa z góry dotyczyła tego, że dzieci hałasują, zakłócają porządek, że oni nie mogą oglądać telewizji. Wystosowaliśmy więc do państwa Bruździńskich pismo, że jest regulamin porządku domowego i że obowiązuje cisza nocna. Minęły dwa miesiące i kolejna skarga wpłynęła – informuje Wojciech Szymczak ze Spółdzielni Mieszkaniowej w Golubiu-Dobrzyniu.

 

- Rozłożyliśmy w mieszkaniu dywany, dzieci biegają w skarpetkach antypoślizgowych, żeby nic im nie spadło, nic im nie pukało. Staramy się, żeby było ciszej, ale to są codzienne czynności: spadnie łyżka w kuchni lub bije się schabowe. Chodzi też o hałas inhalatora mojego syna, bo jest astmatykiem. Jeśli jest chory, dusi się, to muszę mu zrobić inhalację, nie dam się dziecku udusić – zauważają Andrzej i Dorota Bruździńscy.

"To są bloki z płyty i się niesie"

- Ja też mieszkam od 1991 roku w bloku, też na naszym osiedlu. Ja wiem, kiedy sąsiadka korzysta z toalety, kiedy się kąpie, kiedy się kłócą. To są bloki z płyty, one są połączone spawem tylko. Jak jest budowane z cegły, suporeksu i tak dalej, to tak się nie niesie jak z płyty - dodaje Wojciech Szymczak ze Spółdzielni Mieszkaniowej w Golubiu-Dobrzyniu.

 

Mimo starań państwa Bruździńskich o ograniczenie hałasów do minimum, w ostatnich miesiącach konflikt przybrał na sile. Do akcji wkroczyła policja.

 

ZOBACZ: Kupił auto z ogromnym długiem. Siedem dni na zapłatę

 

- Pan dzielnicowy do mnie zadzwonił, że musimy się stawić na komendzie w celu złożenia wyjaśnień, bo ci państwo z dołu zakładają nam sprawę. Na komisariacie policjanci spisywali nasze zeznania, że się do tego nie przyznajemy. Policjant stwierdził, że jeżeli jesteśmy opiekunami, to odpowiadamy za dzieci. Żona podała swój dowód i wtedy wszystko poszło na nią – opowiada Andrzej Bruździński.

 

- Sąd wymierzył mi karę miesiąca ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonania nieodpłatnej kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 20 godzin. Myślałam, że żyjemy w Polsce sprawiedliwej, że za zwykłe zabawy dzieci nie kara się rodziców – wskazuje Dorota Bruździńska.

Dzieci bały się o mamę 

- Żona nigdy nie była karana, parę dni przepłakała. Starszy z synków potrafił nam się w nocy budzić z płaczem i płakał, że mamę zabiorą mu do więzienia. Tak się tego bał – dodaje pan Andrzej.

 

- Gdyby prac społecznych nie odrobiła w takim wymiarze, który został nałożony przez sąd, to wtedy mogłoby to zostać zamienione na areszt, czyli odbycie kary w izolacji penitencjarnej – mówi Aleksandra Walkiewicz, pełnomocnik Doroty Bruździńskiej.

 

ZOBACZ: Proboszcz utrudnia jej pracę. Zakład prawie zbankrutował

 

Dziennikarz: Matka została właściwie skazana za dzieci - czy to jest w ogóle możliwe?

 

Adwokat: Jest to bardzo dyskusyjne, dlatego że można odpowiadać za dzieci, można odpowiadać ze zwierzęta, ale żeby skazać kogoś za wykroczenie, trzeba wykazać, że to, co się wydarzyło, było zawinione. Czyli że hałas dzieci był sprowokowany przez matkę, że mama namawiała dzieci, żeby krzyczały, rzucały przedmiotami, biegały, aby specjalnie zakłócić spokój sąsiadów. W tej sytuacji ciężko o przeprowadzenie takiego dowodu.

Sąsiedzi: Tam nie dzieje się nic niepokojącego

Dziennikarze "Interwencji" zapytali o hałasy innych sąsiadów mieszkających najbliżej państwa Bruździńskich. Policja tego do tej pory nie zrobiła.

 

- Mieszkam naprzeciwko i cokolwiek złego by się działo, to by było słychać. To jest naprawdę spokojna, porządna rodzina i te dzieciaczki też są grzeczne, miłe, tak że nic nie można im zarzucić - zapewnia sąsiadka.

 

- Naprawdę nie wiem, dlaczego tamci sąsiedzi poszli do sądu. No jak to dzieci, muszą się pobawić, w końcu są w swoim domu. Ja naprawdę ich nie słyszę – dodaje.

 

ZOBACZ: Pożyczka, która kosztowała życie i dom. Czternaście lat dramatu

 

- Myślę, że tam nie dzieje się nic niepokojącego, nie było nigdy słychać jakiejś głośnej muzyki czy głośnych zabaw. Jak dzieci mogą zawinić tym, że są dziećmi? To dla mnie szok – dodaje inny sąsiad.

 

Ekipa "Interwencji" próbowała dowiedzieć się od państwa K., co konkretnie im przeszkadza u sąsiadów.

 

- Jutro będzie sprawa, to będzie wiadomo, co nam przeszkadza. Nie przesadzamy, z tą panią to ja się jutro spotkam w sądzie – usłyszeli.

"Od rana od wpół do siódmej wiertarką będę wiercił w sufity"

Dorota Bruździńska czuje się niewinna. Od wyroku nakazowego złożyła odwołanie.

 

- Przychodzę z pracy i słyszę dudnienie biegających dzieci, nawet nie można spokojnie posiedzieć i porozmawiać z żoną. My żyjemy w kuchni, o 23:00 idziemy spać. Kwestię kary zostawiam dla Wysokiego Sądu – tłumaczył podczas rozprawy sąsiad.

 

ZOBACZ: Niepełnosprawny jak więzień. Ile jeszcze ma czekać na zgodę urzędników?

 

- Hałas z góry idzie na dół, a nie na boki. Ja zastanawiam się nad tym, żeby wziąć firmę, wyciszyć sufit, ale będę sam to robił. Jestem budowlańcem i to może zająć miesiąc. Od rana od wpół do siódmej wiertarką będę wiercił w sufity i umilę tym państwu życie – zapowiedział sąsiad wychodząc z sali rozpraw. Dodał, że nie chce, żeby sąd skazał panią Dorotę.  

 

- Ja chcę, żeby zachowywały się dzieci ciszej - dodał.

 

- On może nam uprzykrzać życie, bo widać z tego, że on to będzie robił, będzie pukał, wiercił, stukał. Będzie po prostu chciał, żebyśmy się stąd wyprowadzili, ale my na pewno się nie wyprowadzimy – zapowiedział Andrzej Bruździński.

dk / Interwencja
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie