Doradca Trumpa o wysłaniu polskich żołnierzy na Ukrainę. Jest reakcja MON

aktualizacja: Polska
Doradca Trumpa o wysłaniu polskich żołnierzy na Ukrainę. Jest reakcja MON
X/MON
Doradca Trumpa zasugerował, że mogą toczyć się rozmowy dotyczące wysłania polskich żołnierzy na Ukrainę, zdj. ilustracyjne

- Polska nie planuje wysyłać żołnierzy na Ukrainę. Sojusznicy rozumieją, że naszą rolą jest zabezpieczenie logistyczne misji - powiedział szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz, pytany o wypowiedź amerykańskiego gen. Keitha Kellogga ws. wysłania polskich żołnierzy na misję stabilizacyjną w Ukrainie. Do sprawy odniósł się prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Deklaracja ministerstwa obrony jest odpowiedzią na słowa wysłannika prezydenta USA Keitha Kellogga, który w jednym z wywiadów zasugerował, że Warszawa miałby prowadzić rozmowy w sprawie rozmieszczenia wojsk na zachód od Dniepru. 

Wysłannik Trumpa wskazał na Polskę. Szef MON dementuje

Kellogg powiedział we wtorek w telewizji Fox Business, że wśród rozważanych rozwiązań wojny w Ukrainie jest umieszczenie europejskich sił na zachód od Dniepru z udziałem czterech europejskich krajów, w tym Polski.

 

Doniesienia te skomentował wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. - Stanowisko jest jednoznaczne - Polska nie planuje i nie wyśle żołnierzy na Ukrainę - podkreślił. - Od początku wskazujemy na swoją rolę jako centrum zabezpieczenia logistycznego i infrastrukturalnego takiej misji. (...) Bez nas nie ma możliwości jej przeprowadzenia - dodał.

 

Jak zapewnił, sojusznicy Polski spotykający się na różnych szczeblach w ramach "koalicji chętnych" wspierającej Ukrainę "doskonale rozumieją rolę, jaką Polska ma odegrać". - Ta rola jest przez sojuszników zauważana i doceniana - mówił szef MON.

 

ZOBACZ: "Koalicja chętnych" wesprze Ukrainę. Mają trzy główne cele

 

Dopytywany, czy taka forma wypowiedzi amerykańskiego urzędnika może pełnić rolę niebezpośredniego nacisku na Polskę, szef MON zaprzeczył. - Ani ja, ani szef MSZ Radosław Sikorski i inni nie odebrali żadnych sugestii w tej sprawie - powiedział.

 

Wcześniej wiceminister obrony Cezary Tomczyk podkreślił, że "polskie stanowisko jest niezmienne". - Polska nie wysyła i nie wyśle żołnierzy w ramach ewentualnych sił pokojowych na Ukrainę. Polska ma inny cel, będzie zabezpieczać ewentualną misję pokojową z terenu Polski udostępniając POLLOG HUB w Rzeszowie oraz logistykę do zabezpieczenia misji - powiedział.

 

Podkreślił, że "nie są prowadzone żadne rozmowy w tej sprawie".

 

Sprawę skomentował także prezes PiS Jarosław Kaczyński. "Najpierw dowiedzieliśmy się z mediów, że Tusk pojechał do Kijowa w ramach tzw. koalicji chętnych. Teraz słyszymy od amerykańskich polityków, że trwają rozmowy na temat wysłania polskich żołnierzy na Ukrainę. Tusk już nie raz oszukał Polaków i planuje znów to zrobić" - napisał polityk na platformie X.

 

"Nie ma żadnego uzasadnienia dla wysyłania polskich wojsk na Ukrainę. Przypominam, że na użycie Sił Zbrojnych poza granicami państwa niezbędna jest zgoda prezydenta. Tylko Karol Nawrocki gwarantuje, że jej nie będzie. Tylko Karol Nawrocki może zapewnić Polsce i Polakom bezpieczeństwo" - dodał.

Amerykański plan zakończenia wojny. Kellogg o szczegółach

Kellogg przedstawiał w rozmowie z dziennikarką Marią Bartiromo amerykański plan negocjacji zakończenia wojny w Ukrainie, który miał zostać wysłany Ukrainie, Rosji i państwom europejskim. Jak stwierdził, w pierwszej kolejności USA chcą doprowadzić do zawieszenia broni, by przejść do dyskusji o terytorium, statusie Zaporoskiej Elektrowni Atomowej i przyszłości Ukrainy w NATO.

 

"Mówimy też o siłach odpornościowych. I to są siły tego, co nazywają E3, ale tak naprawdę jest to teraz E4. Mówimy o Brytyjczykach, Francuzach, a także Niemcach, a teraz w zasadzie Polakach, którzy mieliby siły na zachód od Dniepru, czyli z dala od linii kontaktu" - powiedział Kellogg.

 

Jak dodał, na wschód od Dniepru umieszczone byłyby siły pokojowe z udziałem "państwa trzeciego", które pilnowałyby przestrzegania zawieszenia broni.

 

ZOBACZ: "Koalicja chętnych" spotyka się pod Londynem. Są pierwsze szczegóły

 

Prezydencki doradca stwierdził, że rozmowy o terytorium wyszłyby od obecnego stanu posiadania, w sprawie elektrowni atomowej USA zaoferowały pomoc w przywróceniu obiektu do operacji i dostarczania energii "dla całego regionu", zaś co do NATO, Ukraina nie wstąpiłaby do Sojuszu "w najbliższym czasie". Negocjacje dotyczyłyby również powrotu ukraińskich dzieci porwanych przez Rosję.

 

"Więc mamy to wszystko dość dobrze zaplanowane, ten arkusz warunków jest dość obszerny. Wysłaliśmy go do Ukraińców, do Rosjan, do E3. Więc jesteśmy bardzo, bardzo pewni co do tego, gdzie jesteśmy i jak to powinno wyglądać, jak powinien wyglądać pokój" - powiedział Kellogg. Zaznaczył jednocześnie, że jest to "punkt startowy" negocjacji i nie wszystkie punkty spotkają się z aprobatą.

Do porozumienia może dojść "bardzo szybko"

Kellogg przyznał też, że nie wie, jaki stosunek do amerykańskiej propozycji ma Władimir Putin. Pytany o to, czy USA wprowadzą nowe sankcje w przypadku rosyjskiej odmowy, Kellogg sugerował, że może je wprowadzić Kongres i że będą to najcięższe sankcje, jakie dotąd wprowadzono, obejmujące m.in. rosyjską "flotę cieni".

 

Ocenił jednocześnie, że jeśli prezydenci Putin, Zełenski i Trump pojawią się w czwartek w Stambule na rozmowy, do zawarcia porozumienia może dojść "bardzo szybko".

 

Kellogg zwrócił też uwagę na inicjatywę wykazaną przez przywódców europejskich i ich niedawną podróż do Kijowa.

 

"Wiedzieliśmy Tuska z Polski, Merza z Niemiec, Macrona z Francji i Starmera z Wielkiej Brytanii, którzy podnieśli słuchawkę i zadzwonili do prezydenta Trumpa i to była dobra rozmowa. Więc wszystko to zaczyna się ruszać" - powiedział.

Artur Pokorski / Polsatnews.pl / PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie