Burza po emisji wywiadu. 50-latek w telewizji przyznał się do zbrodni
Medialna burza we Włoszech. Po tym, jak nadawca Mediaset zdecydował się wyemitować wywiad z mężczyzną, który przyznał się do zabójstwa matki, nie milkną słowa krytyki. Ludzie związani z branżą medialną kwestionują etyczność relacji i piszą o "cyrku, który osiągnął naprawdę niski poziom". Sami autorzy transmisji zapewniają jednak, że przemyśleli swoją decyzję i zależy im jedynie na dobru śledztwa.
Emisja wywiadu telewizyjnego, w którym mężczyzna wyznał reporterowi, że zamordował swoją matkę, wywołała we Włoszech awanturę o etyczne działania mediów.
50-letni Lorenzo Carbone zdecydował się na szokujące wyznanie przed swoim domem w Spezzano di Forano, w prowincji Modena, podczas wywiadu wyemitowanego w poniedziałkowe popołudnie w talk-show Mediaset "Pomeriggio5".
ZOBACZ: Papież Franciszek zaapelował do Polaków. "Nie dajcie się zwyciężyć"
Wyraźnie przygnębiony odpowiadał na pytania reportera, mówiąc, że jego matka cierpiała na demencję, a on "nie mógł tego dłużej znieść".
- Udusiłem ją. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Od czasu do czasu doprowadzała mnie do złości - ujawnił mężczyzna.
Włochy. Porażające wyznanie tuż przed kamerą
Policja szukała Lorenzo od niedzieli, kiedy to ciało jego matki, Loretty Levrini, zostało znalezione w łóżku przez jej córkę. Carbone powiedział, że uciekł do pobliskiego miasta Pavuollo, gdzie długo krążył po ulicach, zanim wrócił do rodzinnego domu.
Dziennikarz, którego ekipa przypadkowo znalazła podejrzanego o morderstwo przed jego domem, natychmiast wezwał na miejsce policję. Wywiad wyemitowano w telewizji, oznaczając jako "ekskluzywny" i pokazując moment aresztowania Carbone.
Sama prowadząca audycję telewizyjną prezenterka znalazła się zaś w ogniu krytyki za to, że zdecydowała się pokazać rozmowę.
"To, co wydarzyło się dzisiaj w "Pomeriggio5" jest bardzo poważne" - oceniła Gaia Tortora, zastępca dyrektora kanału telewizyjnego TG La7. "To nie jest nasza praca. Naruszając kodeks etyczny, zahaczamy o dno" - dodała.
ZOBACZ: Konflikt w Libanie. Wielka Brytania wzywa do natychmiastowej ewakuacji
Z kolei Ermes Antonucci z gazety "Il Foglio" zakwestionował potrzebę nadawania rozmowy "z człowiekiem w ewidentnym stanie zagubienia".
"Czy nie wystarczyło zadzwonić na policję, co na szczęście się stało, a następnie wyjaśnić, co się stało bez emisji filmu? Cyrk medialny osiągnął naprawdę niski poziom" - podsumował.
Autorzy transmisji gęsto się tłumaczą
Skrytykowana prezenterka powiedziała "Corriere della Sera", że jako dziennikarka "przemyślała swoją decyzję o wyemitowaniu filmu i zrobiłaby to jeszcze raz".
- Otrzymałam telefon od korespondenta na kilka minut przed rozpoczęciem transmisji na żywo. Miałam mało czasu na podjęcie decyzji. Zależy mi tylko na jednym: żeby to nie zaszkodziło śledztwu. Mężczyzna był poszukiwany. Wezwano policję, która upoważniła mnie do transmitowania zdjęć z przesłuchania - zapewniła.