Andrzej Duda odwiedził powodzian. Tłumaczy wcześniejszą nieobecność
- Nie było to po prostu potrzebne - powiedział Andrzej Duda tłumacząc, czemu dopiero teraz pojawił się na terenach ogarniętych powodziom. Dodał, że miał swojego przedstawiciela, a wszelkimi działaniami koordynował premier i ministrowie. Skomentował równie kandydaturę Marcina Kierwińskiego na pełnomocnika rządu ds. odbudowy kraju.
W piątek Andrzej Duda udał się na południe Polski. Spotkał się m.in. z przedstawicielami służb biorących udział w akcjach ratowniczych, wojskiem oraz władzami samorządowymi.
Prezydent pojechał do powodzian
- Oprócz Głuchołazów odwiedziłem Lądek-Zdrój, gdzie spotkałem się z władzami. Do Stronie nie mogłem dojechać, bo konstrukcja mostu to uniemożliwiła, ale rozmawiałem z tamtejszym burmistrzem. Chcę podziękować służbom, które tu pracują i pomagają - powiedział Duda. - Ogromnie dziękuję również Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi za tę decyzję, żeby te wojska inżynieryjne się tu zjawiły ze swoim sprzętem - dodał i podziękował także premierowi za zaangażowanie.
ZOBACZ: Jarosław Kaczyński o wizytach polityków na terenach powodziowych. "Charakter propagandowy"
Prezydent podkreślił ogromną skalę zniszczeń. - Straty są straszliwe - mówił. Poprosił również obywateli o dostarczanie osuszaczy, które są najbardziej potrzebne. Zwrócił także uwagę na zbliżającą się zimę. - Trzeba jak najszybciej osuszyć budynki i uruchomić instalacje gazowe oraz kanalizacje - powiedział.
Duda zapowiedział, że jeśli otrzyma niezbędne dokumenty, to jeszcze dziś zrealizuje nominację Marcina Kierwińskiego na pełnomocnika rządu ds. odbudowy kraju. Pytany o ocenę kandydatury podkreślił, że była to decyzja premiera. - Ja po prostu przyjmuję tę kandydaturę, niezwłocznie ją zaakceptuję i dokonamy odpowiedniej czynności formalnej w Pałacu Prezydenckim - dodał.
Prezydent na południu Polski. Tłumaczy wcześniejszą nieobecność
Dziennikarze zapytali, dlaczego prezydent dopiero po kilku dniach pojawił się na zalanych terenach. - Od samego początku był tu premier i ministrowie. To przede wszystkim w ich kwestii są wszystkie służby. Prezydent jest konstytucyjnie odpowiedzialny za bezpieczeństwo Polski, jest zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, ale wykonuje swoje zwierzchnictwo poprzez szefa MON. Mamy czas pokoju, więc obowiązują takie zasady - tłumaczył.
- Wiecie, co by było, gdybym pojawił się tu, kiedy powódź przetacza się przez miasto? Natychmiast pojawiliby się ludzie, którzy - z resztą słusznie - by powiedzieli, że służby zamiast zajmować się ratowaniem mienia i mieszkańców, to zajmują się ochroną prezydenta - dodał. - Nie było to po prostu potrzebne - przekazał.
ZOBACZ: Prezydent na Dolnym Śląsku. Odwiedził Lądek-Zdrój
- Moja obecność by zakłócała proces ratowania. Lepiej, że był tu mój przedstawiciel, który ochrony nie wymaga. (...) Jestem dzisiaj, bo teraz w sytuacji spokoju nic nie zagraża życiu - tłumaczył. - Teraz czeka nas ciężka i niezwykle kosztowna praca w przywracaniu ludziom normalnego życia. I tutaj jestem dzisiaj ja, by tego doglądnąć by też przyjąć zobowiązania, które zostaną zrealizowane i po to, żeby wysłuchać mieszkańców - dodał.
Jednocześnie prezydent podkreślił, że to nie jest czas na kłótnie polityczne. - Szefowa KE już pierwsze pomocy z UE gwarantowała, liczę na to co już zostało obiecane i nie ukrywam, że liczę na więcej - stwierdził.