"Interwencja". To nie herbata, ale woda ze studni. Poruszenie wśród mieszkańców

Polska

Ogromny problem w malowniczo położonej wsi Kochanówka na Warmii. Po przebadaniu próbek wody ze studni w jednym z gospodarstw, sanepid zakazał jej spożywania. Okoliczni mieszkańcy zanieczyszczenia widzą gołym okiem. Wskazują, że winny może być zakład przetwarzający materiały ropopochodne. Sanepid oraz wskazywana firma zaprzeczają. Materiał "Interwencji".

"Interwencja". To nie herbata, ale woda ze studni. Poruszenie wśród mieszkańców
Interwencja
Po przebadaniu wody w jednym z gospodarstw, sanepid zakazał jej spożywania

Malowniczo położona wieś Kochanówka w okolicach Lidzbarka Warmińskiego. To tu mają swój dom Anna i Dariusz Wójtowiczowie. Dwa miesiące temu ich spokój został zmącony po tym, jak zajrzeli do przydomowej studni.

 

- Wyciągam pompę i zobaczyłem, co jest w naszej wodzie - powiedział Dariusz Wójtowicz i pokazał ciemną maź na rękach.

 

- Firma, która graniczy z moją działką, ma pozwolenie na przetwarzanie substancji ropopochodnych, niebezpiecznych, no i stąd takie moje przypuszczenie, że najprawdopodobniej te substancje w jakiś sposób wyciekały z tego poletka, na którym jest to składowane i przedostawało się przez grunt do mojej studni - dodał.

 

Anna Wójtowicz nalała wodę do szklanki, by pokazać jej dziwną barwę.

 

- Sanepid powiedział, że nie nadaje się ona do picia, ponieważ nie spełnia żadnych norm. Skazani jesteśmy na kupowanie wody butelkowej. Boję się o zdrowie mojej rodziny, że woda i być może powietrze mogą okazać się źródłem naszych chorób - powiedziała.

Woda w studni nie nadaje się do spożycia. Mieszkańcy zaniepokojeni

Sprawą zanieczyszczania wody zajęła się prokuratura.

 

- Prowadzone jest postępowanie pod nadzorem prokuratury w Lidzbarku Warmińskim o podejrzenie zanieczyszczenia wód gruntowych substancją, która mogła spowodować zagrożenie dla życia ludzi bądź też spowodować obniżenie jakości wód i ziemi - przekazał Daniel Brodowski z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

 

ZOBACZ: "Interwencja": Wini lekarza za śmierć córki. Szpital złożył zawiadomienie na matkę

 

Informacja o przetwarzaniu na terenie pobliskiej żwirowni odpadów niebezpiecznych wywołała duże poruszenie we wsi. Na spotkaniu z nami pojawiło się około 100 osób.

 

- Nieruchomość, gdzie przetwarzane są substancje ropopochodne, leży tuż przy rzece Młynówka, która zasila obszar Natura 2000. Chodzi tu tak naprawdę o życie ludzkie, bo dochodzi do zanieczyszczeń - powiedziała Monika Mastalerz, mieszkanka Kochanówki.

 

Dziennikarz "Interwencji": Próbowaliśmy zaprosić właściciela tej przetwórni, nie udało nam się to, ale jest pan starosta. To starostwo wydaje pozwolenie na tego typu działalność. Czy ta firma prowadzi działalność zgodnie z pozwoleniem?

 

Dariusz Iskra, starosta lidzbarski: Tak. Przeanalizowałem tę sprawę i decyzja została wydana w ramach prawa i zgodnie z przepisami.

 

Monika Mastalerz z Kochanówki: Dowiedzieliśmy się dopiero w tym roku, że pierwsza decyzja na przetwarzanie substancji ropopochodnych była już w 2015 roku, nie wiedzieliśmy przez tyle lat o tym.

 

Marian Przybylski z Kochanówki: Ja tu wychowałem się, urodziłem, mieszkam tu od ponad 70 lat. Tymczasem teraz dowiedziałem się, co tu tak naprawdę się wyprawia, również mojej w studni pojawiły się tłuste plamy

 

Maurycy Abłażewicz z Kochanówki: Tu była ostoja czapli białej. Turyści i znajomi, którzy do mnie przyjeżdżali, zaczynali od tego, że robili jej zdjęcia. Proszę zobaczyć, gdzie te czaple są… Nie ma nic.

 

Dariusz Iskra, starosta lidzbarski: Została całość dokumentacji przekazana do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Olsztynie i czekamy na rozstrzygnięcie, czy ta decyzja została wydana właściwie.

 

Jacek Szczepanek: Jako prezes koła łowieckiego Knieja jestem przerażony faktem, że zwierzyna zostawia na swoich tropach w błocie tłuste plamy. Wędruje stąd i przenosi to wszystko dalej do lasu i to wszystko się odbywa przy tak zwanym cichym przyzwoleniu, niemocy urzędniczej.

Zanieczyszczona woda w miejscowości. Prokuratura bada sprawę

Ada Wasilewska z Inspektoratu Ochrony Środowiska w Olsztynie wyjaśnia, że działalność firmy, która wywołuje protesty, polega na bioremediacji.

 

- Czyli zbierają ziemię, kładą ją na poletka bioremediacyjne i czekają, aż zostanie przetworzona przez mikrorganizmy, które rozpuszczają te substancje ropopochodne w wodę, tlen, sole. Dzięki temu ta ziemia przestaje być odpadem, staje się ziemią, którą można użytkować. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, delegatura w Elblągu przeprowadziła kontrolę interwencyjną w lutym 2024 roku i nie stwierdzono żadnych naruszeń. Firma spełniała warunki decyzji starosty lidzbarskiego - przekazała Wasilewska.

 

I tu koło się zamyka, bo jak dowiedziała się ekipa "Interwencji" podczas spotkania z mieszkańcami, starosta czeka na opinię, czy zgoda na przetwarzanie odpadów niebezpiecznych jest właściwa.

 

ZOBACZ: "Interwencja": Zamiast remontu mostu, wywłaszczenia. Rolnicy są wściekli

 

Materiał z "Interwencji" dostępny TUTAJ

 

Z kolei w sprawie wody ze studni Dariusza Wójtowicza przekazano informacje o zanieczyszczeniu.

 

- Wydaliśmy decyzję o braku przydatności wody do spożycia ze względu na zanieczyszczenia mikrobiologiczne. W tej wodzie wykryliśmy bakterie chorobotwórcze - przekazała Beata Funik-Góralewska z Powiatowej Inspekcji Sanitarnej w Lidzbarku Warmińskim.

 

Według Ady Wasilewskiej z Inspektoratu Ochrony Środowiska w Olsztynie skażenie wody nie ma związku z działalnością firmy obok.

 

- W żadnej bioremediacji nie są używane bakterie Escherichia coli. To są odpady kałowe, więc ktoś musiał ewentualnie zanieczyścić wodę ściekami - przekazała.

Woda ze studni nie nadaje się do picia. Głos zabrała firma

Ekipie "Interwencji" udało się skontaktować z przedstawicielem firmy przetwarzającej odpady, który zgodził się odpowiedzieć na pytania.

 

Dziennikarze wrócili do wsi Kochanówka i przekazali wyniki badań wody reprezentantowi zakładu.

 

- Żadne z tych bakterii i substancji, które są w badaniach, nie mają nic wspólnego z poletkiem. Nie wiem też, w jakiej odległości znajduje się studnia - przekazał przedstawiciel firmy Budokop-Kruszywa.

 

Dziennikarz: Mniej więcej półtora kilometra stąd.

 

- To nawet zakładając ukształtowanie terenu jest po prostu fizycznie niemożliwe. Nawet gdyby tutaj znajdował się szyb naftowy, żadne skażenie w tej studni nie miałoby miejsca. Chciałbym uspokoić mieszkańców, ten proces przetwarzania odpadów nie niesie ze sobą skażenia, a już na pewno nie w takiej formie, w jakiej powszechnie mieszkańcy sugerują - powiedział.

 

- Proces bioremediacji w tej chwili jest na ukończeniu, żadne nowe odpady nie są przewidziane do przyjmowania. Procesowi będą podlegały te, które już na poletku się znajdują. Po tym czasie poletko zostanie zlikwidowane - zadeklarował przedstawiciel. 

 

Widziałeś coś ważnego? Przyślij zdjęcie, film lub napisz, co się stało. Skorzystaj z naszej Wrzutni

"Interwencja"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie