Od kilku lat mieszka w przyczepie na parkingu. Pomagają mu sąsiedzi, ale nie państwo

Polska
Od kilku lat mieszka w przyczepie na parkingu. Pomagają mu sąsiedzi, ale nie państwo
Polsat News
Pan Wojciech mieszka na parkingu nad jeziorem Ukiel

- Agregat, samochód, przyczepa, co jeszcze doszło? - Ludzkie serca - mówi pan Wojciech, który od pięciu lat mieszka na jednym z olsztyńskich parkingów. Mimo trudnej sytuacji materialnej i zdrowotnej starszy mężczyzna nie traci pogody ducha. - Trafiłem na fantastycznych ludzi - opowiada bezdomny. Nie wszystkim jednak odpowiada jego obecność nad popularnym wśród turystów jeziorem.

Pan Wojciech, który za kilka miesięcy skończy 82 lata, mieszka w przyczepie zaparkowanej nad olsztyńskim jeziorem Ukiel.

 

- 19 marca będzie pięć lat. Prowadziłem duże gospodarstwo rolne i zbankrutowałem, nie było innego wyjścia, nie miałem domu, nie chciałem obarczać rodziny swoim ciężarem, szukałem jakiegoś miejsca - mówi w rozmowie z reporterką Polsat News, Klaudią Aramowicz. Pomogła sąsiadka, która zaproponowała mu swoją przyczepę kempingową i stary samochód do holowania, które miały zastąpić mu dom. Wcześniej przez kilkanaście miesięcy mężczyzna mieszkał w nieogrzewanym, blaszanym garażu. 

 

Pan Wojciech w młodości interesował się sportami wodnymi - przestronny parking nad popularnym wśród mieszkańców Olsztyna jeziorem wydał się mu idealną lokalizacją. Choć sytuacja materialna starszego mężczyzny była trudna, szybko poznał ludzi, którzy starali się go wesprzeć. - Trafiłem na fantastycznych ludzi, pomału dowiadywali się kim jestem i muszę powiedzieć, że zaskoczenie było ogromne. Nie mam tutaj z zewnątrz podłączenia do wody, ogrzewania, więc pierwsze dwa miesiące paliłem świeczkami. Oni myśleli, że jakieś gusła uprawiam -  śmieje się pan Wojciech.

Zamieszkał w przyczepie nad jeziorem. Pomogli mu dobrzy ludzie

- Miejscowy ksiądz pewnego wieczoru przyszedł do mnie porozmawiać, zorientował się co i jak i mówi: nie mogę na razie bardziej panu pomóc, ale powiem kościelnemu, że jak są duże świece, to ma do końca nie dopalać, tylko panu je dać - opowiada mężczyzna.

 

Kiedy okoliczni mieszkańcy poznali jego sytuację kupili mu agregat prądotwórczy. Problem w tym, że agregat spalał trzy litry benzyny na dwie godziny pracy. Razem z olejem wychodziło 20 złotych każdego dnia. Miesięcznie to 600 złotych, co w przypadku mężczyzny otrzymującego emeryturę w wysokości 2016 złotych, jest zbyt dużą sumą. - Ale już było bardzo dobrze, najważniejsze, że w zimowe wieczory dwie godziny miałem światło - dodaje mężczyzna, który ściągnął do przyczepy także telewizor i stary komputer.

 

- Agregat, samochód przyczepa, co jeszcze doszło? - pyta reporterka Polsat News. 

 

- Ludzkie serca - mówi pan Wojciech i opowiada o kolejnej osobie, która dowiedziawszy się o jego sytuacji, zaoferowała mu dwa panele fotowoltaiczne. - Mówi: proszę pana, kupiłem 14 paneli, na dachu zmieściło się 12, ja panu je dam. Zrobiłem ramy do tych paneli, według instrukcji podłączałem, zrobiłem dwa małe zwarcia, ale działa już od czterech lat - relacjonuje 82-latek. W słoneczne dni prądy wystarcza mu na całą dobę i nie musi wtedy używać agregatu. 

 

ZOBACZ: Interwencja. Tragiczny wypadek. "Mówił, że spadło mu siedem ton na nogę"

 

Sąsiedzi pomagali mu również, kiedy nie domagał po operacji prawego oka w kwietniu zeszłego roku. Lewe stracił ponad 50 lat temu w wyniku choroby nowotworowej - z tego powodu od 1981 roku ma orzeczenie o niezdolności do pracy.

 

Po kilkugodzinnej narkozie wystąpiły u niego halucynacje, w środku nocy zadzwonił po pomoc, przekonany, że przyczepa, w której spał, przewróciła się. Sygnały karetki, straży i policji obudziły okolicznych mieszkańców. Sześć nieznanych mu kobiet, widząc stan pana Wojciecha, przez dwie doby na zmianę dyżurowało przy starszym panu, pomagając mu w domowych obowiązkach. 

Większość emerytury wydaje na lekarstwa. "Karmią mnie sąsiedzi"

Dobre serce okazała mu również nieznajoma kobieta w lecznicy zwierząt, gdzie pan Wojtek zawiózł potrąconego przez auto psa - ma dwa czworonogi, z którymi chętnie wychodzi na spacery. Nie zważając na protesty mężczyzny, z własnej kieszeni pokryła koszty leczenia psa - 720 złotych. 

 

- Karmią mnie sąsiedzi, jem ja, moje psy i jeszcze zostaje - opowiada i dodaje, że dzieli się posiłkami z innymi znajomymi w kryzysie bezdomności. Bez pomocy okolicznych mieszkańców trudno byłoby mu się jednak utrzymać - jak wylicza, miesięczny koszt zakupu lekarstw w 2023 roku wynosił 1860 złotych. - Ja kupuję za 1300 złotych, bo na resztę mnie nie stać - mówi pan Wojciech, pokazując listę leków na receptę, które powinien codziennie zażywać - 32 lekarstwa. 

 

Mieszkańcy kupili mu także piec, by mógł lepiej ogrzewać przyczepę zimą, na używanie go w pobliżu lasu zgody nie wyrazili zgody nadzorujący teren leśnicy - obok przyczepy widać przygotowane na opał drzewo. 

Interwencja radnego. "Ktoś napisał, że zajmuję pół parkingu"

To między innymi drzewo stało się zarzewiem pierwszego od pięciu lat konfliktu pana Wojciecha z...internautami. - Ktoś napisał, że zajmuję pół parkingu, że to źle wygląda i wypłoszę turystów z naszej pięknej Warmii, to przeczytał prawdopodobnie pan radny, który rozpoczął kampanię przeciwko mnie - relacjonuje pan Wojciech.

 

Na szczęście sprawa szybko się wyjaśniła. - Poprosiłem sąsiadkę, żeby tego pana tu zaprosiła na rozmowę. W niedzielę przyjechał z kolegą, prawdopodobnie prawnikiem, rozmawialiśmy pół godziny i pan powiedział, że chyba się pomylił i zmienił zdanie. Mało tego, sam obiecał, że postara się pomóc mi załatwić stałą zapomogę, około 500 złotych - dodaje mężczyzna. 

 

ZOBACZ: "Interwencja". Prąd "pod kluczem". Narzekają na sąsiadów

 

Polsat News dotarł do wspomnianego radnego, Pawła Klonowskiego, radnego miejski Olsztyna i radcy prawnego. - Doszły do mnie głosy od osób, które aktywnie spędzały nad jeziorem, spacerowicze, biegacze, rowerzyści, że panuje tam pewien nieporządek - tłumaczy radny, który przyznaje, że spotkanie z panem Wojciechem wpłynęło na zmianę jego zdania.

 

- Dostałam zgłoszenie "w sprawie", a nie przeciwko człowiekowi. Cieszę się, że pan Wojtek zdecydował się mnie zaprosić do sobie, obeszliśmy część parkingu, którą zamieszkuje - wyjaśnia Paweł Klonowski i dodał, że razem ze starszym mężczyzną ustalili, jak można uporządkować przestrzeń wokół przyczepy. - Miał świadomość, że wygląd tego miejsca nie jest taki, jak powinien. Część z tych kwestii już została poprawiona - zapewnia radny. 

 

Według Klonowskiego mężczyzna mógłby otrzymać zasiłek z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Olsztynie, złożył w tej sprawie interpelację do prezydenta miasta. 

Problemy z pomocą społeczną. "Odmówiono mi wszystkiego"

Problem w tym, że pan Wojciech wielokrotnie ubiegał się o przyznanie mu pomocy w olsztyńskim MOPS-ie, za każdym razem jednak spotkał się z odmową - i zawsze słyszał to samo, że "bezdomnemu się nie należy". - Odmówiono mi wszystkiego. Występowaliśmy o pięć zasiłków - mówi starszy pan, który przez siedem lat bezdomności dostał jedynie dwie jednorazowe zapomogi o łącznej wysokości 550 złotych, co daje niecałe 7 złotych miesięcznie. 

 

W imieniu pana Wojciecha w zeszłym roku pismo do MOPS wysłała pomagająca mu z psami znajoma, która opisała trudną sytuację materialną i zdrowotną mężczyzny i karygodne według niej zachowanie urzędników, stale odmawiających mu pomocy. Wniesienie sprawy do sądu doradzali mu także inni petenci - świadkowie kolejnych odmów przyznania świadczeń w MOPS-ie. Schorowany mężczyzna pragnie jednak wyłącznie spokoju - nie chce się sądzić. 

 

ZOBACZ: Bezdomny miał za hot-doga przyznać się do przestępstw. Zmiany we wrocławskiej policji

 

Reporterka Polsat News skontaktowała się z olsztyńskim MOPS-em, by zapytać o sytuację pana Wojciecha. Jak wyjaśnia, Elżbieta Skaskiewicz, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Olsztynie, starszy mężczyzna jest osobą przyjezdną - adres zameldowania wskazuje na gminę Barczewo, która cały czas oferuje mu miejsce w Domu Pomocy Społecznej.

 

- Były proponowane różne formy wsparcia tej osobie, między innymi ze względu na stan zdrowia, osoba ta została skierowana do Domu Pomocy Społecznej w Barczewie - tłumaczy urzędniczka, dodając, że pan Wojciech nie chce na razie zamieszkać w ośrodku. - Siłą nic nie możemy zrobić. Wybrał sobie takie życie i uważa, że może tak funkcjonować - dodaje Elżbieta Skaskiewicz.

Pan Wojciech chce zostać nad jeziorem. "To jest dom dla mnie"

Dyrektor olsztyńskiego MOPS-u przyznała, że pan Wojciech sporadycznie składał podania o przyznanie świadczeń. Pod koniec roku jedna z wolontariuszek złożyła w jego imieniu podanie o przyznanie dodatku specjalnego do emerytury, w wysokości 1000 złotych. - Ale nie było tam do końca sprecyzowane, co ten pan by chciał. Takiej formy świadczenia nie ma. Wiem, że Barczewo odmówiło przyznania takiej pomocy, ale sprawa jest jeszcze w toku, być może jest odwołanie w tej sprawie - tłumaczy Skaskiewicz i potwierdza, że mężczyzna utrzymuje się wyłącznie ze swojej emerytury. 

 

Pan Wojciech do Domu Pomocy Społecznej nie chce. Pokazuje dokumentację medyczną i tłumaczy, że ze względu na skomplikowaną sytuację zdrowotną, nie może mieszkać z innymi osobami. Nie starał się również o przyznanie mu mieszkania.

 

ZOBACZ: Kamienna Góra. Nastolatkowie pobili bezdomnego. Jeden chwali się: "Jestem synem policjanta"

 

- Mnie jest dobrze, mam małe wymagania. To jest dom dla mnie, chcę tu zostać do końca, jestem tu szczęśliwy - mówi mężczyzna, opowiadając o codziennych spotkaniach ze spacerowiczami i innymi wielbicielami psów. 

 

Jak twierdzi, nie łamie prawa. - Zajmuję jedno miejsce na przyczepę i jedno na samochód - przekonuje. W zatoce Miłej nad jeziorem Ukiel zatrzymują się również inne osoby, a miasto na to zezwala - na jego terenie brakuje prawdziwego ośrodka kempingowego.

 

- Nie chce zmian. Jeżeli pomoc, to finansowa, w niewielkiej ilości, żebym mógł sobie lekarstwa wszystkie wykupić i ja sobie poradzę - zapewnia pan Wojciech. 

Aleksandra Kozyra / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie