Ligota: 44-latka doznała paraliżu za kierownicą. Nikt nie zareagował

Polska

Samochód kierowany przez 44-letnią kobietę stał na poboczu drogi wojewódzkiej w miejscowości Ligota (woj. wielkopolskie) z włączonymi światłami awaryjnymi. Żaden z kierowców nie zatrzymał auta, by sprawdzić, czy kobieta nie potrzebuje pomocy. Gdy pojazd ostatecznie zauważył patrol policji okazało się, że kierująca doznała paraliżu. W trybie pilnym trafiła do szpitala.

Ligota: 44-latka doznała paraliżu za kierownicą. Nikt nie zareagował
KPP Ostrzeszów
Kobieta doznała paraliżu. Nikt się nie zatrzymał
Zobacz więcej

Na stojącego na poboczu volkwsagena zareagowali policjanci ostrzeszowskiej drogówki. St. sierż. Bartosz Niesobski oraz st. sierż. Konrad Junik zauważyli auto we wtorek, tuż po godz. 8:00. Za kierownicą siedziała 44-letnia mieszkanka gminy Międzybórz.

 

"Z kobietą był utrudniony kontakt werbalny, a jej wygląd wskazywał na to, że mogła doznać paraliżu bądź wylewu. Najprawdopodobniej kierująca zatrzymała pojazd w momencie kiedy źle się poczuła" - informuje st. asp. Magdalena Hańdziuk, oficer prasowa komendy w Ostrzeszowie.

Żaden z kierowców nie zareagował

Zaalarmowany dyżurny natychmiast powiadomił o sytuacji zespół ratownictwa medycznego. Kobieta została przetransportowana do szpitala w Ostrowie Wielkopolskim.

 

Z ustaleń policjantów wynika, że żaden z kierowców poruszających się w obu kierunkach nie zareagował na auto zatrzymane na poboczu i włączone światła awaryjne.

 

"Gdyby nie reakcja policjantów, nie wiadomo, kiedy znaleziono by kobietę i w jakim stanie zdrowotnym by się wówczas znajdowała" - wskzują policjanci.

Ludzka znieczulica. Tragedia w Andrychowie

To kolejna opisywana przez nas sytuacja w ostatnich miesiącach, w której świadkowie nie reagują na osoby w potrzebie. W zeszłym tygodniu informowaliśmy o 29-letniej kobiecie, która bezskutecznie wzywała pomocy przez dwie godziny na warszawskiej Pradze. Ostatecznie pomógł jej patrol straży miejskiej. Po interwencji kobieta trafiła do szpitala.

 

W listopadzie polską opinią publiczną wstrząsnęła informacja o 14-latce, która przez kilka godzin siedziała przed sklepem w centrum Andrychowa, kilkaset metrów od komisariatu policji. Nastolatką, która źle się poczuła dopiero po kilku godzinach zainteresował się jeden z przechodniów, który przeniósł ją do ciepłego sklepu. Po przewiezieniu do szpitala dziewczynka zmarła. 

 

ZOBACZ: Andrychów. Ojciec dziewczynki zawiadomił prokuraturę

 

Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci był "obrzęk mózgu spowodowany masywnym krwawieniem". - Cechy wychłodzenia zostały przez biegłych zauważone. Nie wskazano, aby przyczyniły się one do śmierci dziecka - informował na początku grudnia rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie Janusz Kowalski.

 

Widziałeś coś ważnego? Przyślij zdjęcie, film lub napisz, co się stało. Skorzystaj z naszej Wrzutni

Paweł Basiak / polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie