"Interwencja". Kilka operacji i żadnej poprawy. Pan Tomasz boi się amputacji stopy

Polska
"Interwencja". Kilka operacji i żadnej poprawy. Pan Tomasz boi się amputacji stopy
Polsat News
Ma

Tomasz Bojarski miał w młodości wydawałoby się nieszkodliwy wypadek. Przewrócił się i uszkodził stopę. Ta dała o sobie znać wiele lat później. Dziś 71-latek jest po kilku operacjach stopy. Boi się, że czeka go amputacja. Materiał "Interwencji".

Pan Tomasz Bojarski ma 71 lat, jest samotny. Mieszka w Grodzisku Mazowieckim niedaleko Warszawy. W młodości miał wydawałoby się nieszkodliwy wypadek. Przewrócił się i uszkodził stopę. Ta dała o sobie znać wiele lat później.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Twierdzą, że kierowca mógł ich zabić. Śledczy mają inne zdanie

 

- Z 15 lat temu tak miałem problemy z tym. Stan zapalny się zrobił, bolało trochę, poszedłem do lekarza, przeciwzapalne leki mi dał i to przechodziło wszystko. I tak 10 lat wstecz zaczęło się coraz gorzej robić - mówi Tomasz Bojarski.

Okazało się, że kości w stopie nie do końca się zrosły

Po kilkunastu wizytach u różnych lekarzy okazało się, że kości w stopie nie do końca się zrosły, powstał też stan zapalny. W 2018 roku w szpitalu w Grodzisku Mazowieckim pan Tomasz miał przejść dwie operacje.

 

- Wzięli się za robotę. Ja byłem znieczulony do połowy. Lekarz  zobaczył zdjęcia i mówi: "wie pan co, obcinać nie będziemy". Taki żartowniś. To się  ucieszyłem z tego powodu. Zrobili tę operację i powtórka miała być 13 kwietnia. 12 kwietnia dowiedziałem się, że operacja odwołana jest. Poszedłem do ordynatora szpitala i on mówi: "proszę pana my już skończyliśmy z panem". No i koniec rozmowy. Napisałem podanie do dyrektora, ale żadnego odzewu nie było – opowiada.

Pana Tomasza nie chce przyjąć żaden szpital

I tak zaczęło się poszukiwanie miejsca, gdzie pan Tomasz mógłby kontynuować leczenie. 71-latek znów odwiedził kilku lekarzy, część badań wykonywał prywatnie, ponosił duże koszty. Ostatecznie jego przypadkiem zajął się szpital MSWiA w Warszawie. Tam stopę operowano dwukrotnie.

 

- Druty ładowali tylko. Był taki moment, że osiem drutów miałem. To ta, co robiła zdjęcia mówi: proszę pana, jaki pan miał wypadek? Bo widzi pan, co operacja to mi dokładali te druty, ale nie było zrostu kości – wspomina pan Tomasz.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Tragiczny finał ciąży. Małżeństwo z Kępna wini lekarzy

 

- Placówki nie mogą danego pacjenta co do zasady odesłać. Muszą udzielić pomocy. Jeśli nas nie przyjmą, a wiemy jako pacjent, że powinniśmy zostać przyjęci, no to powinniśmy się albo zwrócić do prawnika, albo do Rzecznika Praw Pacjenta - tłumaczy prawnik Bartosz Graś.

 

Na dziś pana Tomasza nie chce leczyć żaden warszawski szpital. Powikłania po zabiegach doprowadziły do tego, że jest osobą niepełnosprawną w stopniu znacznym. Utrzymuje się z emerytury. Mógłby starać się o odszkodowanie, ale musi ustalić, czy popełniono błąd w leczeniu i w którym szpitalu.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Zginął podczas wylewania betonu na budowie. Nie ma winnych

 

- Zebranie dokumentacji medycznej, uzyskanie dowodów i wskazanie, gdzie błąd nastąpił, jest ważne z kilku względów. Po pierwsze musimy wiedzieć, jaka placówka odpowiada za szkodę. Po drugie, kiedy to nastąpiło. Dlatego, że mamy ograniczenie czasowe. Pan Tomasz może ubiegać się o odszkodowanie, zadośćuczynienie w przeciągu trzech lat od momentu dowiedzenia się o błędzie, ale nie dalej niż 10 lat od momentu powstania szkody - wyjaśnia Bartosz Graś.

"Straciłem wszystkie pieniądze i jestem chory"

Zgłaszając się do programu pan Tomasz podkreślił, że boi się utraty stopy. - Doktor Ż. powiedział mi, że amputacja kwalifikowana jest. Teraz to ja jestem w stanie sobie wszystko wyobrazić - mówi.

 

Interwencję w sprawie pana Tomasza podjął już Rzecznik Praw Pacjenta. Ekipa "Interwencji" poprosiła o komentarz szpital MSWiA w Warszawie i szpital w Grodzisku Mazowieckim, który wykonywał pierwszy zabieg. I tylko z przedstawicielami tej placówki udało im się skontaktować.

 

Materiał wideo "Interwencji" można obejrzeć TUTAJ. 

 

- Ja powiem w ten sposób: zaszokował mnie pan tą informacją, skontaktowaliśmy się z pacjentem, wczoraj, długo rozmawialiśmy ze sobą. 1 lutego ma tutaj wizytę na echo serca u nas, ma przynieść wszystkie dokumenty, bo ja muszę to sprawdzić, co się stało w tamtym czasie i jak to przebiegało. Dopóki ja tego nie sprawdzę, trudno jest mi się w ogóle odnieść, a bardzo bym chciała - usłyszeli dziennikarze.

 

- Wie pan ja już zgłupiałem. Żebym miał raka, to bym się poświęcił, umarł w spokoju. Ale to jest wyleczalne, a ja się błąkam, tak jeżdżę. Tu pięć tysięcy, tam pięć tysięcy, straciłem wszystkie pieniądze i chory jestem. Długi mam teraz, ponad 7 tysięcy zł w banku - kwituje Tomasz Bojarski.

Jakub Hnat / "Interwencja"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie