Lokalizator w aucie z kolumny prezydenta. Prokuratura prowadzi śledztwo
W samochodzie z kolumny Andrzeja Dudy znaleziono lokalizator GPS. Media ujawniły, że nadajnik wykryła na lotnisku w Katowicach Straż Graniczna, a nie funkcjonariusze Służby Ochrony Państwa. Prokuratura od czterech miesięcy prowadzi w tej sprawie śledztwo. Materiał "Wydarzeń".
W tej sprawie władze wypowiadają się niechętnie i niezwykle ostrożnie. - Jak zapoznam się z tą sprawą, to będę mógł sobie wyrobić opinię. Na razie są to doniesienie medialne - mówił w piątek w Brukseli premier Mateusz Morawiecki.
- To była limuzyna, która była na Ukrainie. Pan prezydent w ostatnim czasie nie przebywał na Ukrainie - wyjaśnił z kolei wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz.
Media: Trop wiedzie na Wschód
Jako pierwszy informacje o lokalizatorze podała "Rzeczpospolita". Miał być on w samochodzie przez kilka miesięcy. Gazeta podała, że trop w śledztwie wiedzie na Wschód.
ZOBACZ: Prezydent Duda pozwany. "Pierwszy taki przypadek w historii"
Według cytowanego przez "Rz" pracownika Kancelarii Prezydenta lokalizatory mogły zostać zainstalowane w busach przewożących niższych rangą pracowników.
Prokuratura Krajowa potwierdziła, że od końca czerwca prowadzi śledztwo dotyczące urządzenia, które znaleziono w samochodzie Służby Ochrony Państwa. Nie udziela jednak więcej informacji w tej sprawie.
Tomasz Siemoniak: To sposób działania obcych, wrogich Polsce służb
Politycy dotychczasowej opozycji mówią, że taka sytuacja nie mieści się w głowie. - To na szczęście nie był ten główny samochód prezydenta, tylko jeden z tych, które jeżdżą w kolumnie, ale to i tak jest coś, co się w głowie nie mieści - powiedział Szymon Hołownia, jeden z liderów Trzeciej Drogi.
Były szef MON Tomasz Siemoniak stwierdził z kolei, że "jest to sposób działania obcych, wrogich Polsce służb, które chcą wiedzieć gdzie kto jeździ, gdzie co jest, więc sprawa powinna być potraktowana z największą powagą".
Czytaj więcej