Auto dachowało. Dziwne zachowanie pięciorga pasażerów

Polska
Auto dachowało. Dziwne zachowanie pięciorga pasażerów
KPP Radzyń Podlaski
Początkowo nikt nie chciał przyznać się do kierowania pojazdem, pasażerowie byli pijani

Kiedy policjanci z Radzynia Podlaskiego przybyli na miejsce wypadku, pojawił się nieoczekiwany problem. Żadna z osób, które dachowały samochodem osobowym, nie chciała się przyznać do kierowania pojazdem. Poza podejrzeniami było jedynie roczne dziecko. Pijani pasażerowie trafili do policyjnego aresztu, a po nocy "za kratami" jeden z nich przypomniał sobie okoliczności zdarzenia.

Powiadomienie o zdarzeniu w miejscowości Ostrówka w pobliżu Radzymina Podlaskiego (woj. lubelskie) przyszło w niedzielę około godz. 17 - poinformował na stronie policji podkomisarz Piotr Mucha. Kiedy mundurowi dotarli na miejsce wypadku, obok przewróconej na dach Toyoty Yaris czekało pięć osób i roczne dziecko.

 

Jak wykazało badanie alkomatem, tylko 19-latka była trzeźwa - razem z rocznym dzieckiem została przewieziona do szpitala. Funkcjonariusze ustalili także, że maluch był przewożony w sposób niezgodny z przepisami - na kolanach matki. 

 

ZOBACZ: Białki Górne. Tragiczny wypadek na skrzyżowaniu. Nie żyją dwie osoby

 

Pozostali, czyli trzech mężczyzn w wieku 26, 39 i 43 lat oraz 36-letnia kobieta, znajdowali się pod wpływem alkoholu i nie chcieli współpracować z policją. Żadne z nich nie przyznawało się do prowadzenia pojazdu. Zgodnie twierdzili, że za kierownicą siedział inny mężczyzna, który przed przyjazdem funkcjonariuszy uciekł z miejsca zdarzenia. Taka wersja wydawała się jednak funkcjonariuszom mało prawdopodobna. 

Spędzili noc w areszcie. Po wytrzeźwieniu kierowca przyznał się do winy

Radzymińscy policjanci szybko znaleźli sposób na dotarcie do prawdy. Wszyscy pijani pasażerowie zostali przewiezieni do policyjnego aresztu, gdzie spędzili noc. Następnego dnia zbiorowa "amnezja" uleciała razem z pozostałościami alkoholu we krwi.

 

39-letni właściciel osobówki przyznał się do kierowania pojazdem w chwili dachowania - miał wtedy prawie dwa promile alkoholu w organizmie. Jak tłumaczył policjantom, chciał odwieźć do domu kolegę, ale "wyszło, jak wyszło". 

 

ZOBACZ: Jechał z córką na zakupy. Był kompletnie pijany

 

Według relacji mężczyzny na łuku drogi stracił on panowanie nad autem i dachował.

 

Mężczyzna odpowie za swoje zachowanie przed sądem. Grozi mu kara do dwóch lat pozbawienia wolności. Oprócz tego nieodpowiedzialny kierowca musi wpłacić co najmniej pięć tysięcy złotych na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Prawdopodobnie straci też prawo do kierowania pojazdów na co najmniej trzy lata.

Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie