"Interwencja": "Biznes" na certyfikatach jakości. Przybywa poszkodowanych

Polska
"Interwencja": "Biznes" na certyfikatach jakości. Przybywa poszkodowanych
Polsat News
Jest ponad 50 poszkodowanych ws. fałszywych certyfikatów jakości

Już ponad 50 firm z całej Polski czuje się poszkodowanych przez firmę organizującą pozorowane konkursy i wystawiającą certyfikaty jakości, a następnie wezwania do zapłaty. Przedsiębiorcy twierdzą, że nie mieli pojęcia o opłatach. Roszczenia wobec części z nich przekraczają 100 tys. zł. Materiał "Interwencji".

- Sprawa się rozlała po całym kraju, jest mnóstwo firm poszkodowanych w różny sposób - mówi Marcin Makiola, przedsiębiorca.

 

Tomasz Harczuk z Wrocławia prowadzi działalność gospodarczą, jest specjalistą do spraw BHP. Dwa lata temu dostał pocztą elektroniczną zaproszenie do konkursu organizowanego przez katowicką spółkę. Nie było mowy o żadnych opłatach. Dzisiaj dostaje wezwania do zapłaty za rzekomy certyfikat jakości.

Wielka faktura. "To jakiś żart"

- Przyszła informacja, że zostałem zakwalifikowany do rozdania nagród, więc już mnie zastanowiło, co to za konkurs, w którym w zasadzie nic nie trzeba było zrobić i dostaje się nagrody. Zaraz po ich rozdaniu zobaczyłem, że jest nowy regulamin. Jedna z uczestniczek napisała do mnie, że poza nagrodą jest jeszcze faktura i przysłała mi jej zdjęcie. I od tego mogą momentu czekałem czy przyjdzie do mnie - relacjonuje Harczuk.

 

- Przyszła na kwotę 2460 zł. Nie zapłaciłem, bo to jakiś żart. Ostatnie wezwanie do zapłaty przyszło w marcu tego roku. Napisałem oświadczenie, że według regulaminu zawartego w dniu przystąpienia do konkursu, w dniu złożenia kwestionariusza zgłoszeniowego, nie było mowy o żadnych płatnościach - mówi dalej mężczyzna.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Zamiast nowej pracy, ogromne długi

 

Cztery miesiące temu pokazywaliśmy sprawę pozorowanych konkursów i przyznawanie za opłatą tzw. certyfikatów. Kryteria nie były jasne, nie wiadomo, kto zasiadał w kapitule i jury konkursów. Pewna były tylko faktura. Marcin Makioła z Opola od 14 lat prowadzi zakład naprawy elektroniki. Sześć lat temu kupił taki certyfikat. Niedawno dostał wezwanie do zapłaty ponad 100 tys. zł za bezumowne korzystanie z logo.

 

- Kwota, którą ja zapłaciłem - 2500 netto. To była minimalna kwota. Myślę, że taka średnia, taka dominanta to było około 4-5 tysięcy. Dziś, jak na to patrzę, to były kompletnie utopione pieniądze. Nikt nas nie badał, nikt tu nie przyjeżdżał, nikt nie prosił o dodatkowe informacje, wystarczyło się zgłosić. Przychodził mail z zatwierdzeniem i faktura do zapłacenia, tyle. Ku naszemu kompletnemu zdziwieniu z początkiem tego roku otrzymujemy z kancelarii reprezentującej organizatora konkursu wezwanie do zapłaty za rzekome bezumowne korzystanie ze znaku "Laur Eksperta" na kwotę 111 tys. zł. Dla nas to ogromna kwota, być albo nie być – mówi Marcin Makiola, przedsiębiorca.

Ponad 50 pokrzywdzonych

Po emisji reportażu "Interwencji" Prokuratura Okręgowa w Sosnowcu wszczęła śledztwo w sprawie oszustw na szkodę wielu firm z całego kraju. Ciągle zgłaszają się nowi poszkodowani. Sprawa jest rozwojowa, bo nie chodzi już tylko o faktury za rzekome certyfikaty.

 

- Obecnie zidentyfikowaliśmy ponad 50 pokrzywdzonych z całego kraju. Czekamy na dalsze zgłoszenia, postępowanie ma charakter rozwojowy. Prowadzone są liczne czynności dowodowe, w tym pozyskiwanie zeznań bardzo licznych świadków, jak również zabezpieczanie oraz analiza dowodów o charakterze dokumentowym, jak również dowodów o charakterze cyfrowym. Dotychczas przedstawiciele firmy z siedzibą w Katowicach nie zostali przesłuchani, również nie zostały przedstawione nikomu zarzuty, postępowanie jest prowadzone aktualnie w sprawie - informuje Bartosz Kilian z Prokuratury Okręgowej w Sosnowcu.

 

- Okazuje się, że firmy nie tylko dostają wezwanie do zapłaty, nie tylko za certyfikat, ale też otrzymują wezwanie do zapłaty, i to są kwoty z rzędu 100, 120 tys. zł, za to, że używali logo po upłynięciu roku - mówi Magdalena Owczarek.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Zapłacił za dwa mieszkania. Nie ma lokali ani pieniędzy

 

- Prosimy nie przedstawiać informacji, danych osobowych osób zatrudnionych w spółce. Zachęcamy do komunikacji mailowej. Ja nie jestem upoważniony do przedstawiania informacji, nie jestem członkiem zarządu spółki, w związku z powyższym bardzo proszę o komunikację mailową - słyszymy od przedstawiciela firmy przyznającej certyfikaty.

 

Firma z Gliwic, zajmująca się projektowaniem stalowych konstrukcji, nie chciała zapłacić 4 tys. euro za rzekomy certyfikat. Organizator konkursu oddał sprawę do Sądu Rejonowego Katowice-Wschód i dostał tam nakaz zapłaty. Firma zgłosiła sprawę do prokuratury o składaniu fałszywych zeznań w sądzie i prokuratura wydzieliła ten wątek do oddzielnego postępowania.

Klauzula drobnym drukiem

- Sąd Rejonowy Katowice-Wschód w Katowicach, orzekający w pierwszej instancji, orzekł, że informacja zawarta w klauzuli RODO, małym drukiem, wpleciona w tą klauzulę, jest wystarczającą informacją. Podpis przedsiębiorcy pod taką klauzulą, zawierającą informacje o rzekomym zapoznaniu się z regulaminem oznacza, że przedsiębiorca miał do tego regulaminu dostęp – mówi Mateusz Imioł, adwokat, pełnomocnik jednej z pozwanych spółek.

 

- Reprezentuję firmę z siedzibą we Wrocławiu z kapitałem zagranicznym. Faktura opiewała na kwotę między pięć a sześć tys. zł. Został wydany nakaz zapłaty, natomiast ten nakaz zapłaty został przez mojego klienta zaskarżony. W sprawie pojawia się stwierdzenie, że członkowie zarządu mojego klienta dzwonili bezpośrednio do organizatora. Ta osoba, nie znając dobrze języka angielskiego, konferowała z nimi w języku angielskim przedstawiając, że wszystko jest w porządku, że konkurs jest odpłatny. Był to członek kapituły konkursowej - tłumaczy Wojciech Jaworski, radca prawny, reprezentujący poszkodowaną spółkę.

 

ZOBACZ: "Interwencja": Kebab zmorą mieszkańców. Działa 24 h na dobę

 

- Naszym zdaniem to jest taka taktyka procesowa, przychodzą trzy, cztery osoby z tej firmy potwierdzając, że słyszeli taką rozmowę (w której ma być przekazywana informacja o opłatach - red.), czy też byli członkami takiej rozmowy. Z drugiej strony jest przedsiębiorca, który nie jest w stanie udowodnić, że takiej rozmowy nie było. W takiej sytuacji, są to po prostu fałszywe zeznania przed sądem, złożone w celu uzyskania korzyści majątkowej. To jest zagrożone karą pozbawienia wolności do lat ośmiu - dodaje Mateusz Imioł, adwokat, pełnomocnik jednej z pozwanych spółek.

 

O wyjaśnienia poprosiliśmy Sąd Rejonowy Katowice-Wschód, do którego firma przyznająca certyfikaty zgłaszała sprawy i otrzymywała nakazy zapłaty, ale redakcji "Interwencji" odmówiono informacji.

 

Materiał "Interwencji" możesz zobaczyć TUTAJ.

jk / "Interwencja"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie