Katastrofa lotnicza w Chrcynnie. Lekarz: Wszędzie czułem zapach paliwa

Polska
Katastrofa lotnicza w Chrcynnie. Lekarz: Wszędzie czułem zapach paliwa
PAP/Leszek Szymański/Polsat News
Lekarz Łukasz Tomasik z Nowodworskiego Centrum Medycznego opisał szczegóły akcji ratunkowej

- Sam czułem się niebezpiecznie. Przemykało mi przez myśl, że przy tej ilości paliwa lotniczego w hangarze może dojść do zapłonu - opisał akcję po katastrofie lotniczej w Chrcynnie Łukasz Tomasik z Nowodworskiego Centrum Medycznego.

Katastrofa lotnicza w Chrcynnie (woj. mazowieckie) miała miejsce w poniedziałek wieczorem. W wypadku samolotu Cessna 208B zginęło pięć osób, a osiem zostało rannych.

 

Pierwszy na miejscu zdarzenia był zespół ratowników z Nasielska. - W wezwaniu napisano, że samolot spadł, uderzając w hangar, w którym byli ludzie i poszkodowanych jest ok. 20 osób. Takie wezwanie otrzymały wszystkie załogi pogotowia lotniczego i naziemnego - opisał lekarz Łukasz Tomasik z Nowodworskiego Centrum Medycznego w rozmowie z Polsat News.

 

ZOBACZ: Katastrofa lotnicza w Chrcynnie koło Nasielska

 

Podkreślił, że podjął się ponownej weryfikacji, czy osoby zakwalifikowane przez ratowników medycznych jako zmarłe, faktycznie nie żyją. - W natłoku obowiązków mogłoby się zdarzyć, że wystąpi tutaj błąd, to najgorsza rzecz jaka mogłaby się zdarzyć - powiedział lekarz.

 

- Trzy osoby były na zewnątrz, w ich przypadku łatwo było stwierdzić zgon. Obrażenia były bardzo rozległe - stwierdził.

W hangarze czuć było paliwo lotnicze. "Sam czułem się niebezpiecznie"

Lekarz uczestniczący w akcji ratunkowej przyznał, że w hangarze czuć było wszechogarniający zapach paliwa lotniczego. - Pilot był jeszcze we wraku samolotu. Druga osoba znajdowała się za barem. W obu przypadku nie było wątpliwości co do tego, że nie żyją - stwierdził.

 

Ratownik przyznał, że zanim strażacy przystąpili do wycinania pilota, musieli wcześniej zabezpieczyć miejsce wypadku, polewając je środkami chemicznymi neutralizującymi paliwo lotnicze.

 

- Sam się czułem niebezpiecznie, bo były tam migające baterie z kasy fiskalnej. Przemykało mi przez myśl, że przy tej ilości wody i paliwa lotniczego mogą zaiskrzyć. Przecież dochodzi do zapłonów telefonów komórkowych, nie mówiąc o rozbitych samochodach - powiedział Łukasz Tomasik.

Akcja ratunkowa w Chrcynnie. Lekarz: Teren był dobrze zabezpieczony

Zdaniem specjalisty, akcja ratunkowa była bardzo dobrze skoordynowana. - Było wystarczająco dużo środków zabezpieczających, dziesięć karetek i pięć śmigłowców. Sprawnie wyznaczono także strefę, do której nie mogli wchodzić gapie - podkreślił Tomasik.

 

- Pracuję w pogotowiu od wielu lat. Kiedy pacjent jest w bardzo ciężkim stanie, zabiera go pogotowie. Jeżeli jego stan jest tylko ciężki, jest w stanie zabrać go helikopter - powiedział lekarz. Jak wyjaśnił, wynika to z faktu, że w karetce jest więcej miejsca i można udzielić poszkodowanemu lepszej pomocy. - Pięć czy dziesięć minut bez możliwości reanimacji może być czasem kluczowe - podkreślił.

jkm/ac / polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie