"Interwencja": Spłonął jej samochód, a biznes zdemolowano. Wini byłego partnera
35-letnia Anna Niemczewska z Poznania każdego dnia boi się o życie swoje i 11-letniej córki. Jak twierdzi, od kilku miesięcy jest nękana przez byłego partnera, 43-letniego Tomasza B. W przeszłości mężczyzna miał m.in. biegać za kobietą z maczetą. Po jego wyjściu z aresztu spłonął samochód kobiety oraz ktoś zdemolował jej salon fryzjerski. Materiał "Interwencji".
- Podszedł do mnie z nożem i przyłożył mi do gardła. I powiedział, że i tak wszystko będzie po jego myśli. Zaczął mnie kopać po brzuchu, po plecach - wspomina Anna Niemczewska.
Tomasza B. poznała roku temu w zakładzie fryzjerskim.
- Przyszedł się ogolić. Był bardzo szarmancki, sympatyczny, za każdym razem całował mnie w rękę - opowiada.
ZOBACZ: "Interwencja": Szokujące nagranie. Biją po twarzy i kopią leżącego 15-latka
Jak wspomina, po kilku miesiącach związku mężczyzna zaczął brać narkotyki. To nie podobało się kobiecie. Kiedy się sprzeciwiła, zaczął się jej koszmar.
- Zaczęło dochodzić do rękoczynów, znęcania psychicznego nade mną, nad moją córką. Poniżał mnie. Kiedy zostałam pobita po raz pierwszy, pobiegłam na komisariat. Tak się zaczęło - mówi pani Anna.
- Mężczyzna podejrzany jest o kilka przestępstw, między innymi chodzi tutaj u groźby przeciw byłej partnerce i innej osobie. Podejrzany jest o znęcanie psychiczne fizyczne nad byłą partnerką, a także o znęcanie psychiczne nad dzieckiem - informuje Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
ZOBACZ materiał "Interwencji".
Wyszedł z aresztu i zaczął nękać. Sąd ma inne zdanie
Tomasz B. trafił na pięć miesięcy do aresztu. W czerwcu z niego wyszedł. Od pewnego czasu pani Anna jest przez niego terroryzowana. 26 listopada na jednym z poznańskich osiedli ktoś podpalił jej samochód.
Kilka godzin po podpaleniu samochodu, zamaskowany mężczyzna włamał się do salonu fryzjerskiego pani Anny i doszczętnie go zdemolował. Pani Anna i prokuratura nie mają wątpliwości, że był to Tomasz B. Jednak Sąd Rejonowy Poznań Grunwald-Jeżyce nie znalazł powodów do zastosowania aresztu.
- Cały salon został doszczętnie zdewastowany tłuczkiem do rozbijania kotleta. Została rozlana ciecz na odstraszanie dzików. Smród był ogromny. Jestem w stu procentach pewna, że to on. Rozpoznałam go na filmie po gestykulacji, ruchu, układzie ciała - twierdzi Anna Niemczewska.
ZOBACZ: "Interwencja": Niepełnosprawna kontra spółdzielnia. "Kubły na śmieci są ważniejsze"
- Sąd uznał, że nie ma podstaw do zastosowania środka zapobiegawczego, bo zebrany materiał dowodowy nie jest wystarczający, by uznać, że podejrzany miał dokonać uszkodzenia mienia - tłumaczy Aleksander Brzozowski z Sądu Okręgowego w Poznaniu.
- Mężczyzna usłyszał zarzuty nękania, stalkingu byłej partnerki i uszkodzenia, zniszczenia salonu. Według nas dowody są jednoznacznie i bez cienia wątpliwości wskazują, że ten mężczyzna jest sprawcą. Sąd jednak uznał, że być może pani fabrykuje dowody, skoro między nimi jest konflikt - mówi Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Według adwokata Mariusza Paplaczyka, "nie ulega żadnej wątpliwości, że ten człowiek nie powinien opuścić aresztu do czasu ogłoszenia wyroku. Jeśli prokuratura dysponuje tylko prawdopodobieństwem, to wystarczy na areszt dla tego człowieka. To modelowe, podręcznikowe przesłanki na areszt".
"Mówi, że był agentem ABW, jeździ z kogutem na dachu"
Tomasz B. jest na wolności. Mieszka w domu wybudowanym na terenie ogródków działkowych. Pilnuje go kilka groźnych psów. Samochód i ogrodzenie posesji okleił znakami ABW. Nie zgodził się na rozmowę z nami.
- To jest człowiek, który mówi, że nic mu nie grozi, powołuje się, że był agentem ABW, że działa w służbach, że ma układy. Był widywany, że jeździ na dachu z kogutem policyjnym, że ma pozwolenia na to. Osób poszkodowanych przez pana Tomasza jest więcej. Zgłosił się pan, któremu groził Tomasz B. i ma z nim sprawę w sądzie. Do gróźb doszło, kiedy poznał byłą jego dziewczynę - mówi dziennikarka "Faktu" Anna Orłowska.
ZOBACZ: "Interwencja". Rzuciły się na nich trzy psy. To nie pierwszy taki atak
- Półtora roku temu zaatakował mnie i mojego brata toporkiem. Nęka moich teściów. Ruszył na mnie z tym toporkiem, groził, że zabije. Zamachnął się na mnie, ja się odsunąłem, toporek wbił się w kask – opowiada pan Wojciech, który twierdzi, że został zaatakowany przez Tomasza B.
- Odgrażając mi, mówił jak to będzie wyglądało, żeby mnie zniszczyć. Ziściło się. Kolejne groźby były takie, że pójdzie do domu rodzinnego i będzie łamać mojego tatę, że mam sobie wybrać od czego zacznie, że moja mama zostanie zgwałcona. Boję się wyjść z domu - alarmuje Anna Niemczewska.