Korea Południowa, Seul. Panika w czasie imprezy podczas Halloween. Polka: Byłam ulicę obok

Świat
Korea Południowa, Seul. Panika w czasie imprezy podczas Halloween. Polka: Byłam ulicę obok
PAP/EPA/JEON HEON-KYUN
W Seulu zginęło ponad 150 osób

- Byłam dosłownie ulicę obok. W tamtej okolicy są one wąskie i strome. Wyglądało to jak lawina, ludzie na siebie spadali. Sześć, siedem osób leżało na sobie. Niektórzy, by się uratować, wspinali się na budynki. Makabryczne sceny - tak Karolina Salwa, aktualnie przebywająca w Seulu, relacjonowała w Polsat News tragedię, w której zginęło ponad 150 osób.

Na skutek stłoczenia i naporu tłumu podczas plenerowej imprezy z okazji Halloween w stolicy Korei Południowej, Seulu, kilkadziesiąt osób doznało zatrzymania akcji serca. Uczestników reanimowano na ulicy.

 

Panika wybuchła po tym, gdy uczestnicy zgromadzenia stłoczyli się w wąskiej uliczce w okolicach Hotelu Hamilton położonego w rozrywkowej dzielnicy miasta, Itaewon. Na miejsce wysłano ponad 140 pojazdów straży pożarnej. Zadysponowano także kilkuset ratowników medycznych.

 

Według najnowszych danych nie żyją 153 osoby, a 82 są ranne. Nie ma informacji, by ucierpieli Polacy. Prezydent Jun Suk Jeol ogłosił w niedzielę żałobę narodową.

Halloween, Korea Południowa. Polka: Wyglądało to jak lawina

Karolina Salwa, wraz z chłopakiem, uczestniczyła w halloweenowej imprezie nieopodal.


- Ta okolica to wąskie i strome uliczki, górzysty teren. Trudno tam było wczoraj chodzić, zbyt duży tłum - opowiadała na antenie Polsat News.


Kobieta - jak przyznała - "była dosłownie ulicę obok". O tym, że dzieje się coś złego, zaalarmowały ją karetki.

 

WIDEO: Polka o tragedii w Seulu

 


- Wyglądało to jak lawina, ludzie na siebie spadali. Sześć, siedem osób leżało na sobie. Ratownicy próbowali ich uwalniać. Niektórzy, by się uratować, wspominali się na budynki. Makabryczne sceny.

"Przechodziliśmy przez korytarz ewakuacyjny, jednocześnie patrząc na ofiary"

Jak przekazała turystka, ulice zablokowano "dopiero koło północy". - Wcześniej dalej jeździły samochody i autobusy, co utrudniało dotarcie do poszkodowanych karetkom. Obecni tam traktowali to jako "event", nagrywali, robili zdjęcia.


Rozmówczyni Polsat News opuściła miejsce tragedii po godzinie. - Dopiero wtedy mogliśmy przejść przez korytarz ewakuacyjny, jednocześnie patrząc na ofiary. Straszne - relacjonowała.

ac/ml / Polsat News, Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie