Groźba strajków w szpitalach. Pielęgniarki czekają na podwyżki, dyrektorzy nie mają środków

Polska
Groźba strajków w szpitalach. Pielęgniarki czekają na podwyżki, dyrektorzy nie mają środków
Polsat News
Podwyżki wynagrodzeń dla pielęgniarek. Brak odpowiednich środków i widmo protestów

Brakuje pieniędzy i grozi nam zadłużenie - argumentują dyrektorzy szpitali, w których pielęgniarki oraz położne szykują się do strajków. To konsekwencja wejścia w życie nowelizacji ustawy podnoszącej minimalne pensje pracowników ochrony zdrowia. Okazuje się, że placówki prawdopodobnie nie dostaną odpowiedniego wsparcia, a środowisko pielęgniarek podzieli się ze względu na dysproporcje w zarobkach.

Od pierwszego lipca w życie weszła nowelizacja ustawy, która podnosi minimalne wynagrodzenia pracowników w ochronie zdrowia.

 

Przepisy zakładają, że pensja mgr. położnictwa albo pielęgniarstwa wzrasta z 5 478 zł do 7 304 zł, pielęgniarka lub położna wymagająca wyższego wykształcenia i specjalizacji, albo pielęgniarka, położna ze średnim i specjalizacją zarobi 5 775 zł zamiast 4 186 zł, a pielęgniarka ze średnim wykształceniem będzie mogła liczyć na podwyżkę z 3 772 zł do 5 323 zł. 

Szpitale będą się zadłużać

Wszystko wygląda bardzo obiecująco, ale tylko na papierze. Jak poformowała reporterka Polsat News Karolina Ziewiecka, w ubiegłym tygodniu dyrektorzy szpitali w Świętokrzyskiem dostali informacje z NFZ, o ile wzrośnie wynagrodzenie ich roczny budżet, który ma zostać przeznaczony właśnie na podwyżki i walkę ze skutkami inflacji. 

 

- Dyrektorzy wszystkich szpitali w tym województwie przekazali, że nie wystarczy im środków na pokrycie podwyżek dla pielęgniarek i położnych -  przekazała dziennikarka. 

 

ZOBACZ: Kalisz. Pielęgniarki wystawiały fałszywe certyfikaty covidowe. Zostały zatrzymane

 

- W stosunku do podwyżek opisanych w ustawie, to brakuje bardzo dużo. Z naszych wstępnych szacunków wynika, że zabraknie nam w granicach 300-350 tys. zł miesięcznie - powiedział Krzysztof Słonina, dyrektor Szpitala Powiatowego w Pińczowie. 

 

Z kolei Grzegorz Lasak, dyr. Szpitala Powiatowego w Busku-Zdroju przekazał w rozmowie z Polsat News, że zarządzana przez niego placówka w obliczu zapisów nowelizacji będzie się zadłużać miesięcznie o 1,3 mln zł. 

 

Tymczasem Ministerstwo Zdrowia ani NFZ nie zapowiadają przekazaniach dodatkowych środków szpitalom. 

"Najwięcej skorzystają pielęgniarki, które nie podniosły kwalifikacji" 

Problemy placówek ochrony zdrowia nie oznaczają jednak, że każda pielęgniarka i położna dostanie pieniądze według swoich kwalifikacji. Ustawa zawiera bowiem zapis o tym, że podwyżki zależeć będą od kwalifikacji wymaganych na danym stanowisku.

 

Jak to będzie wyglądać w praktyce? - W szpitalu tylko jedna pielęgniarka musi mieć magistra i specjalizację. To jest pielęgniarka epidemiologiczna i już wiadomo, że tylko taka pielęgniarka będzie mogła liczyć na tę najwyższą podwyżkę - przypomina reporterka Polsat News. 

 

Niepokoje w środowisku wzbudza praktyczny wymiar przyznawania podwyżek. - Najwięcej skorzystały te pielęgniarki i położne, które nie podnosił swoich kwalifikacji, czyli nie działały zgodnie z ustawą o zawodzie pielęgniarki i położnej, która stanowi, że te kwalifikacji należy podnosić - oceniał dyrektor Lasak.

 

ZOBACZ: Pielęgniarki będą strajkować w szpitalach. Fiasko negocjacji z ministerstwem

 

Nowe przepisy wprowadzają spore zamieszanie. - Salowa będzie zarabiała tyle co wykwalifikowany pracownik w dziale księgowości w szpitalu. No więc spłaszczone zostały wynagrodzenia. Uważam, że będzie bardzo źle. Będą protesty, a szpitale drastycznie będą się zadłużać i nie zależy to od mojego sposobu zarządzania - tłumaczył. 

 

Protest pielęgniarek w Sanoku. Na dwie godziny odeszły od łóżek

Do pierwszego protestu ostrzegawczego doszło we wtorek w Szpitalu Specjalistycznym w Sanoku (woj. podkarpackie), gdzie położne i pielęgniarki odeszły od łóżek pacjentów na dwie godziny.

 

- Pielęgniarce po liceum medycznym, z ponad 30-letnim stażem, grozi w tym momencie, że zarobki jej koleżanki, która wykonuje te same czynności, będzie o dwa tysiące wyższe. Jest to dla nas jawna dyskryminacja - argumentowała Małgorzata Sawicka, szefowa Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w sanockim szpitalu.

 

Dyrektor placówki Grzegorz Panek odpowiedział, że "nie jest w stanie zrealizować żądań" pielęgniarek. Oszacował, że - aby je spełnić - potrzebuje około dwóch milionów złotych, których próżno szukać w budżecie szpitala w Sanoku.

ap/wka / Polsat News, Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie