Z oficera "stał się" przestępcą. Śledczy wierzą przemytnikom, których kiedyś zatrzymał

Polska
Z oficera "stał się" przestępcą. Śledczy wierzą przemytnikom, których kiedyś zatrzymał
"Interwencja"
Krzysztof Brańka przeszedł na emeryturę w 2010 roku. Trzy lata później posądzono go, że współpracował z przemytnikami

Gdy uzbrojeni funkcjonariusze powiedzieli mu, że był zaangażowany w przemyt ludzi, wybuchł śmiechem. Krzysztof Brańka sam był strażnikiem granicznym, a za rozbicie szajki przerzucającej ludzi za granicę otrzymał odznaczenie. - Dziś nie chroni się oficera, tylko wierzy bandytom - powiedział "Interwencji". Brańkę obciążyły pełne nieścisłości zeznania dwóch przemytników, których wcześniej zatrzymał.

Krzysztof Brańka ma 53 lata. Pochodzi z Włodawy, niewielkiego miasta w województwie lubelskim. Przez ponad 20 lat był szanowanym oficerem straży granicznej. Kilka miesięcy temu stał się jednak uciekającym przed prawem zbiegiem.

 

Wszystko zaczęło się w 2005 roku. Krzysztof Brańka był wówczas zastępcą komendanta Straży Granicznej w Sławatyczach. Odpowiadał za bezpieczeństwo na tamtejszym odcinku polsko – białoruskiej granicy. Odcinku, który w tamtym czasie upodobali sobie dwaj przestępcy – Zbigniew J. oraz Dariusz K.

 

- Dariusz K. to jest bandzior, wyrafinowany, inteligentny, sprytny. Niebezpieczny przestępca. Myślę, że mógł przez te wszystkie lata przerzucić tysiące osób przez granicę – opowiada Krzysztof Brańka.

 

- W grę wchodziły kwoty od 3000 do 7000 dolarów za przerzut jednego nielegalnego migranta… A w jednym przecie zabierano ponad 20 osób – mówi były oficer operacyjny Straży Granicznej.

 

- Zbigniew J. to również przemytnik, bandzior, bandyta. Oni tu, na tym terenie, rozpoczęli swoją przestępczą działalność w 2005 roku – mówi Krzysztof Brańka.

Prezydent odznaczył Krzysztofa Brańkę Brązowym Krzyżem Zasługi

Jest wrzesień 2005 roku. Strażnicy Graniczni dokonują wówczas spektakularnego zatrzymania. Na gorącym uczynku łapią szajkę przemycającą ludzi z Białorusi do Polski. Akcją strażników dowodzi Krzysztof Brańka. Przemytnicy to Dariusz K. oraz Zbigniew J.  - Dostałem przyznany przez prezydenta Brązowy Krzyż Zasługi za złapanie tych bandytów - podkreśla Krzysztof Brańka.

 

- Były awanse, nagrody, bo z tego, co wiem, to takie zatrzymanie na tym odcinku granicy nadbużańskiego oddziału straży granicznej, to było chyba jedno z pierwszych. Przemyt ludzi wiąże się z dużymi pieniędzmi, a mój mąż im jak gdyby to uniemożliwił – dodaje żona mężczyzny.

 

- Mnie udowodniono powiedzmy około 500 Chińczyków, to chyba był największy przerzut w historii - mówi były przemytnik Dariusz K.

"Mówili, że szukają tajnych dokumentów. Nic nie znaleźli"

W 2010 roku Krzysztof Brańka odchodzi na emeryturę. Przez trzy kolejne lata wiedzie spokojne życie. W październiku 2013 roku wszystko zmienia się jednak w ciągu sekundy. W drzwiach jego domu nieoczekiwanie pojawiają się uzbrojeni po zęby funkcjonariusze Straży Granicznej.

 

- Miałem wtedy 8 lat i takiego mnie - przewieszonego przez barki - funkcjonariusz wrzucił mnie na kanapę, pomiędzy mamę i tatę – wspomina syn Krzysztofa Brańki.

 

- Mówili, że szukają tajnych dokumentów, broni i amunicji. Nic oczywiście nie znaleźli – zaznacza żona mężczyzny.

 

- Proszę pana, jest pan oskarżony o to, że w okresie od początku czerwca daty bliżej nieokreślonej do 2 września 2005 roku byłem członkiem zorganizowanej grupy przestępczej zaangażowanej w przerzut ludzi przez granicę. A moja reakcja była taka: (parska śmiechem). Dosłownie – mówi Krzysztof Brańka.

Posądzili Krzysztofa Brańkę, że przyjął 500 zł łapówki. "Jak ich zatrzymał, znalazł 28 tys. dolarów"

Emerytowany strażnik graniczny został wówczas zatrzymany. Prokurator zarzucił mu, że jako oficer Straży Granicznej, w zamian za łapówki, współpracował z przemytnikami. Miał ułatwiać im przerzucanie przez granicę nielegalnych migrantów. Zarzuty oparto na zeznaniach Dariusza K. oraz Zbigniewa J. – tych samych przemytników, których Brańka zatrzymał w głośnej akcji osiem lat wcześniej.

 

- Na początku posądzili tatę o przyjęcie łapówki w wysokości 500 złotych. To też było najśmieszniejsze w tej sytuacji, bo tata jak ich zatrzymał, znalazł 28 000 dolarów – opowiada syn Kamil Brańka.

 

- Nie wiem, jak to nazwać, wydaje mi się to sprzeczne z zasadami doświadczenia życiowego – komentuje Piotr Łabno, pełnomocnik emerytowanego strażnika.

Przemytnik: prokurator zasugerowała, co robić, aby nie dostać aresztu

Przemytnik Dariusz K. przyznał "Interwencji", że bezpodstawnie oskarżył Krzysztofa Brańkę.

 

Dariusz K.: Wie pan, ja wtedy zostałem zawinięty, a miałem dwumiesięczne dziecko na Ukrainie. Żeby wyskoczyć do dziecka, to w śledztwie zeznałem, że tam mu coś dawałem, no. Takie zagranie taktyczne.

 

Reporter: Czyli to była nieprawda…

 

Dariusz K.: No, ja to powiedziałem przed sądem. Jaka była sytuacja.

 

Reporter: Ktoś sugerował panu, że ma pan tak powiedzieć?

 

Dariusz K.: No, prokuratorka! Przecież jasno dała mi do zrozumienia, że taki i taki charakter zeznań sprawi, że nie dostanę sankcji trzymiesięcznej. Ja wtedy siedziałem dwa dni.

 

Reporter: Czyli zasugerowała panu, żeby pomówić Brańkę, tak?

 

Dariusz K.: Tak.

Łapówka miała zostać przekazana na parkingu, który wtedy nie istniał

- W przesłuchaniu o godzinie 10:10 stwierdził, że przekazywał mężowi jakieś pieniądze, ale nie pamiętał, jaka to była kwota. I nagle później była przerwa od 13:45 do 14:10 i później już sobie przypomniał, że to było 5000 albo 6000 złotych. Po przerwie pamiętał – mówi żona Krzysztofa Brańki.

 

- Dała mi do zrozumienia, że jeżeli będę odmawiał składania zeznań albo nie pomówię Brańki, to czeka mnie siedzenie. Znowu. Siedzieć... w moim przypadku trzy miesiące mogły się przerodzić w dwa lata. Wtedy akurat nie miałem wyboru – utrzymuje Dariusz K.

 

Reportaż "Interwencji" o sprawie Krzysztofa Brańki znajdziesz pod tym linkiem.

 

Według zeznań łapówka miała zostać przekazana w centrum miasta na parkingu. - Tylko, że tego parkingu jeszcze tam nie było. Powstał dopiero w 2010 roku, czyli pięć lat później – zauważa żona Krzysztofa Brańki, a jego pełnomocnik dodaje, że oprócz zeznań przemytników, nie ma żadnego dowodu, który obciążałby mężczyznę.

 

- Same jakieś elementy topograficzne, czy to było w tym miejscu, czy troszeczkę dalej, nie mają większego znaczenia, bo sam rejon jest wskazywany w sposób jednakowy – tłumaczy jednak Barbara Markowska z Sądu Okręgowego w Lublinie.

"W więzieniu psychika może nie wytrzymać"

- Ja panu coś powiem. Brańka musiał u kogoś podpaść grubego. Od siebie, tam ze Straży Granicznej. Nie wiem komu, bo to nie moja para kaloszy – mówi Dariusz K.

 

Przedstawiciele prokuratury nie zgodzili się porozmawiać z nami przed kamerą. W styczniu 2020 roku Krzysztof Brańka został uznany za winnego korupcji. Sąd skazał go na dwa i pół roku bezwzględnego więzienia. Kilka miesięcy temu Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok.

 

- Przestępcy nie mają litości dla funkcjonariuszy policji, milicji, bądź poszczególnych służb mundurowych. W więzieniu może psychika nie wytrzymać, może dojść do różnych rzeczy. Czego mu nie życzę – komentuje były oficer operacyjny Straży Granicznej.

 

- To jest korupcja, więc zostanie zabrana mu emerytura, a ja zostanę z kredytami do spłacenia i z dzieckiem na utrzymaniu – zaznacza żona emerytowanego strażnika.

Sprawą Krzysztofa Brańki zajmie się Sąd Najwyższy

- Mam taki apel do wszystkich funkcjonariuszy, którzy realizują teraz różne czynności służbowe: panowie, nie warto. W każdej chwili może was spotkać to samo co mnie – podsumowuje Krzysztof Brańka.

 

Obrońca Krzysztofa Brańki złożył wniosek o kasację wyroku do Sądu Najwyższego. Tymczasowo wstrzymano też wykonanie kary. Nie oznacza to jednak, że Krzysztof Brańka został uniewinniony. Jeżeli nic się nie zmieni, a Sąd Najwyższy nie uwierzy w jego niewinność, mężczyzna będzie musiał trafić do więzienia.

wka / "Interwencja"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie