Sri Lanka. Przewodniczka z Polski: Lepiej poczekać z wyjazdami, sytuacja polityczna nie jest jasna
- Sytuacja polityczna i gospodarcza w kraju nadal nie jest klarowna. Z wyjazdem lepiej poczekać kilka tygodni - powiedziała Aneta Zarańska, polska przewodniczka na Sri Lance. W ubiegłym tygodniu na wyspie doszło do masowych zamieszek.
W poniedziałek w ulicznych zamieszkach w Kolombo i innych częściach Sri Lanki spłonęły dziesiątki domów polityków i zginęło co najmniej osiem osób, a ponad 230 zostało rannych. Wywołane bezprecedensowym kryzysem gospodarczym masowe, antyrządowe protesty trwają od przełomu marca i kwietnia.
Aneta Zarańska, która od ośmiu lat prowadzi biuro turystyczne na przedmieściach Kolombo, podkreśla, że chociaż zagranicznym podróżnym nie zagraża na wyspie bezpośrednie niebezpieczeństwo, to dalszego rozwoju sytuacji nie sposób przewidzieć. - Urlopowicze spędzający czas w sąsiedztwie hoteli i atrakcji są nieświadomi skali protestów, do których tutaj doszło - mówiła.
ZOBACZ: Sri Lanka. Rezygnacja premiera nie zakończyła protestów. Zginęło wiele osób, płoną domy
- W poniedziałek po południu wracaliśmy z grupką turystów z położonego w górach miasteczka Nuwara Eliya. Na ulicach zaczęli się gromadzić ludzie uzbrojeni w drągi i pałki. Widać było po nich gniew i obawialiśmy się, że będą agresywni. Kilkadziesiąt kilometrów od Kolombo zobaczyliśmy przy drodze pierwsze płonące opony i samochody, a grupy protestujących było widać co kilkanaście metrów. Kilka razy demonstranci zatrzymywali nasz samochód, poszukiwali zwolenników prezydenta i premiera biorących udział w atakach na (promenadzie) Galle Face w Kolombo. Byli dla nas bardzo mili, ale stanowczo zabronili robienia zdjęć. Na autostradzie do Kalutary na południu widzieliśmy przewrócone autobusy z powybijanymi szybami - relacjonuje.
Gwałtowny kryzys gospodarczy
Udało się zapewnić klientom bezpieczny dojazd do hotelu, choć przewodniczka przyznaje, że nie mierzyła się wcześniej z podobną sytuacją, a jej goście byli bardzo zaniepokojeni.
Zarańska podkreśla, że trwający od grudnia do lutego szczyt turystycznego sezonu był na Sri Lance dobry. Władze zlikwidowały wówczas pandemiczne obostrzenia dla zagranicznych podróżnych, a ci masowo wrócili na wyspę. Dopiero później zaczęły się niedobory elektryczności i paliw, a rosnące ceny żywności zaczęły bić rekordy. - Aż do lutego wydawało się, że po okresie pandemii przemysł podróży staje na nogi. Tak gwałtownego kryzysu gospodarczego i protestów nikt się nie spodziewał - przyznała.
ZOBACZ: Koronawirus w Korei Północnej. W ciągu czterech dni na Covid-19 zmarły 42 osoby
Przewodniczka zaznacza, że mimo trwającego kryzysu atrakcje turystyczne nadal są otwarte, a wczasowicze mogą się przemieszczać po kraju, bo są łatwo przepuszczani przez policjantów i protestujących.
- Ci, którzy spędzają czas w dobrych hotelach, mogą niczego tam nie odczuć. W wielu z tych miejsc są agregaty, które zabezpieczają przed przerwami w dostawach prądu, chociaż elektryczności nie ma obecnie dwa razy dziennie, po trzy do czterech godzin. Kierowcy zrzeszeni w biurach podróży mogą kupować benzynę bez kolejek i to ułatwia podróże - mówiła Zarańska.
Godzina policyjna i nieczynne restauracje
Jak podkreśla, na Sri Lance nie ma braków żywności, ale z powodu inflacji jej ceny rosną z dnia na dzień. - Bardzo brakuje za to gazu do gotowania, dlatego wiele ulicznych restauracji jest nieczynnych. Moi sąsiedzi zaczęli gotować na kuchenkach elektrycznych i opalanych drewnem - dodaje.
ZOBACZ: Sri Lanka. Minister zdrowia promowała magiczny eliksir przeciw COVID-19. Została zdymisjonowana
Po zamieszkach przez większość mijającego tygodnia na Sri Lance obowiązywała godzina policyjna. Doprowadziło to do konieczności odwołania wycieczek z turystami. - W tej chwili z domów nie można wychodzić po godzinie 14. Rano wolno wyjść do sklepu na zakupy. Wszystkie były wczoraj mocno zatłoczone, ale bez kolejek. Brakowało tylko pieczywa - relacjonowała przewodniczka.
"Warto być rozważnym i poczekać na dalszy rozwój wydarzeń"
Pytana o rekomendacje dla osób chcących się wybrać na Sri Lankę turystycznie albo biznesowo, Zarańska podkreśla, że sytuacja polityczna i gospodarcza nie jest klarowna.
- Ludzie tutaj mają dość, a złość tłumu jest niebezpieczna. Myślę, że warto być rozważnym i poczekać dwa tygodnie, może miesiąc, na dalszy rozwój wydarzeń. Żeby wszystko wróciło do normy, potrzebne są zmiany, na które Lankijczycy czekają od lat. Chcą odejścia prezydenta, głębokich reform, oczywiście rozwiązania kwestii zadłużenia kraju i obecnego kryzysu. Ale na razie, od wielu tygodni, nic się nie zmienia: trwają zmiany w rządzie, protesty i stan wyjątkowy, brakuje gazu, a ceny nadal rosną. Prezydent, pomimo żądań obywateli, chce pozostać przy władzy - zaznaczyła.
ZOBACZ: Włochy. "Katastrofalne 12 miesięcy dla włoskiej turystyki". 60 milionów turystów mniej
Zarańska liczy jednak, że rynek turystyczny po kryzysie najszybciej zacznie funkcjonować normalnie. - Wszyscy będą chcieli szybko doprowadzić do sytuacji, w której turyści będą przyjeżdżali. Kraj bardzo ich potrzebuje po trwającym od 2019 roku zastoju. Najpierw przyczyniły się do niego zamachy terrorystyczne, później pandemia, a teraz kryzys gospodarczy i polityczny. Ciągle dostaję wiele zapytań o wyjazdy latem, ludzie są Sri Lanki bardzo ciekawi. Sezon turystyczny trwa tu przez cały rok, więc liczę, że za kilka tygodni będę mogła bezpiecznie przywitać kolejnych gości - powiedziała polska przewodniczka na Sri Lance.
Czytaj więcej