Wojna w Ukrainie. Macron rozmawiał z Putinem o sytuacji w Mariupolu
Prezydent Francji Emmanuel Macron rozmawiał w piątek telefonicznie z prezydentem Rosji Władimirem Putinem m.in. o sytuacji w oblężonym i bombardowanym przez siły rosyjskie Mariupolu. Około 1300 osób znajduje się tam pod gruzami zniszczonego teatru. Po spotkaniu Kreml wydał komunikat, z którego wynika, że "rosyjskie siły zbrojne robią wszystko, co możliwe, aby ratować życie cywilów".

Po piątkowej rozmowie Pałac Elizejski przekazał, że Macron powiedział Putinowi, że Rosja nie przestrzega międzynarodowego prawa w zakresie pomocy humanitarnej i nawiązał do sytuacji w oblężonym przez siły rosyjskie Mariupol. Rozmowa prezydentów trwała ponad godzinę.
Według Światowego Programu Żywnościowego (WFP) w Mariupolu i innych oblężonych przez Rosjan miastach ukraińskich kończą się zapasy żywności, a konwoje z potrzebnymi produktami nie są w stanie do nich dotrzeć.
ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. Mariupol: w podziemiach zbombardowanego teatru znajduje się ponad 1300 osób
W Mariupolu siły rosyjskie zbombardowały m.in. szpital położniczy, a świat obiegły dramatyczne obraz z ewakuacji ciężarnych kobiet. Nie wszystkie przeżyły.
W czwartek doszło do kolejnych tragicznych zdarzeń. Bomby spadły m.in. na miejską pływalnię oraz teatr. W obu miejscach mieściły się schrony, gdzie ukrywały się kobiety z dziećmi. Według ukraińskich władz, pod gruzami znajduje się ponad 1300 osób, a około 130 udało się wydostać.
Tymczasem po rozmowie z Macronem Kreml wydał następujący komunikat: "Reagując na obawy wyrażone przez Emmanuela Macrona, rosyjski prezydent podkreślił, że rosyjskie siły zbrojne biorące udział w specjalnej operacji wojskowej robią wszystko, co możliwe, aby ratować życie cywilów".
Dramat w Mariupolu. "Wojska zmiatają miasto z powierzchni ziemi"
O tym co dzieje się Mariupolu opowiedziała w piątek dziennikarzom BBC 28-letnia Julia Jaszenko, której udało się wyjechać z oblężonego miasta do Lwowa.
- Wojska rosyjskie zmiatają miasto z powierzchni ziemi, wszędzie są ciała i nikt ich nie zabiera. Tylko los sprawił, że żyjemy, mogliśmy zginąć w każdej chwili - powiedziała kobieta.
ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. Rosyjski dziennikarz pisze o terroryzmie w Mariupolu. Teraz musi "uciekać z kraju"
- Miasto jest zmiatane z powierzchni ziemi – oceniła Jaszenko. Ona i jej rodzice są wśród kilkuset pierwszych uchodźców z Mariupolu, którzy przybyli w piątek rano do Lwowa.
"Tylko los sprawił, że żyjemy"
- Nasz dom został spalony przez artylerię. Strzelają do wszystkiego w mieście, używają wszelkiej broni. Wszędzie jest czarny dym. Wszędzie są ciała i nikt ich nie zabiera – powiedziała Jaszenko.
Kobieta opowiedziała BBC, że przez dziewięć dni razem z rodzicami chroniła się w teatrze w Mariupolu. Opuścili go dzień przed tym, jak został zbombardowany. - Tylko los sprawił, że żyjemy - dodała.
Agencja Interfax-Ukraina podała w piątek, że od rozpoczęcia działania korytarzy humanitarnych, czyli od nieco ponad dwóch dni, Mariupol zdołało opuścić ok. 35 tys. ludzi. Według informacji przytaczanych przez BBC 350 osób zostało ewakuowanych do Lwowa.
Widziałeś coś ważnego? Przyślij zdjęcie, film lub napisz, co się stało. Skorzystaj z naszej Wrzutni
Czytaj więcej