Wypadek Beaty Szydło. Były funkcjonariusz SOP: musiałem mówić to, co reszta. Kłamałem w śledztwie

Polska
Wypadek Beaty Szydło. Były funkcjonariusz SOP: musiałem mówić to, co reszta. Kłamałem w śledztwie
Polsat News
Do wypadku z udziałem kolumny ówczesnej premier doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu

Piotr Piątek, emerytowany funkcjonariusz Służby Ochrony Państwa ujawnił szczegóły dotyczące wypadku kolumny samochodów wiozących Beatę Szydło. Przyznał, że składał fałszywe zeznania, a samochody SOP miały wyłączone sygnały dźwiękowe. - Chcąc dalej pracować i awansować musiałem mówić to, co reszta - tłumaczy.

Piotr Piątek był w grupie funkcjonariuszy jadących w rządowej kolumnie wiozącej Beatę Szydło, gdy doszło do wypadku w Oświęcimiu w 2017 roku.

"Mieliśmy włączone sygnały świetlne, było już ciemno, wjechaliśmy w miasto. Generalnie wszyscy wiedzieliśmy, że nie mamy włączonych sygnałów dźwiękowych. Dla nas to była rzecz oczywista" - powiedział Piotr Piątek "Gazecie Wyborczej".

 

Jego zdaniem chodziło o względy wizerunkowe. "Żeby ludzie nie widzieli, że władza się wozi i panoszy. Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji" - wyjaśnia.

 

ZOBACZ: Beata Szydło wzięła udział w kolizji drogowej. Zderzenie dwóch aut pod Wrocławiem

 

Jednak podczas śledztwa w sprawie wypadku Piątek zeznał, że sygnały dźwiękowe były włączone. Dziś twierdzi, że kłamał, podobnie jak jego koledzy. Podkreśla, że nikt wprost nie instruował go do składania fałszywych zeznań. "Każdy z nas był osobno przesłuchiwany, ale wcześniej wiedzieliśmy, co mamy zeznawać. Przed przesłuchaniem usłyszałem tylko: 'Piotrek, wiesz jak było...'. Ja sobie zdawałem sprawę, że chcąc dalej pracować i awansować musiałem mówić to, co reszta" - tłumaczy.

Wypadek Szydło. Kolumna jechała bez sygnałów?

Do wypadku doszło 10 lutego 2017 roku. Według policji rządowa kolumna trzech samochodów, w której jechała ówczesna premier Beata Szydło (jej pojazd znajdował się w środku kolumny - red.), wyprzedzała w Oświęcimiu fiata seicento. Jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto ówczesnej szefowej rządu, które wjechało w drzewo. Poszkodowana została Beata Szydło oraz funkcjonariusze BOR.

 

ZOBACZ: Śledczy: za wypadek Szydło nie można winić tylko Sebastiana K. Szef prokuratorów: niech oceni sąd

 

Jednym z głównych wątków sprawy było to, czy kolumna z premier Szydło miała włączone zarówno sygnały świetlne, jak i dźwiękowe - a więc czy były to pojazdy uprzywilejowane.

 

W 2020 r. sąd pierwszej instancji uznał, że kierowca seicento Sebastian Kościelnik jest winien nieumyślnego spowodowania wypadku. Zarazem umorzył on warunkowo postępowanie na okres roku i uznał, że przepisy złamał także kierowca BOR. Zarówno prokuratura jak i oskarżony odwołali się od wyroku.

dsk/bas / Interia
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie