Daniel M., syn gwiazdy disco polo, składa apelcję ws. jazdy bez uprawnień. Doniósł pracownik stacji

Polska
Daniel M., syn gwiazdy disco polo, składa apelcję ws. jazdy bez uprawnień. Doniósł pracownik stacji
Radosław Drożdżewski / CC-by-SA / Commons
Proces toczył się przed sądem okręgowym w Białymstoku

Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się we wtorek proces odwoławczy 32-latka, w pierwszej instancji nieprawomocnie skazanego za naruszenie - orzeczonego prawomocnym wyrokiem - zakazu kierowania pojazdami. Apelację złożył obrońca. Wyrok ma być ogłoszony na początku grudnia.

Sprawa dotyczy syna znanego wykonawcy disco polo. Policja zainteresowała się bliżej Danielem M. - mieszkańcem podbiałostockiej miejscowości - w kwietniu ubiegłego roku, gdy okazało się, że łamie on zasady kwarantanny związanej z koronawirusem. Jak wynikało z podawanych wtedy przez policję informacji, był on w wykazie osób poddanych kwarantannie, której przestrzeganie funkcjonariusze kontrolowali w miejscach zamieszkania (czy przebywania) tych osób. Gdy sprawdzali sytuację 32-latka, okazało się, że jest on poza domem, a gdy pojawili się tam policjanci, właśnie wbiegał po schodach.

Daniel M. rozpoznany, bo "pisały o nim gazety"

Jak podawała wtedy policja, twierdził, że "był w odwiedzinach u rodziców i nie ma najmniejszej ochoty stosować się do zasad kwarantanny". Zatrzymany został po tym, jak dyżurny policji dostał informację, że w nocy ten sam mężczyzna przyjechał samochodem na jedną ze stacji benzynowych w Białymstoku, a - na podstawie prawomocnego wyroku - miał orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów. Pracownik stacji rozpoznał go, "ponieważ pisały o nim gazety".

 

ZOBACZ: O fenomenie muzyki disco polo. "Taki Zenon Martyniuk - u niego zawsze teksty to wysoka kultura"

 

Prokuratura wydała wtedy nakaz zatrzymania, a zebrane przez policję dowody pozwoliły postawić mu zarzuty związane z kilkukrotnym złamaniem sądowego zakazu kierowania pojazdami, z których pierwsze miało miejsce w lipcu 2019 roku, kolejne dwa przypadki - wiosną 2020 roku. Po postawieniu tych zarzutów 32-latek trafił nawet czasowo do aresztu, bo sąd zgodził się z oceną prokuratury, iż może zachodzić obawa matactwa.

 

Przed sądem rejonowym obrona chciała kary ograniczenia wolności poprzez nałożenie obowiązku prac społecznych. Sąd orzekł jednak karę surowszą: 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu, 10 tys. zł grzywny oraz 6-letni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych.

Obrońca Daniela M. składa odwołanie

Od wyroku odwołał się obrońca, chce kary łagodniejszej. Jak mówił w mowie końcowej mecenas Andrzej Kowalski, sąd pierwszej instancji skupił się na okolicznościach obciążających uznając, iż mają dużo większą wagę, niż te na korzyść oskarżonego. Przywoływał komentarze prawne i analizował, czy można mówić o trzech przestępstwach, czy o jednym, jeśli dana osoba trzy razy wsiada do samochodu i nim jeździ mimo sądowego zakazu.

 

"Chyba nie ma tu żadnego znaczenia pod względem formalnym, czy wsiada kilka razy, czy raz" - mówił mec. Kowalski. W jego ocenie, obciążające jego klienta okoliczności zostały przez sąd rejonowy "nietrafnie przytoczone" i nie mogą wpływać na zaostrzenie kary. "Kara jawi się jako surowa" - dodał. Zwracał uwagę zwłaszcza na 6-letni zakaz prowadzenia pojazdów, mówił że jego klient poddaje się resocjalizacji, podjął pracę, a ponieważ jest marynarzem - musi z Białegostoku podróżować do portów w Szczecinie czy Gdańsku; argumentował też, że Daniel M. chce też odwiedzać córkę, która przebywa z matką.

 

ZOBACZ: Wielka Brytania. Polonijny ksiądz o wierze swoich rodaków. "Pokazują, że trzeba iść na całość"

 

Prokuratura wnioskuje o oddalenie tej apelacji i utrzymanie wyroku. W jej ocenie, nie można w tej sprawie mówić o rażącej niewspółmierności kary. Prokurator Edyta Winnicka zwracał uwagę, że gdyby oskarżony zastosował się do sądowego zakazu, który jednak złamał, to w marcu 2021 roku upłynął by mu okres bez możliwości prowadzenia pojazdów. - To tylko od oskarżonego zależała jego postawa - mówiła.

 

Sam Daniel M. powiedział, że prawo jazdy jest mu niezbędne do dalszego "rozwoju" w pracy, do możliwości odwiedzania dziecka, które mieszka 400 km od niego. Odnosząc się do złamania sądowego zakazu powiedział, że "czasem są rzeczy wyższe"; mówił o chorobie córki i chęci odwiedzenia jej wtedy. "Podejrzewam, że pani prokurator zrobiłaby tak samo na moim miejscu" - mówił. 6-letni zakaz prowadzenia pojazdów porównał do pobytu w więzieniu.

 

Pytany przez sąd, jaki zakaz uznałby za właściwy, prosił o roczny.

pdb / PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie