Policjanci z Lubina nie zostali zawieszeni. "Nie ma ku temu podstaw"

Polska
Policjanci z Lubina nie zostali zawieszeni. "Nie ma ku temu podstaw"
PAP/Aleksander Koźmiński
Policja zapowiedziała konferencję prasową ws. niedzielnych zamieszek w Lubinie

Wszystkie wątpliwości jakie pojawiają się w związku z interwencją, która miała miejsce 6 sierpnia przy ulicy Traugutta w Lubinie, bada prokuratura - przekazał w poniedziałek rzecznik prasowy KWP we Wrocławiu Wojciech Jabłoński. - Zależy nam na obiektywnym wyjaśnieniu tej sprawy. Nie boimy się żadnej odpowiedzialności - dodał.

Prokuratura wszczęła śledztwo pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci i przekroczenia uprawnień funkcjonariuszy w związku ze śmiercią 34-letniego Bartosza z Lubina. Jak dotąd przesłuchano siedmiu policjantów, nikomu nie postawiono na razie zarzutów.

 

- Śledczy zabezpieczyli filmy z monitoringu oraz od osób prywatnych, z telefonów komórkowych. Na poniedziałek zaplanowana jest sekcja zwłok mężczyzny. Pani prokurator, zapytana gdzie nastąpił zgon 34-latka, odpowiedziała że jest to przedmiotem śledztwa - przekazała reporterka Polsat News Patrycja Nawrocka.

 

ZOBACZ: Lubin. Śmierć 34-letniego Bartosza. Sprawą zajmie się Rzecznik Praw Obywatelskich

 

Sekcja miała odbyć się początkowo we wtorek, ale plany uległy zmianie. - Szefowa prokuratury przekazała, że sekcja zwłok będzie jutro, dzisiaj zobaczymy syna w towarzystwie policjanta. Godzinę później się okazało, że syna zabrali na sekcję zwłok we Wrocławiu. Nie wiadomo do kogo chodzić i pytać i co robić - mówił Polsat News ojciec 34-latka. 

 

Śledczy zlecili także badania toksykologiczne, by wyjaśnić, czy 34-latek był pod wpływem narkotyków.

Policjanci nie zostali zawieszeni

- Wszystkie wątpliwości jakie pojawiają się w związku z interwencją, która miała miejsce 6 sierpnia przy ulicy Traugutta w Lubinie, bada prokuratura - przekazał w poniedziałek rzecznik prasowy KWP we Wrocławiu Wojciech Jabłoński. - Zależy nam na obiektywnym wyjaśnieniu tej sprawy. Nie boimy się żadnej odpowiedzialności - zapewnił.

 

Jak dodał, policjanci biorący udział w interwencji wobec 34-latka nie zostali zawieszeni, bo "nie ma na razie ku temu podstaw".

 

Według rzecznika, 34-latek żył w chwili przyjazdu na miejsce karetki pogotowia. - Zatrzymany mężczyzna został przekazany zespołowi ratownictwa medycznego z funkcjami życiowymi czyli wyczuwalnym tętnem i oddechem. Policjantów o jego zgonie poinformował szpital - przekazał. 

 

Wideo: Śledztwo ws. interwencji policji w Lubinie prowadzone pod kątem przekroczenia uprawnień i nieumyślnego spowodowania śmierci

 

W piątek, 6 sierpnia lubińscy policjanci interweniowali wobec agresywnego mężczyzny. Film z zatrzymania trafił do internetu. Na kilkuminutowym nagraniu widać, jak policjanci próbują obezwładnić mężczyznę i wsadzić go do radiowozu. Mężczyzna, który leży na ziemi próbuje się wyrywać, krzyczy i wzywa pomocy. W pewnym momencie traci przytomność. Widać wówczas, jak funkcjonariusze starają się go ocucić poklepując po twarzy.

 

Jak poinformowała kolejnego dnia policja, mężczyzna zmarł po dwóch godzinach od przewiezienia do szpitala. Z kolei poseł KO Piotr Borys na podstawie zdobytych informacji twierdzi, że zatrzymywany zmarł jeszcze w karetce. W sprawie policyjnej interwencji wszczęto prokuratorskie śledztwo.

Zamieszki przed komisariatem w Lubinie

W niedzielę doszło do zamieszek przed komendą w Lubinie. Według relacji funkcjonariuszy, w niedzielę "agresywni ludzie skandowali obelżywe hasła pod adresem policjantów i rzucali w nich niebezpiecznymi przedmiotami w ich.

 

- Zatrzymaliśmy aż 57 osób, które najbardziej niebezpiecznie atakowały funkcjonariuszy - poinformowała na konferencji rzecznik prasowy KWP we Wrocławiu.

 

- Mieliśmy do czynienia z osobami, które w nas - funkcjonariuszy rzucały kamieniami. (...) Byliśmy bezpardonowo atakowani przez ten agresywny tłum różnych osób, które przyjechały tam, nie żeby wyrazić swoje poglądy, nie po to żeby wyrazić swoje wątpliwości dotyczące wcześniejszej interwencji, ale po to, żeby móc bez konsekwencji wyżywać się i bić się z policjantami - relacjonował policjant.

 

Jak poinformowała policja, napastnicy używali kamieni, cegłówek, butelek i koktajli Mołotowa.

 

Podkomisarz Jabłoński poinformował w poniedziałek na konferencji prasowej, że podczas niedzielnych zamieszek poszkodowanych zostało sześciu policjantów. Dodał, że zniszczone zostało też mienie publiczne.

 

 

"Straż Pożarna, która przyjechała ugasić pożar, nie mogła wykonać swoich działań, gdyż ich wóz został zaatakowany przez skandujący tłum i obrzucony kamieniami. Podobnie było z karetką pogotowia, która jechała, by pomóc rannemu policjantowi. Nie mogła do niego dotrzeć, gdyż tłum nie chciał przepuścić auta. Eskalacja zgromadzenia była co raz większa, zebrani nie reagowali na prośby policjantów i komunikaty wygłaszane przez megafon. Zostało już zatrzymanych ponad 40 osób, najbardziej agresywnych, które odpowiedzą za przestępstwa bądź wykroczenia. Policjanci użyli środków przymusu bezpośredniego w postaci gazu łzawiącego, broni gładkolufowej i armatki wodnej" - poinformowała policja w komunikacie.

 

Policjanci informują, że każda osoba, która popełniła wykroczenie bądź przestępstwo podczas zgromadzenia, zostanie pociągnięta do odpowiedzialności. "Całe zgromadzenie jest nagrywane, a w mieście znajduje się też bardzo dobrej jakości monitoring. Policja jest już w posiadaniu wielu wizerunków sprawców" - dodano. 

 

Całą noc pilnowali porządku

- Około godziny 19 na ulicy była prawdziwa bitwa, w stronę policjantów leciały butelki i kamienie. Siły policyjne są teraz bardzo duże, pojawili się kontrterroryści, którzy dokonywali zatrzymań. Policjanci w dużych grupach wbiegali w osiedle - tłumaczył późnym wieczorem w niedzielę Jan Kasia, reporter Interwencji. Jak udało nam się dowiedzieć, policjanci będą w Lubinie przez całą noc. - Cały czas są grupy młodzieży, które gromadzą się w uliczkach. Choć w tej chwili jest spokojnie, ciężko przewidywać, co się może wydarzyć - opowiedział reporter.

 

WIDEO: Gumowe kule i armatki wodne. Protesty na ulicach Lubina w niedzielny wieczór

 

 

- Przed chwilą ulicami Lubina przejechała armatka wodna, pojawili się też policjanci uzbrojeni w broń gładkolufową - relacjonowała wcześniej w niedzielę reporterka Polsat News wydarzenia, które rozgrywają się przed komisariatem w dolnośląskim mieście, gdzie w piątek po interwencji policyjnej zmarł mężczyzna. Jak dodaje reporterka, obie strony - zarówno policja, jak i protestujący - ściągają do miasta posiłki.

Wybite szyby, zniszczona elewacja

Zgromadzeni przed komisariatem protestujący rzucali jajkami, a po pewnym czasie także kamieniami w elewację budynku komendy. W pewnym momencie tłum ok. 30 osób zaczął szturmować wejście do budynku. Policjanci użyli wobec nich gazu łzawiącego. W odpowiedzi manifestujący zaczęli rzucać w kierunku policjantów oraz budynku butelkami. Wybite zostały szyby.

"Rzucili go jak świniaka"

Zgromadzenie, w którym wzięło udział ok. 300 osób, dotyczyło piątkowej interwencji przy ul. Traugutta, gdzie agresywny mężczyzna miał biegać po ulicy i rzucać kamieniami w okna.

 

- Chłopak zachowywał się irracjonalnie, krzyczał, kopał. Jego mama zadzwoniła po policję, aby go uspokoili - relacjonowała reporterka Polsat News.

 

Zamieszki w LubiniePolsat News
Zamieszki w Lubinie

- Przyjechała policja, obezwładnili go, trwało to 30 minut, przez ten czas go męczyli, przyjechała karetka i dalej wersje są różne. Jedni twierdzą, że zmarł w karetce, inni że po dwóch godzinach w szpitalu. Po rozmowie z panią na SOR stwierdzili, że przywieźli zwłoki. To był bezproblemowy człowiek, zero agresji. To on się bał, był przestraszony jak człowiek na niego huknął. Rzucili go jak zwłoki, jak świniaka nieżywego. 25 minut go dusili kolanem, ręce powyginane, chłopak 65 kg ważył, a czterech policjantów - mówił Polsat News jeden z członków rodziny.

 

Pod koniec nagrania, na którym widać część interwencji policji, 34-letni Bartek traci przytomność i wideo się urywa. Niestety finał tej historii jest tragiczny, ponieważ chłopak zmarł. Z innej kamery widać moment przyjazdu karetki na miejsce, jak już 34-latek się nie ruszał. - Według jednej z relacji mężczyzna miał 3 razy mdleć podczas 30-minutowej interwencji - zrelacjonowała dziennikarka Polsat News.

Próbował się wyrwać, krzyczał

Z informacji Polsat News wynika, że policja próbowała odebrać rodzinie telefony, na których mogły znajdować się nagrania z interwencji.

 

W mediach społecznościowych pojawiło się nagranie z interwencji na ulicy Traugutta. Na wykonanym z balkonu jednego z budynków obok filmie widać, jak policjanci próbują obezwładnić mężczyznę i umieścić go w radiowozie. Mężczyzna próbuje się wyrwać, krzyczy i wzywa pomocy. Funkcjonariusze doprowadzają go do auta - na nagraniu widać, że już wtedy brakuje mu sił.

 

ZOBACZ: Niemcy. Berlińska policja oskarżona o przemoc wobec protestujących przeciw polityce covidowej

 

Następnie przy próbie umieszczenia w aucie mężczyzna osuwa się na jezdnię. W międzyczasie policjantka obecna na miejscu odbiega, być może w stronę pobliskiej Komendy Powiatowej Policji w Lubinie. Trzej mężczyźni pozostają przy zatrzymanym, który przestaje się ruszać. Zaczynają poklepywać go po twarzy, ten jednak nie reaguje.

"Agresywny i pobudzony"

"Lubińscy policjanci zostali wezwani na miejsce, gdzie agresywny i pobudzony mocno mężczyzna miał rzucać kamieniami w okna zabudowań. Na numer alarmowy zadzwoniła matka mężczyzny, która zaznaczyła, że syn nadużywa narkotyków. Wobec agresywnego i pobudzonego mieszkańca Lubina funkcjonariusze użyli chwytów obezwładniających oraz kajdanek. W związku z jego irracjonalnym zachowaniem i podejrzeniem, że może znajdować się pod wpływem narkotyków, na miejsce wezwano pogotowie ratunkowe" - głosi komunikat na stronie dolnośląskiej policji.

 

"Po ok. 2 godzinach komenda w Lubinie została powiadomiona, że mężczyzna zmarł w szpitalu" - poinformował zespół prasowy KWP we Wrocławiu.

 

WIDEO: Interwencja policji w Lubinie

 

 

Według informacji przekazanych przez policję, funkcjonariusze po przyjeździe na miejsce próbowali uspokoić i wylegitymować mężczyznę, który nie reagował na polecenia. 

 

ZOBACZ: Kielce: 44-latek zaatakował policjanta, bo zwrócił mu uwagę na brak maseczki

 

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie interwencji w Lubinie. W najbliższych dniach ma zostać przeprowadzona sekcja zwłok mężczyzny. O sprawie poinformowana została także komórka kontrolna Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Trwają czynności dotyczące ustalenia przebiegu interwencji.

Pojawiła się nieścisłość

Według komunikatu policji mężczyzna został przewieziony na SOR i po ok. dwóch godzinach zmarł w szpitalu. Reporterka Polsat News dotarła do nieoficjalnych informacji mówiących, że w lubińskim szpitalu w piątek w ogóle takiego pacjenta nie było. Podobnie twierdzi poseł PO Piotr Borys.

 

- Jest jedna nieścisłość i nieprawda, którą podała Komenda Wojewódzka Policji - powiedział Piotr Borys, który interweniował w sprawie. - Otóż według informacji przekazanych mi przez dyrekcję szpitala, ten młody człowiek umarł już w karetce. Nie jak podano, że po 2 godzinach w szpitalu. A więc ten zgon nastąpił bezpośrednio po tej interwencji i musimy sprawdzić, co było przyczyną, czy użyto właściwych środków przymusu bezpośredniego, czy nie wystarczyło skucie kajdankami - dodał polityk.

 

"Będę pytał o filmy z kamer policjantów i podduszanie w interwencji" - napisał Piotr Borys na Twitterze.

 

- Ta sytuacja budzi spore wątpliwości - powiedział Polsat News były rzecznik policji, Mariusz Sokołowski. - Niedobrze kiedy widzimy policjanta siedzącego zbyt długo na obezwładnianym mężczyźnie, który potem umiera - dodał.

 

Dariusz Nowak, były rzecznik małopolskiej policji, póki co wstrzymuje się z ferowaniem wyroków.

 

- Nawet jeśli ten mężczyzna był średniej budowy ciała i na co dzień był łagodny, to pod wpływem narkotyków, mógł zmienić się w taka niebezpieczna maszynę i nawet sześciu policjantów może mieć problem sobie poradzić - powiedział Polsat News.

"Podobnie jak w Stanach"

Mieszkańcy Lubina zgromadzeni pod komisariatem skandują hasła oraz rzucają w budynek różnymi przedmiotami, w tym kamieniami oraz racami. Jeden z mieszkańców w komentarzu do sobotniego wydarzenia przypomniał na antenie Polsat News o niedawno zakończonej sprawie George'a Floyda, czarnoskórego mężczyzny uduszonego przez policjantów podczas interwencji w Minneapolis w USA.

 

- W Stanach i w innych krajach to już by była pikieta pod komendą. Niedawno było w Stanach, że został zaduszony kolanem... Tu by była pikieta, a nie taki spokój jaki teraz jest. Ale to kiełkuje dopiero. Ci ludzie nie powinni w policji pracować - powiedział pan Kazimierz, sąsiad zmarłego.

msl/dk / Polsat News, Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie