Rozpacz w kamienicy. Dostali od księdza miesiąc na wyprowadzenie
Mieszkańcy jednej z kamienic w Wałbrzychu dostali od zarządzającego nią księdza miesiąc na wyprowadzenie się. W zamian nie zaproponowano im żadnych lokali zastępczych. Należący do parafii ewangelicko-augsburskiej budynek ma przejść tak gruntowny remont, że mieszkańcy obawiają się, że już do niego nie wrócą. Materiał "Interwencji".
W 1999 roku kamienica przy ul. Ruchu Oporu 2 w Wałbrzychu została przekazana przez władze miasta parafii ewangelicko-augsburskiej. Budynek wraz z lokatorami mieszkającymi nieraz od pokoleń zmienił więc właściciela.
- Myśmy jako repatrianci z Francji, a konkretnie moi rodzice, dostali to mieszkanie z gminy. Rodzice zmarli i po tych rodzicach ja mieszkałem od 1950 roku - opowiada Marian Moskalik, mieszkaniec kamienicy.
ZOBACZ: Zamiast wykupu domów, rozbiórka. Mieszkańcy w szoku
- Ja z rodzicami wprowadziłem się w 89. roku przed przewłaszczeniem. W 99. roku kamienica z ADM trafiła do parafii. Rzeczywiście jest ona w kiepskim stanie, nie była inwestowana przez 20 lat, kiedy ksiądz nią zarządzał. Były tylko na bieżąco usuwane jakieś tam usterki, natomiast żadnych inwestycji. Na początku roku stary administrator poszedł na emeryturę, przyszedł nowy, no i nagle zaczęło się wszystko zmieniać. Niby na dobre, bo miały być remonty, akcje naprawcze, a nagle się okazało, że remonty będą, ale już bez nas, mamy się wszyscy wyprowadzić - mówi inny lokator Edward Morjak.
"Myślałam, że zejdę z tego świata"
- Mieszkam tu od 76. r. Zostałam oszukana na początku. Zawołali mnie i inną panią tam do salki i powiedzieli, że oni będą robić remont kapitalny. A że my starsze panie, to chcą nam pomóc, załatwią nam mieszkanie i pomogą nas przeprowadzić. No i podsunęli nam takie pismo, że my bez okularów, rano wstałyśmy i podpisałyśmy z sąsiadką. Ja na to nie zwróciłam uwagi. Przychodzę do domu, patrzę, a ja mam podpisane zrzeczenie mieszkania. To ja myślałam, że ja zejdę z tego świata. Ciśnienie takie miałam, że nie mogłam sobie poradzić - dodaje Stanisława Sobielga.
Pod koniec maja br. nowy administrator pod pretekstem remontu zażądał od lokatorów opuszczenia mieszkań w ciągu miesiąca. Nie wskazał jednak przy tym dokąd mieliby się wynieść. Mieszkańcy dowiedzieli się też, że ich mieszkania, nawet jeśli do nich wrócą, będą już zupełnie inne.
ZOBACZ: Wrocław. Sąsiedzi pokłócili się o windę. Zamurowali przejście
- W przepisach jest wyraźnie napisane, że to może trwać nie dłużej niż rok i wszyscy lokatorzy wracają do tych samych mieszkań. Niejedna historia taka była w Wałbrzychu, że były remonty kamienic i lokatorzy wracali albo nawet nie byli wysiedlani. Tylko tutaj chodzi o to, że według księdza mieszkania są za duże, są nierentowne i mają być zmniejszane. To jest tylko kwestia finansowa. Skoro teraz nie zarabiają, jak zrobią 18 luksusowych apartamentów, to wiadomo, że będą zarabiać. Przez tyle lat nie można było zrobić funduszu remontowego, żeby inwestować w kamienicę, nie można było wyremontować tych mieszkań, które są puste? Nagle zmienił się administrator i nagle znalazły się środki, żeby wyremontować kamienicę? - pyta mieszkaniec Edward Morjak.
- W ciągu 8 lat żeśmy zainwestowali z żoną w mieszkanie około 60 tys. zł - dodaje inny lokator Marian Moskalik.
WIDEO: Zobacz materiał "Interwencji"
"Piłka po stronie księdza"
Dlaczego mieszkańcy muszą w ciągu miesiąca opuścić mieszkania? "Interwencji" udało się porozmawiać z księdzem Sz. z parafii ewangelicko-augsburskiej i przedstawicielką parafii:
Przedstawicielka parafii: Jest punkt w prawie lokalowym, który dopuszcza, że jeżeli budynek ma jakieś… Do wglądu jest albo są jakieś problemy, to tak można, na tej podstawie.
Reporter: Ok, ale oczywiście, że można się powołać na masę rozmaitych przepisów…
Przedstawicielka parafii: A poza tym, czy pan by wziął odpowiedzialność, jak się coś wydarzy? To wypowiedzenie ma chronić, że w razie czego, że budynek nie spełnia tych norm jakie są.
ZOBACZ: Małżeństwo nie ma gdzie mieszkać. Urzędnicy zezwolili sąsiadce na wyburzenie ich domu
Mieszkańcy nie zamierzają opuszczać swoich lokali bez prawomocnej decyzji sądu. Parafia alternatywnej propozycji jak dotąd nie przedstawiła. Wszystko wskazuje na to, że spór może toczyć się latami.
- Piłka jest po stronie księdza. Wszystko zależy od niego, co on będzie chciał robić. Jeżeli się uprze i się będzie chciał nas pozbyć, to tak jak tutaj sąsiad powiedział: jedynie drogą sądową. Chyba, że się zacznie z nami dogadywać i jakieś propozycje zaczną spływać z jego stron - podsumowuje Edward Morjak.