"Państwo w Państwie". Gigantyczna hala produkcyjna w sąsiedztwie. Urzędnicy nie widzą problemu

Polska
"Państwo w Państwie". Gigantyczna hala produkcyjna w sąsiedztwie. Urzędnicy nie widzą problemu
Polsat News
Hala działa całą dobę, siedem dni w tygodniu. Sąsiedzi nie wytrzymują przez hałas i fetor

Ciągły hałas i dziesiątki tirów dziennie przejeżdżających pod oknami. W takich warunkach musi żyć rodzina, w której sąsiedztwie powstała gigantyczna hala produkcyjna. Urzędnicy nie widzieli problemu, aby wydać pozwolenie na budowę takiego obiektu tuż obok domu jednorodzinnego. Więcej już o godz. 19:30 w materiale Agnieszki Zalewskiej w programie "Państwo w Państwie".

Osiedle domów jednorodzinnych w Korytowie niedaleko Żyrardowa – to tutaj rodzina Stasiarczyków wybudowała swój wymarzony dom. Żyli w nim spokojnie przez 15 lat – aż do momentu gdy z działki sąsiada zniknął dom, a zaczęła się budowa dużo większego obiektu.

 

ZOBACZ: Zalewają sąsiadów fekaliami. Dramat mieszkańców bloków w Zielonej Górze


- Nie da się opisać co się tutaj działo jak to budowali. Potworny hałas, drżał cały dom, żyrandole się bujały... Tu nie dało się wysiedzieć, a co dopiero rozmawiać między sobą - mówi Małgorzata Stasiarczyk.

"Nie da się wytrzymać"

Na sąsiedniej działce stanęła gigantyczna hala przeładunkowa międzynarodowej firmy transportowej. Budynek ma 12 metrów wysokości i 80 długości. Codziennie do hali przyjeżdża kilkadziesiąt tirów, które są załadowywane i rozładowywane. Hala pracuje całą dobę, siedem dni w tygodniu. Zdaniem rodziny Stasiarczyków hałas i fetor spalin sprawiają, ze w ich domu praktycznie nie da się normalnie żyć.


- Kiedyś się zawzięłam i policzyłam ile tu tirów jeździ. Tylko przez 12 godzin było 50, każdy trzeba załadować, wyładować, to jest potężny hałas. Tutaj się nie da wytrzymać – opowiada pani Małgorzata.


Mimo, że są bezpośrednimi sąsiadami hali nikt nie zapytał ich o zgodę na budowę takiego obiektu, zostali postawieni przed faktem dokonanym. Starali się jakoś zareagować, jednak urzędy ignorowały ich pisma. Ani starostwo powiatowe, ani gmina czy nadzór budowlany nigdy nie odpisały na skargi Stasiarczyków.

Właściciel hali: mam na to wszystko dokumenty

- My tutaj jesteśmy ze wszystkim w porządku. Dokonaliśmy wszystkich niezbędnych odbiorów. Była tu straż pożarna, sanepid, nadzór budowlany. Ja mam na to wszystko dokumenty – mówi właściciel hali.


Hala została wybudowana za zgodą urzędników. Inwestor dostał pozwolenie na budowę i prowadzenie działalności. Urzędnicy który podjęli taką decyzję, nie licząc się z sąsiadami, uważają, że działali zgodnie z obowiązującymi przepisami i nie mają sobie nic do zarzucenia.
Wszelkie decyzje były podejmowane zgodnie z prawem, na podstawie zarówno kodeksu postępowania administracyjnego, jak i prawa budowlanego -tłumaczy Krzysztof Dziwisz, Starosta Żyrardowski.

 

WIDEO: Program "Państwo w Państwie" od godz. 19:30

 

 

 

 

 

 

 

 

Stasiarczykowie podnoszą wiele nieprawidłowości w projekcie obiektu. Między innymi wskazują, że zgodnie z prawem minimalna odległość między budynkami musi wynosić osiem metrów, a w tym przypadku taki dystans nie został zachowany. Ponadto wskazują na fakt, że hala stoi na działce usługowo-budowlanej, a plac manewrowy i parking tirów leży na działce budowlanej z zakazem usług.


- Gdyby ta hala stała dalej, zgodnie z przepisami, to oczywiście problem by nie zniknął, ale nie miałaby aż takiego wpływu na nasz dom. On teraz z dnia na dzień jest niszczony, już zaczął obrastać mchem od wilgoci, bo przez hale do ogrodu nie dociera słońce – mówi Piotr Stasiarczyk.

Prokuratura odmówiła

Poszkodowana rodzina zgłosiła sprawę do prokuratury, jednak ta odmówiła wszczęcia postępowania. Uznano, że budowa hali nie nosi znamion przestępstwa, a Stasiarczykowie powinni dochodzić swoich roszczeń na drodze administracyjnej. Postępowanie było jednak prowadzone bardzo niedbale, w sprawie nie został przesłuchany nikt oprócz pani Małgorzaty. Stasiarczykowie odwołali się od decyzji prokuratury, sąd uznał ich rację, śledztwo jest w toku, ma zostać sporządzona opinia biegłego.

 

ZOBACZ: Małżeństwo nie ma gdzie mieszkać. Urzędnicy zezwolili sąsiadce na wyburzenie ich domu


- Najbardziej boli mnie bezsilność, to że zostaliśmy z tym wszystkim sami. Nikt nas nie słucha, nikt nam nie chce pomóc. Żaden urzędnik nigdy nawet nie przyjechał tu na miejsce, żeby zobaczyć jak to wygląda w rzeczywistości, a nie w papierach – mówi pani Małgorzata.


Właściciel hali odpiera wszystkie zarzuty i wskazuje na to, że to rodzina Stasiarczyków go nęka, prześladuje i nie daje spokojnie prowadzić biznesu.

 

Więcej już o 19:30 w materiale Agnieszki Zalewskiej w programie "Państwo w Państwie".

bas / Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie