Minister zdrowia skarży samorząd lekarski do Sądu Najwyższego. Chodzi o medyków ze wschodu

Polska
Minister zdrowia skarży samorząd lekarski do Sądu Najwyższego. Chodzi o medyków ze wschodu
Polsat News
Resort zdrowia zapowiedział, że lekarze ze wschodu będą leczyć na podstawie numeru z Centrum E-zdrowia odpowiadającemu Prawu Wykonywania Zawodu.

Ministerstwo Zdrowia zaskarżyło do Sądu Najwyższego uchwałę Naczelnej Rady Lekarskiej, na mocy której medycy ze wschodu, mimo zgody ministra na pracę, przechodzą powtórną weryfikację w izbach lekarskich. Resort poinformował polsatnews.pl, że lekarze mimo braku potwierdzonego Prawa Wykonywania Zawodu otrzymają z Centrum E-zdrowia odpowiedni numer, który umożliwi udzielanie świadczeń zdrowotnych.

Ustawa o uproszczonych zasadach zatrudniania medyków spoza Unii Europejskiej w warunkach zagrożenia pandemią weszła w życie 27 listopada 2020 roku. Rząd ogłosił, że w warunkach zagrożenia COVID-19 lekarze i pracownicy zawodów medycznych z Ukrainy i Białorusi będą wsparciem dla placówek ochrony zdrowia nadmiernie obciążonych pandemią. Z nowych przepisów chciało skorzystać wielu medyków zza wschodniej granicy. W wielu przypadkach znają oni w stopniu komunikatywnym język polski, niejednokrotnie w Polsce mieszkają już ich bliscy, zdarza się także, że medycy tacy mieszkają już w Polsce, ale pracują poza swoim zawodem.

Mieli wesprzeć szpitale obciążone przez COVID-19

Resort zdrowia wyjaśnił polsatnews.pl, że w celu zapewnienia kadr medycznych w ramach uproszczonej procedury do polskiego porządku prawnego wprowadzono dwie procedury. Prawo wykonywania zawodu na określony zakres czynności zawodowych, czas i miejsce zatrudnienia to "rozwiązanie o charakterze stałym, które obowiązuje także po zakończeniu epidemii, a które jest związane z zaostrzonymi warunkami ograniczonego dopuszczenia do polskiego rynku pracy". W tym przypadku lekarz występujący do ministra o zgodę na pracę wie już, gdzie będzie ją wykonywał. Drugie rozwiązanie o charakterze "incydentalnym" - warunkowe prawo wykonywania zawodu - obowiązuje w stanie zagrożenia epidemicznego lub stanie epidemii i "opiera się na maksymalnie uproszczonych zasadach przy zachowaniu niezbędnego poziomu bezpieczeństwa wobec pilnej potrzeby wzmocnienia dotychczasowych zasobów kadrowych w podmiotach wykonujących działalność leczniczą udzielającym świadczeń zdrowotnych pacjentom chorym na COVID-19" - poinformowało Ministerstwo Zdrowia.

 

ZOBACZ: Problem deficytu lekarzy. Agencje zatrudnią specjalistów ze Wschodu?

 

Od momentu wejścia w życie nowych przepisów do 17 maja do ministra zdrowia złożonych zostało 420 wniosków o wydanie zgody na pracę w zawodzie lekarza i lekarza dentysty ustalił polsatnews.pl. 220 lekarzy złożyło wnioski w procedurze na określony zakres czynności, czas i miejsce zatrudnienia, 101 lekarzy i dentystów złożyło prośby o wydanie warunkowego Prawa Wykonywania Zawodu bez specjalizacji, a 99 - o wydanie zgody na uzyskanie PWZ ze specjalizacją.

 

Minister zdrowia w odpowiedzi na te wnioski wydał sumie 196 decyzji. Siedmiu lekarzy uzyskało odmowę od szefa resortu zdrowia. Minister wydał jednak decyzje pozytywne dla 189 lekarzy i lekarzy dentystów. W procedurze na określony zakres czynności, czas i miejsce zatrudnienia zgodę na pracę w Polsce otrzymało 45 lekarzy z zagranicy, z kolei na uzyskanie warunkowego Prawa Wykonywania Zawodu bez specjalizacji zgodę dostało 86 lekarzy i dentystów, a zgodę na uzyskanie PWZ ze specjalizacją - 65 lekarzy.

Ministerstwo: "niedopuszczalne działania izb lekarskich"

Resort zdrowia poinformował polsatnews.pl, że wszystkie wnioski lekarzy są rozpatrywane "bez zbędnej zwłoki i z należytą starannością tj. podlegają szczegółowej weryfikacji i analizie pod kątem spełniania warunków określonych przepisami prawa". Według resortu zdrowia "wpływ na podjęcie decyzji o przyjeździe do Polski, do pracy w zawodzie mają postępowania toczące się w Okręgowych Izbach Lekarskich o wydanie Prawa Wykonywania Zawodu". Izby mają na to 7 dni, ale w praktyce zaostrzone postępowania trwają dłużej.

 

Ministerstwo alarmuje, że samorząd lekarski stosuje wobec osób, które otrzymały od ministra decyzje pozytywne, surowsze wymagania niż te wymagane w postępowaniu administracyjnym prowadzonym przez ministra. Resort pisze, że izby lekarskie stawiają się w roli "faktycznego organu II instancji w postępowaniu, co samo w sobie jest niedopuszczalne".

 

Resort zaalarmował także, że izby lekarskie podejmują również dodatkową weryfikację dokumentów potwierdzających ukończenie studiów przez lekarzy, którym minister udzielił już zgody na pracę w Polsce. "Zgodnie z przepisami prawa czynność ta zarezerwowana jest wyłącznie dla postępowań nostryfikacyjnych oraz Lekarskiego Egzaminu Weryfikacyjnego" - poinformowało polsatnews.pl ministerstwo.

 

ZOBACZ: Szpital w Legnicy szuka lekarza. Oferuje 54 tys. zł, nie ma chętnych


"Postępowania te toczą się bezpodstawnie. Ustawa jasno określa w jakim terminie i na podstawie jakich dokumentów Okręgowe Rady Lekarskie powinny wydać prawo wykonywania" - podał resort zdrowia informując, że 26 kwietnia zaskarżył do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego w Warszawie uchwałę Naczelnej Rady Lekarskiej, która ustaliła taki tryb ponownej weryfikacji decyzji wydanych przez Ministerstwo Zdrowia. W skardze resort uzasadnił, że samorząd lekarski "stawia lekarzom i lekarzom dentystom wyższe wymogi formalne, choćby w zakresie znajomości języka polskiego lub potwierdzania stanu zdrowia pozwalającego na świadczenie usług medycznych, aniżeli ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty".

 

Ministerstwo Zdrowia w skardze do sądu pisze także, że dla samorządu zawodowego lekarzy i lekarzy dentystów pozytywna decyzja resortu powinna być wystarczającą podstawą do wydania Prawa Wykonywania Zawodu i wpisania medyka do okręgowego rejestru lekarzy. "Tymczasem zaskarżona uchwała zakłada de facto zdublowanie całego procesu weryfikacji składanych wniosków, co w konsekwencji utrudnia medykom spoza Unii Europejskiej dostęp do zawodu" - pisze ministerstwo.

Medycy dostaną numery "zastępcze"

Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że gdy Okręgowa Rada Lekarska nie przyzna lekarzowi prawa wykonywania zawodu w określonym terminie, lub gdy odmówi przyznania Prawa Wykonywania Zawodu mimo zgody ministra, wówczas na podstawie art. 7a ust 21 ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty do dnia prawomocnego zakończenia takiego postępowania medyk może pracować na podstawie i w zakresie określonym w decyzji wydanej przez ministra zdrowia.

 

Według resortu zdrowia medyk taki jest uznawany za lekarza albo lekarza dentystę posiadającego odpowiednie prawo wykonywania zawodu.

 

ZOBACZ: Coraz więcej lekarzy chce wyjechać. "Nie będzie miał kto leczyć"

 

Mankamentem tego rozwiązania jest brak wpisu medyka do okręgowego rejestru lekarzy. To z kolei powoduje, że szpitale niechętnie zatrudniają takich lekarzy, obawiając się, że nie zapłaci za nich NFZ.

 

"W związku z tym, że osoby takie nie posiadają numeru prawa wykonywania zawodu występujemy z prośbą do Centrum E-zdrowia o nadanie numeru odpowiadającego numerowi prawa wykonywania zawodu i wpisanie tych lekarzy do Centralnego Wykazu Pracowników Medycznych w celu realizacji zadań związanych z udzielaniem świadczeń zdrowotnych i poruszania się w systemach informatycznych ochrony zdrowia" - podał resort zdrowia.

Naczelna Rada Lekarska: "Gdzie są ci lekarze?"

- Wbrew zapowiedziom resortu zdrowia, nie obserwujemy szczególnie dużego zainteresowania przyjazdem do Polski lekarzy spoza Unii Europejskiej - powiedział polsatnews.pl prezes Naczelnej Rady Lekarskiej prof. Andrzej Matyja. - Pytanie brzmi, gdzie są ci lekarze, skoro do Okręgowych Izb Lekarskich trafiło niespełna 109 wniosków o wydanie prawa wykonywania zawodu? Do 12 maja Okręgowe Izby Lekarskie rozpatrzyły 54 wnioski pozytywnie, 5 negatywnie, a pozostałe są procedowane - poinformował prof. Matyja.

 

Szef NIL twierdzi, że przepisy, które wiążą lekarza spoza Unii Europejskiej z jedną placówką w procedurze na określony zakres czynności, czas i miejsce zatrudnienia "wręcz dyskryminują tych lekarzy de facto ograniczając ich prawa".

 

- W izbach lekarskich doradzamy im, żeby nostryfikowali dyplomy, dzięki czemu będą mogli pracować w pełnym zakresie. Rekomendujemy to zwłaszcza tym, którzy mieszkają już od jakiegoś czasu w Polsce, znają język i posiadają odpowiednie kwalifikacje - mówi prof. Matyja. - Są i tacy lekarze, którzy przychodzą z zezwoleniem wydanym przez ministerstwo, a nie są w stanie wypełnić wniosku po polsku. Niektórzy w ogóle nie przychodzą, tylko załatwiają to przez pełnomocników, bo nie znają języka i mają świadomość, że ich wniosek może zostać odrzucony. Czy to jest bezpieczne dla naszych pacjentów? Nie - uważa prezes NIL.

 

ZOBACZ: Lekarze rezygnują z pracy. "Luka pokoleniowa się zbliża"

 

Ze słów prezesa NIL wynika, że pod względem liczby zatrudnionych lekarzy obcokrajowców Polska zajmuje jedno z ostatnich miejsc na świecie. Szef Stowarzyszenia Lekarzy Polskiego Pochodzenia na Wołyniu (Ukraina) dr Sergiusz Prokopiuk stwierdził w rozmowie z polsatnews.pl, że przeszkodą w zatrudnianiu lekarz ze wschodu są głównie skomplikowane procedury, nie bez znaczenia są także obawy organizacji zawodowych polskich medyków, którzy niepokoją się, że ich koledzy ze wschodu zbyt słabo znają język polski i mają niewystarczające kwalifikacje. Prof. Matyja zwraca uwagę, że niektóre specjalizacje w krajach spoza UE trwają rok, a w Polsce 5-6 lat.

 

- Mamy świadomość, że potrzeby kadrowe są ogromne i trzeba to uregulować na stałe. Jesteśmy otwarci na dialog. Nie chcemy jednak, by do systemu trafiały osoby o niesprawdzonych i niewystarczających kwalifikacjach. W pierwszej kolejności powinniśmy skupić się na tym, by skłonić do powrotu polskich lekarzy, którzy stąd wyjechali. Następnie zrobić wszystko, aby kolejni lekarze nie wyjeżdżali z naszego kraju - powiedział polsatnews.pl prof. Andrzej Matyja.

Chcieli jechać ze wschodu do Polski

Obowiązująca od listopada ustawa miała zapewnić kadry dla szpitali nadmiernie obciążonych przez pandemię COVID-19. Paweł Danilewicz, który rekrutuje lekarzy spoza Unii Europejskiej w jednej z firm, powiedział polsatnews.pl, że polskie placówki medyczne mogłyby - według jego szacunków - wchłonąć około 3 tys. lekarzy ze wschodu. Według niego liczba medyków przyjeżdżających do Polski nie wzrosła jednak znacząco ze względu na skomplikowane przepisy. Ustawa zakłada, że po przyznaniu przez ministra zdrowia tymczasowego Prawa Wykonywania Zawodu musi je potwierdzić odpowiednia Okręgowa Izba Lekarska, która ma na to siedem dni. W praktyce procedura odwołań przedłuża się. A lekarze z uprawnieniami od ministra zamiast pracować w szpitalu, który poświadczył, że ich zatrudni, są zmuszeni czekać na zatrudnienie do momentu wpisania ich na listę medyków w izbie lekarskiej.

 

- Narodowy Fundusz Zdrowia nie zapłaci szpitalowi za lekarza, który nie znajduje się na takiej liście - powiedział polsatnews.pl Paweł Danilewicz. Chodzi o tych lekarzy, których objęła uproszczona rekrutacja ujęta w ustawie. W jeszcze gorszej sytuacji są lekarze, którzy Prawo Wykonywania Zawodu bez specjalizacji otrzymali za pośrednictwem konsulatu w kraju zamieszkania. Ich z kolei szpitale w Polsce niechętnie zatrudniają, że względu na to, że NFZ płaci na ogół szpitalom za lekarzy ze specjalizacją - twierdzi Danilewicz.

 

ZOBACZ: Samorząd lekarski i ministerstwo podzielone w sprawie uproszczonego zatrudniania medyków

 

Firma ze Szczecina pośredniczy w rekrutacji około 100 lekarzy zza wschodniej granicy. Jak dotąd, mimo obowiązywania ustawy od listopada, żaden z nich nie uzyskał zatrudnienia w zawodzie w Polsce. - Większość jest na etapie kompletowania dokumentów - powiedział polsatnews.pl Danilewicz.

 

- Wiem o obawach izb lekarskich wobec lekarzy zza wschodniej granicy i ja te obawy rozumiem - mówi polsatnews.pl dr Sergiusz Prokopiuk, prezes Stowarzyszenia Lekarzy Polskiego Pochodzenia na Wołyniu. Jeszcze pod koniec stycznia zapewniał, że lekarze i pielęgniarki zrzeszeni w jego organizacji znają język polski, mają dobre kwalifikacje i chętnie przyjadą do pracy w Polsce. Dziś uważa, że w obecnej sytuacji na pracę w Polsce zdecyduje się niewielu lekarzy, mimo, że mogliby zarabiać wielokrotnie więcej niż na Ukrainie czy Białorusi.

Kilku ratowników, trochę pielęgniarek

Ministerstwo Zdrowia poinformowało także, że do końca kwietnia pielęgniarki i położne z zagranicy złożyły 159 wniosków o zgodę na pracę w zawodzie na terenie Polski. W procedurze na określony zakres czynności, czas i miejsce było to 77 pielęgniarek lub położnych. Z kolei wnioski o warunkowe Prawo Wykonywania Zawodu złożyły 82 pielęgniarki i położne.

 

Resort zdrowia poinformował jednak, że żadna pielęgniarka nie uzyskała zgody w procedurze na określony zakres czynności, czas i miejsce, a w procedurze o warunkowe Prawo Wykonywania Zawodu przyznano je 20 pielęgniarkom lub położnym.

 

- Wymóg dotyczący pielęgniarek jest określony w ustawie. W ciągu ostatnich pięciu lat, powinny co najmniej trzy lata przepracować w zawodzie. Duża część pielęgniarek i położnych ze wschodu przebywających teraz w Polsce pracuje poza zawodem i przekroczyły ten czas. Musiałyby wrócić do kraju i tam znowu pracować w zawodzie, aby uzyskać uprawnienia do pracy w Polsce - mówi Danilewicz. Także resort zdrowia przyznał, że to jedna z głównych przyczyn odrzucania wniosków pielęgniarek i położnych. Druga to legitymowanie się dyplomem felczera zamiast pielęgniarki.

 

ZOBACZ: Braki kadrowe medyków. Są chętni do pracy z Białorusi i Ukrainy

 

Ratowników medycznych z zagranicy zgłosiło się do ministra zdrowia 8. Minister zdrowia wydał jednak tylko 5 pozytywnych decyzji dla obcokrajowców spoza UE chętnych do pracy w pogotowiu ratunkowym. Ministerstwo przyznaje, że winna jest bariera językowa. "Udzielanie świadczeń zdrowotnych przez ratownika medycznego bez możliwości komunikowania się z pacjentem lub w przypadku, w którym komunikowanie się jest znacząco utrudnione, może stanowić zagrożenie dla życia lub zdrowia pacjentów" - przyznał resort.

 

Paweł Danilewicz poinformował polsatnews.pl, że część lekarzy ze Wschodu zamiast pracować w zawodzie na SOR-ach i w załogach Zespołów Ratownictwa Medycznego, w związku ze skomplikowaną procedurą, pracuje jako ratownicy medyczni, mimo znacznie wyższych kwalifikacji.

 

Dr Prokopiuk przyznał, że dla większości lekarzy ze wschodu rozpoczęcie pracy w Polsce z ważnym przez pięć lat warunkowym Prawem Wykonywania Zawodu byłoby szansą na nostryfikowanie w tym czasie dyplomu, zdanie Lekarskiego Egzaminu Końcowego, potwierdzenie kwalifikacji specjalistycznych i uzyskanie prawidłowego zezwolenia na wykonywanie zawodu lekarza. A to oznacza, że po pięciu latach polski system ochrony zdrowia zostałby zasilony przez równoprawnych medyków. Podobnie jest z przedstawicielami innych zawodów medycznych.

hlk/ / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie