Terror w domu dziecka w Mysłowicach? Była dyrektorka i psycholog odpowiadają
Zawieszono mnie, a teraz szuka się na mnie kwitów - twierdzi Krystyna Wolwiak, była dyrektor domu dziecka w Mysłowicach. W ostatnich dniach prezydent tego miasta złożył zawiadomienie do prokuratury, które dotyczyło podejrzenia popełnienia przestępstwa znęcania się nad dziećmi. Odsunął również od obowiązków dyrektor placówki oraz panią psycholog.
Koszmar podopiecznych domu dziecka w Mysłowicach miał trwać przez lata. Nad dziećmi znęcać się psychicznie miały dyrektorka placówki oraz pani psycholog.
24 marca prezydent Dariusz Wójtowicz odsunął od pełnienia obowiązków dyrektorkę domu dziecka. Dzień później, po rozmowach z wychowankami i pracownikami, ten sam los spotkał pracującą tam psycholog.
Jak poinformowała w rozmowie z polsatnews.pl zastępca prokuratora rejonowego w Mysłowicach Marta Bińkowska, 29 marca do prokuratury wpłynęło zawiadomienie od prezydenta Mysłowic. - Dotyczy ono podejrzenia przestępstwa znęcania się nad wychowankami domu dziecka w Mysłowicach - powiedziała. - Będziemy wyjaśniać, kto jest odpowiedzialny za zaistniałą sytuację - dodała.
Niezależnie od prokuratury, kompleksową kontrolę w domu dziecka prowadzą przedstawiciele lokalnych władz.
"Szuka się na mnie kwitów"
Swoją wersję zdarzeń w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" przedstawiła odsunięte od obowiązków dyrektor domu dziecka Krystyna Wolwiak oraz pani psycholog.
- Nie usłyszałam żadnych zarzutów. Zostałam zawieszona przez prezydenta w czynnościach służbowych na miesiąc. Pracodawca dostał informacje o możliwym znęcaniu się nad wychowankami. Nie wskazano żadnych konkretów. Zawieszono mnie, a teraz szuka się na mnie kwitów - powiedziała.
Przyznała jednak, że za złe zachowanie, wychowankowie byli karani. "Zdarzało się, że dzieci zamiast spać, oglądały filmy na telefonach, zużywając internet, który później trzeba było dokupić, by mogły się uczyć zdalnie. Dzieci często miały też nie chcieć wstawać, żeby brać udział w nauce zdalnej" - podaje "DZ".
- Jeśli jest się zdroworozsądkowym, to czy można wychować dziecko bez postawienia granicy? Czy wyjęcie w takiej sytuacji karty do internetu z nośnika jest zasadne czy nie? Czy domaganie się, żeby ktoś wstał z łózka i brał udział udział w lekcjach online to zbrodnia? Jeśli ktoś ma złe oceny, ukradł coś w Biedronce lub Kauflandzie, to proszę nie oczekiwać, że ja lub pani psycholog go pochwalimy - dodała.
Dyrekcja miała ograniczać wyjścia dzieci z powodu ryzyka, jakie niesie ze sobą pandemia koronawirusa.
Wolwiak odnosząc się do sprawy mobbingu i nękania pracowników stwierdziła, że jeśli jest "niezadowolona z czyjejś pracy, to ta osoba dostaje reprymendę. To nie jest nękanie".
Odnosząc się do prowadzonej w placówce kontroli powiedziała: "Obawiam się, że nie będzie obiektywizmu w tej kontroli. To są służby podległe prezydentowi. Jeśli miał zastępcę na moje stanowisko, to mógł powiedzieć, że jest z mojej pracy niezadowolony i oczekuje, żebym przeszła na emeryturę, bo za parę dni kończę 60 lat".
"Wygląda na to, że sam wydał wyrok"
Psycholog, która została odsunięta od pracy w domu dziecka w rozmowie z "DZ" zaprzeczyła, że dzieci dostawały kary, np. za nie zjedzenie zupy. Potwierdziła, że miały obniżane kieszonkowe, co jest zgodne z regulaminem placówki.
- Oficjalnie jestem na urlopie. Pan prezydent nie odwołał mnie w żaden sposób z żadnymi dokumentami, tylko kazał opuścić placówkę ze względu na niepokojące sygnały. Ani ja, ani pani dyrektor nie miałyśmy możliwości rozmowy, zadania pytań. Wygląda na to, że prezydent przeprowadził śledztwo, wszczął postępowanie i sam wydał wyrok. Odczuwam, że w moim przypadku chodzi o stanowisko. Jestem po konsultacji z prawnikiem i dowiedziałam się, że to było nieprawne działanie, bo prezydent nie jest moim pracodawcą i nie powinien mnie zmuszać, żebym poszła na urlop – powiedziała.
Psycholog przyznała, że miała problemy z jednym z wychowanków. - Pochwaliłam go, że dba o tężyznę i wizerunek. Po jakimś czasie dowiedziałam się od innych wychowawców, że wychowanek opowiada, że go molestuje seksualnie i powinnam płacić za to, że mogę go dotykać. Zgłosiłam się w tej sprawie na policję - wyjaśniła. Mysłowicka policja potwierdziła "DZ" takie zdarzenie.
Problemy z byłą pracownicą?
Była dyrektor powiedziała również, że od dwóch lat ma problemy ze strony jednej z byłych pracownic, która podczas rocznej umowy o pracę większość czasu miała spędzić na zwolnieniu lekarskim. Potwierdza to pani psycholog.
Kobiety twierdzą również, że była pracownica chce zająć posadę dyrektorki, a to ona sama znęcała się nad dzieci.