Katastrofa helikoptera pod Pszczyną. Nieoficjalnie: wśród ofiar znany przedsiębiorca
- Dwie osoby zginęły i dwie zostały ranne w wypadku helikoptera w okolicach Pszczyny (woj. śląskie) - przekazał aspirant Tomasz Pokorny z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Pszczynie. Prywatny śmigłowiec rozbił się we wtorek około godz. 1:30 w nocy 300 m od lądowiska. Jak informują lokalne media, ofiary wypadku to znany przedsiębiorca Karol Kania oraz pilot.
- Na miejscu zdarzenia cały czas trwają czynności z udziałem prokuratora i przedstawiciela Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Na pewno jeszcze dziś zapadnie decyzja o wszczęciu śledztwa w sprawie sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym – powiedział prokurator rejonowy Leonard Synowiec.
Jak poinformował, zarządzona została sekcja zwłok dwóch osób, które zginęły w wypadku. Ich ciała przewieziono już z miejsca tragedii do zakładu medycyny sądowej w Katowicach. Jak informują lokalne media, ofiary wypadku to znany przedsiębiorca Karol Kania oraz pilot. Zarówno policja, jak i prokuratura odmawiają jednak jakichkolwiek informacji na temat tożsamości ofiar.
Informacji o śmierci założyciela produkującej podłoża pod uprawę pieczarek firmy Karol Kania i Synowie nie potwierdza też jej sekretariat. - Nie udzielamy żadnych informacji i prosimy to uszanować - przekazano.
Katastrofa śmigłowca w gęstej mgle
Asp. Pokorny poinformował, że strażacy otrzymali zgłoszenie około północy w noc z poniedziałku na wtorek. O wypadku zaalarmowali straż pożarną okoliczni mieszkańcy - przekazał oficer prasowy pszczyńskiej straży pożarnej młodszy brygadier Mateusz Caputa.
Helikopter typu Bell runął na ziemię w trudno dostępnym miejscu około 300 m od lądowiska. Po dotarciu na miejsce wypadku strażacy znaleźli dwie osoby - mężczyzn - zakleszczonych we wraku. Zginęli oni na miejscu. Obok helikoptera były dwie inne, ranne osoby, które zdołały się wydostać z maszyny o własnych siłach.
- Po przybyciu na miejsce ustaliliśmy, że w lesie, w trudno dostępnym terenie, rozbił się helikopter. Maszyną podróżowały cztery osoby. Dwie osoby zginęły, a dwie są ranne i zostały przewiezione do szpitala - przekazał Tomasz Pokorny.
ZOBACZ: Śmigłowcem, który wpadł do Wisły, lecieli młoda kursantka i instruktor
Według strażaków mimo niewielkiej odległości od lądowiska akcja ratunkowa okazała się bardzo trudna. Teren, na który spadła maszyna jest bagnisty, usiany oczkami wodnymi.
- To teren silnie zalesiony, podmokły, z licznymi ciekami wodnymi, w pobliżu rzeki Dokawy. Akcję utrudniał zalegający śnieg i bardzo gęsta mgła, ograniczająca widoczność do kilku metrów - powiedział mł. bryg. Caputa.
WIDEO - maszyna spadła w trudno dostępnym terenie w gęstej mgle
Strażacy wynosili rannych do karetek
- Problemem było nawet przetransportowanie rannych do karetek, które nie mogły podjechać bezpośrednio na miejsce wypadku. Niezawodna okazała się siła ludzka - powiedział Mateusz Caputa.
ZOBACZ: Katastrofa helikoptera we francuskich Alpach
Dwie ranne osoby przewieziono do szpitali - kobietę do Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej, a mężczyznę do Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach-Ochojcu. Jak przekazały te placówki, mimo złamań i licznych potłuczeń stan tych osób jest stabilny, są przytomne, a ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Asp Tomasz Pokorny podkreślił, że przyczyny wypadku badają obecnie prokuratura i Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych.
- Nie doszło do pożaru, nie doszło do wycieku paliwa. W tym zakresie nie było dodatkowych zagrożeń - powiedział Polsat News brygadier Grzegorz Kołoczek, komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Pszczynie. - Z informacji, które mam, kolejni eksperci z tej komisji prawdopodobnie dotrą tu koło południa. W tej chwili helikopter został zabezpieczony przed oddziaływaniem czynników atmosferycznych, teren został dokładnie ogrodzony, jest pilnowany, otoczony kordonem policji - dodał strażak.