Rozgoryczenie samorządów gmin górskich. "Walczymy o przetrwanie"
Samorządowcy z gmin górskich, którzy apelowali do rządu o złagodzenie obostrzeń i zmianę decyzji w sprawie ferii, są rozgoryczeni czwartkową decyzją o narodowej kwarantannie i zamknięciu wyciągów. - Walczymy żeby przetrwać - mówi burmistrz Szczyrku. Miejscowości zrzeszone w Porozumieniu Gmin Górskich w listopadzie wystosowały petycję do rządu w sprawie zmiany decyzji o obostrzeniach podczas ferii.
- Żałujemy, że strona rządowa nie odpowiedziała na nasze postulaty ponieważ my, jako samorządy turystycznych gmin górskich wypracowaliśmy nasze propozycje złagodzenia obostrzeń i z tego się wywiązaliśmy. Nasze postulaty kierowaliśmy do wicepremiera Jarosława Gowina, ale nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi, ani nie rozpoczęła się żadna dyskusja. Sam wicepremier zaproponował dialog z samorządami górskimi. My sami wypracowaliśmy i zaproponowaliśmy dość ostry rygor sanitarny dla działalność branży turystycznej, zarówno hoteli jaki wyciągów narciarskich. Nie doczekaliśmy się jednak żadnej odpowiedzi - powiedział burmistrz Zakopanego Leszek Dorula.
Zaskoczenie dla przedsiębiorców i samorządów
Zwrócił uwagę, że wprowadzenie narodowej kwarantanny, zamknięcie wyciągów i ograniczenia w przemieszczaniu się, to bardzo zła wiadomość nie tylko dla przedsiębiorców, ale również dla samorządów.
- Ja rozumiem, że zdrowie jest najważniejsze i zawsze jest na pierwszym miejscu oraz, że obostrzenia wprowadzają wszystkie kraje europejskie, ale mam wątpliwości co do sposobu, w jaki się to odbywa - powiedział Dorula.
ZOBACZ: Policja na stokach narciarskich. Ruszyły kontrole, są pierwsze wnioski
- To zaskoczenie dla naszych mieszkańców i przedsiębiorców, ale również dla samorządowców. Skoro my nie mamy wiedzy z wyprzedzeniem co do obostrzeń, to nie możemy nic zaplanować - dodał burmistrz Zakopanego.
Burmistrz Zakopanego zwrócił uwagę, że wstrzymanie działalności gospodarczej oznacza również brak wpływów do budżetów gmin czy miast. Pod znakiem zapytania stają zaplanowane inwestycje.
"Wielu może psychicznie nie wytrzymać"
Z kolei Burmistrz Szczyrku Antoni Byrdy powiedział, że w Szczyrku 90 proc. dochodów pochodzi z turystyki i nawet całe pokolenia rodzin z tego żyją.
- To dramatyczna sytuacja. Połowa narodu walczy z koronawirusem, a my walczymy o to, żeby przetrwać. Rozumiem ministra, który boi się, że szpitale będą niewydolne, ale ja boję się, że położymy naszą gospodarkę, życie społeczne, że będzie coraz więcej przemocy. To są skutki, które nie są bez znaczenia i powinny też być rozważane - stwierdził włodarz Szczyrku.
ZOBACZ: Spór opozycji o ferie. "Koledzy z Konfederacji i PSL nie rozumieją, co powiedział premier"
- Wiele osób może tego psychicznie nie wytrzymać, bo są różne sytuacje życiowe. Ludzie mają kredyty i nie chodzi o to, że komuś zabraknie na nowy samochód czy na wczasy - powiedział Byrdy.
Zwrócił on uwagę, że nie zaproponowano dotychczas tarczy dla właścicieli hoteli czy pensjonatów. Zaznaczył także, że dotychczasowa pomoc ledwie zabezpieczy pracowników, ale nie zrekompensuje strat właścicieli obiektów.
Samorządy bez porozumienia z rządem
Wójt gminy Kościelisko Roman Krupa powiedział, że samorządy górskie starały się porozumieć z rządem, ale się to nie udało do tej pory.
- To co dzisiaj usłyszeliśmy, bez dodatkowych informacji na temat rekompensat czy wsparcia dla branży turystycznej, rzeczywiście wzbudziło duży niepokój. Wszyscy będziemy cierpieli z tego powodu - powiedział.
ZOBACZ: Kwarantanna narodowa. Lista ograniczeń
Zapytany o skalę strat powiedział, że na razie ciężko to oszacować.
- Myślę, że w pierwszym kwartale przyszłego roku będziemy w stanie powiedzieć więcej, ale można zakładać, że znaczna część inwestycji nie będzie zrealizowana z uwagi na brak wkładu własnego, bo nie będzie wpływów z tytułu podatków czy opłaty miejscowej. Będziemy musieli zastanowić się, które inwestycje realizować. To będzie dotyczyło wszystkich samorządów górskich, które są mocno uzależnione od turystyki - zakończył wójt gminy Kościelisko Roman Krupa.
Przedsiębiorcy liczyli na luzowanie obostrzeń
- Decyzja rządu o kolejnych obostrzeniach to cios dla branży turystycznej. Każdy to odczuje, a czy skończy się to 17 stycznia - nie do końca mamy w to wiarę - powiedziała prezes Tatrzańskiej Izby Gospodarczej (TIG) Agata Wojtowicz, która zwraca uwagę na niekonsekwencje podejmowanych przez rząd decyzji. Według niej przedsiębiorcy spodziewali się luzowania reżimu sanitarnego wraz z malejącą liczbą zakażeń.
- Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że sytuacja jest wyjątkowa, ale my chcemy wiedzieć na czym stoimy, chcemy cokolwiek zaplanować i wiedzieć, co mamy robić w swoich biznesach - powiedziała Wojtowicz.
ZOBACZ: (Nie)czynne hotele. Dziennikarze "Raportu" ujawniają, jak omijane są obostrzenia
Według niej hotelarze liczyli na to, że po 27 grudnia będzie można prowadzić działalność. Według niej w obecnej sytuacji rezerwacje dotyczące sylwestra i okresu noworocznego będą odwołane, a zaliczki zostaną zwrócone turystom. Dotychczas hotele na czas sylwestrowo-noworoczne pod Giewontem były zarezerwowane w około 50 proc.
- Myślę, że w większości właściciele obiektów będą zwracali zaliczki licząc na to, że klient do nich wróci w innym terminie. Obawiamy się, co będzie się działo po 17 stycznia w branży turystycznej, bo każdego dnia jesteśmy zaskakiwani nowymi decyzjami i trudno jest to przewidzieć, natomiast na pewno szybko nie wrócimy do normalności - dodała prezes Tatrzańskiej Izby Gospodarczej.
Czytaj więcej