"Niektórzy sprawcy dziękują, że zostali ujawnieni". Jezuita o pedofilii w kościele

Polska
"Niektórzy sprawcy dziękują, że zostali ujawnieni". Jezuita o pedofilii w kościele
W. Stępniowski
O. Adam Żak jest dyrektorem Centrum Ochrony Dziecka i koordynatorem Episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży

- Są sprawcy, którzy w momencie, gdy zostali zadenuncjowani, poczuli ulgę. Żyli w tym swoim zamkniętym piekle, w lęku i poczuciu winy. Nie potrafili się z tego wyzwolić. Natomiast "zatwardziali" brną w zaparte. Oni uważają się za ofiary - mówi w rozmowie z polsatnews.pl o. Adam Żak, jezuita, dyrektor Centrum Ochrony Dziecka, koordynator Episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży.

Polsatnews.pl: Gdy słuchamy o kolejnych skandalach seksualnych z udziałem polskich duchownych, cierpieniu ofiar i hierarchach, którzy mieli tuszować takie czyny, na usta ciśnie się pytanie: co Kościół właściwie robi, by uporać się z tym problemem?

 

Adam Żak SJ: W ostatnich latach udało się zrobić dość dużo. Od 2015 r. we wszystkich diecezjach i zgromadzeniach zakonnych działają delegaci do spraw ochrony dzieci i młodzieży, których głównym zadaniem jest przyjmowanie zgłoszeń przypadków nadużyć seksualnych. Do nich również należy zorganizowanie pomocy terapeutycznej, prawnej lub duszpasterskiej dla pokrzywdzonych. W rozbudowie jest system prewencji związanej z odpowiedzią na zgłoszenia, bo z każdego zgłoszonego przypadku trzeba wyciągnąć wnioski również pod kątem zapobiegania. Dlatego w każdej diecezji i w większości zgromadzeń zakonnych męskich zostali powołani kuratorzy sprawców z niektórymi podobnymi zadaniami, jak kuratorzy sądowi.

 

Ile zgłoszeń przyjęli delegaci od początku roku?

 

Kwerenda obejmująca okres od drugiej połowy 2018 r. nie została jeszcze przeprowadzona. Z moich informacji wynika, że za ostatnie dwa i pół roku jest ich z pewnością co najmniej 150-200. Najwięcej osób zgłosiło się w ostatnich miesiącach, co prawdopodobnie wynika z obecności tematu wykorzystywania seksualnego małoletnich w mediach i rosnącej świadomości społecznej w tym zakresie. Wszystkie wiarygodne przypadki zgłaszane do delegatów są również przekazywane do prokuratury, niezależnie, czy są to sprawy sprzed lat, czy wydarzyły się niedawno.

 

Których jest więcej?

 

To głównie starsze przestępstwa. Prócz faktu, że świadomość społeczna jest coraz większa i obecnie mamy lepiej rozwinięte struktury dotyczące reagowania, bardzo często bywa tak, że osoby skrzywdzone w środowiskach zbudowanych na zaufaniu, jak rodzina czy wspólnota kościelna, potrzebują dużo czasu, by zacząć mówić o swojej krzywdzie. W filmie braci Sekielskich o wymownym tytule "Tylko nie mów nikomu" mamy przykłady tego, jak sprawcy potrafią manipulować zaufaniem ofiar, by tylko nie zostali ujawnieni. Wejście na drogę oskarżenia, a z tym się wiąże procesowe badanie sprawy, jest więc niezwykle trudne dla osób skrzywdzonych przez kogoś, komu zaufali.

 

Jakie wrażenie zrobił na ojcu dokument braci Sekielskich?

 

ZOBACZ: Abp Gądecki przeprowadzi dochodzenie ws. zaniedbań biskupa z filmu Sekielskich

 

Tam są ukazane bardzo poruszające świadectwa, wobec których naprawdę nie można przejść obojętnie. Sporo można się też dowiedzieć o sposobie działania sprawców. Dla porównania, film Wojciecha Smarzowskiego ("Kler", 2018 - red.) uważam za tak przerysowany obraz, że wychodząc z sali kinowej, zastanawiałem się, gdzie w Kościele mógłbym obserwować takie "skomasowanie" zła we wszelakiej postaci? Powiem szczerze, że nigdzie z czymś takim się nie spotkałem.

 

Dobrze, że powstają takie filmy? Że świeccy zabierają się za demaskowanie przestępstw popełnianych przez duchownych?

 

Może dzięki temu uda się szybciej zmobilizować kościelną instytucję do działania. Tu nie ma na co czekać i "cyzelować" wyjaśnienia. Wydawać by się mogło, że powinniśmy się czegoś nauczyć od Kościołów w USA, w Irlandii czy w innych krajach, które falę ujawnień skandali seksualnych z udziałem duchownych przeżyły dwadzieścia lat wcześniej. Jeśli coś dzieje się daleko i nie dotyczy nas bezpośrednio, nie idzie tak sprawnie. Swoje znaczenie miało także to, że byliśmy za żelazną kurtyną, odcięci od tego, co działo się w innych społeczeństwach, a jednocześnie pod wpływem ideologii, która za pomocą kłamstwa i manipulacji walczyła z Kościołem. To oczywiście niczego nie usprawiedliwia, choć pomaga zrozumieć.

 

Jednak w USA, Irlandii czy w Meksyku reakcja na te przestępstwa również była mocno spóźniona, skoro na jaw wychodziły sprawy sprzed kilkudziesięciu lat. Można było tego uniknąć?

 

Niestety, tak było wszędzie. Było to uwarunkowane mentalnością, jaka się ukształtowała poprzez wieki niezrozumienia wyrządzanej krzywdy. Wykorzystywanie seksualne małoletnich istniało zawsze i było nawet uzasadniane teoretycznie od czasów starożytnej Grecji, gdzie praktyką było poddawanie chłopców po 12 r.ż. - nazwijmy to eufemistycznie - "zabiegom wychowawczym" przez inicjację seksualną. Kościół od początku wiedział, że ta praktyka jest niemoralna. W piśmie apostolskim zatytułowanym "Didache" z początku II. wieku znalazło się przykazanie: "nie będziesz uwodził chłopców". Co więcej, badania historyczne pokazują, że surowe kary kościelne dotykały świeckich i duchownych dopuszczających się takich czynów. Natomiast ani w Kościele, ani w kulturze społeczeństw nie było zrozumienia dla krzywdy, jaką te czyny powodowały. Za główny skutek czynności seksualnych z małoletnimi uznawano zgorszenie. To zaczęło się zmieniać tak naprawdę dopiero kilkadziesiąt lat temu. Pierwszy raz krzywdzące skutki i symptomy wykorzystania seksualnego dziecka zostały opisane w 1977 r. przez amerykańskiego lekarza pediatrę Henry’ego Kempe, który przedstawił syndrom dziecka krzywdzonego w sferze seksualnej. I dopiero od tamtego momentu zaczęły się rozwijać badania naukowe nad tym zjawiskiem. Następował stopniowy wzrost konieczności przeciwdziałania mu. Nie był to proces łatwy, między innymi z powodu silnego wpływu rewolucji seksualnej, której niektórzy wpływowi zwolennicy w oparciu o zupełnie inne przesłanki odgrzewali greckie teorie, przekonując o dobroczynnym wpływie wczesnej inicjacji seksualnej na rozwój dzieci. W takim klimacie kulturowym na początku lat 80. rozpoczynają się ujawnienia w Kościele.

 

Do początku lat 90. jednak przełożeni reagowali na takie zarzuty nie badając sprawy procesowo, tylko - jeśli chodzi o kraje zachodnie - posyłając danego duchownego na terapię. Panowało bowiem przekonanie, że można ten problem w prosty sposób rozwiązać. Naiwnie wierząc w poprawę sprawców, chciano "ratować" ich kapłaństwo oraz chronić reputację instytucji. Ci z kolei oszukiwali przełożonych i psychiatrów, którzy wypisywali im poświadczenia, że zostali wyleczeni i mogą powrócić do pracy duszpasterskiej. Dziś wiemy, że na tego rodzaju przestępstwo nie można odpowiedzieć samą terapią. Jeżeli instytucja nie będzie miała profesjonalnych i sprawdzonych programów resocjalizacyjnych - kontrolnych i wspierających zmianę stylu życia, to efekty terapii z punktu widzenia zapobiegania recydywie będą raczej mierne.

 

Bywa, że - także obecnie - próbuje się takie sprawy rozwiązać, przenosząc duchownego o podejrzanej reputacji do innej parafii.

 

Dzisiaj taka naiwność jest zawinioną ignorancją. Dlatego papież Franciszek w 2016 r. doprecyzował prawo kościelne w tym względzie i określił tego typu działania jako rażące zaniedbanie ze strony przełożonego, które może skutkować usunięciem z urzędu. W 2019 r. opracowane zostały szczegółowe procedury postępowania wobec przełożonych diecezjalnych i zakonnych, którzy by ukrywali przestępstwa czy nie dopełnili obowiązków w dochodzeniu prawdy.

 

ZOBACZ: Pedofilia w Kościele. "Polacy nie chcą odpowiedzialności zbiorowej"

 

Wobec instytucji Kościoła - gdzie tak dużą wagę przywiązuje się do zasad moralnych - można mieć znacznie większe oczekiwania niż wobec jakiejkolwiek innej. Dlaczego mają tam miejsce przypadki wykorzystania seksualnego małoletnich? Do seminariów trafiają osoby o - nazwijmy to delikatnie - "nieuporządkowanych skłonnościach", czy z jakichś powodów takimi się stają? Jedną z przyczyn może być nieumiejętność radzenia sobie z celibatem?

 

Jest cały szereg czynników ryzyka. One mogą tkwić m.in. w systemie rekrutacyjnym i formacyjnym w seminarium, w historii osobistej człowieka - w jego nieprzepracowanych traumatycznych przeżyciach, w wychowaniu rodzinnym, ale i w kulturze propagującej hedonistyczne eksperymenty. Te i inne czynniki mają wpływ na niedojrzałe przeżywanie własnego człowieczeństwa i własnej seksualności. Ma ono wiele przejawów. To np. nieradzenie sobie ze stresem, skłonność do uzależnień, w tym od seksu. Do tych przejawów niedojrzałości należy też nieuwewnętrzniona, rytualna religijność i nieumiejętność sensownego wypełnienia samotności. Badania potwierdzają jednoznacznie, że najważniejszym czynnikiem ryzyka jest właśnie niedojrzała osobowość, niezależnie od tego, czy chodzi o celibatariusza czy niecelibatariusza. Zdecydowana większość ogółu sprawców wykorzystywania seksualnego małoletnich to mężczyźni żonaci, żyjący w konkubinacie albo praktykujący życie seksualne w innych związkach lub poza nimi. Oczywiście, osoba niedojrzała niekoniecznie krzywdzi dzieci. Również żaden czynnik ryzyka nie determinuje przestępczych zachowań. Każdy jest odpowiedzialny za własne czyny, bo ostatnie słowo ma wolna decyzja.

 

Należy w tym miejscu podkreślić, że czyny pedofilne są popełniane najczęściej nie przez pedofilów, albo innych sprawców o zaburzonej preferencji seksualnej jak np. efebofile, tylko przez ludzi niedojrzałych (z kolei pedofile mają najwięcej ofiar). Są to w większości osoby, którym - w wypadku seminarzystów - można było pomóc w dojrzewaniu w okresie formacji.

 

Oczywiście, pierwszym miejscem dojrzewania powinna być rodzina. Niestety wiemy, że jest ona nierzadko pierwszym miejscem doświadczania przemocy, w tym seksualnej - krzywdziciele to często osoby, które kiedyś były ofiarami. Kryzys, jaki przechodzi duchowieństwo nie zaczyna się w seminarium, lecz ma swoje korzenie w rodzinie i w społeczeństwie. Jest takie powiedzenie: "jakie społeczeństwo, takie duchowieństwo". To, co dzieje się w grupie społecznej, jaką tworzą duchowni, jest lustrzanym odbiciem przynajmniej niektórych problemów nurtujących społeczeństwo. Dlatego kryzys w Kościele może być - i już do pewnego stopnia jest - katalizatorem bardzo pożądanych zmian w społeczeństwie. Widać to choćby po ogólnym wzroście zgłoszeń przypadków wykorzystywania seksualnego dzieci i młodzieży do organów ścigania.

 

Jaka może być skala nadużyć seksualnych wobec małoletnich popełnianych przez polskich duchownych?

 

Nikt nie potrafi precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie. Badania i zgłoszenia przestępstw dotyczą zawsze bliższej lub dalszej przeszłości i tylko części spraw. Niemniej warto zauważyć, że spośród instytucji, tylko Kościół zaczął prowadzić kwerendę opartą o system zgłoszeń. Dane z policji lub z Ministerstwa Sprawiedliwości nie pozwalają na jakiekolwiek porównanie, bo żaden organ państwowy nie ma obowiązku zbierania informacji o zawodzie wykonywanym przez przestępców krzywdzących małoletnich w sferze seksualnej.

 

Dzięki swojej pracy poznał ojciec wielu sprawców. Miewają skrupuły?

 

W niektórych przypadkach nie miałem wrażenia, że rozmawiam ze złymi ludźmi, tylko z egocentrycznymi nastolatkami uwięzionymi w swoich dorosłych ciałach. Bywają sprawcy, którzy w momencie, gdy zostali zadenuncjowani poczuli ulgę i z wdzięcznością przyjmowali pomoc. Bo żyli w tym swoim zamkniętym piekle, w lęku i poczuciu winy, i nie potrafili się z tego sami wyzwolić. Natomiast "zatwardziali" brną w zaparte. Oni się uważają za ofiary, za prześladowanych.

 

Po ostatnich szokujących publikacjach, coraz więcej osób deklaruje chęć odejścia z Kościoła katolickiego. Czy zdaniem ojca, czeka nas "druga Irlandia", jak przewiduje jeden z katolickich publicystów?

 

ZOBACZ: Terlikowski: czeka nas laicyzacja i brak księży

 

Odchodzenie z Kościoła dokonuje się niekoniecznie z powodu skandali seksualnych. Odchodzą ludzie, którzy już byli oddaleni. Rozluźnianie więzi z Kościołem jest zjawiskiem towarzyszącym sekularyzacji, a ta jest obecna również w Polsce od dziesięcioleci.

 

W Irlandii posypało się właśnie po ujawieniu afer seksualnych i braku oczekiwanej reakcji hierarchów.

 

Pytanie, kiedy Kościół się sypie? Czy sypie się wtedy, kiedy my poznajemy te wszystkie przypadki, czy już się sypał, gdy one przed laty dokonywały się w ukryciu? Papież Benedykt XVI w 2010 r. powiedział, że dzisiaj największe ataki na Kościół nie pochodzą od wrogów Kościoła, tylko są konsekwencją grzechów popełnianych w jego strukturach. Nawet jeśli czyny, które dziś tak bardzo nas zatrważają i upokarzają, nie są ujawniane od razu, to przecież związane z nimi kłamstwa, podwójne życie i brak autentyzmu zatruwają życie wspólnoty. Skandal nie jest wtedy, kiedy się ludzie dowiadują o grzechu i przestępstwie. Skandalem jest to, że to zło mogło się bezkarnie plenić. Że ktoś je ukrywał i bagatelizował, albo relatywizował. Dziś ponosimy tylko jego straszne konsekwencje.

 

Jednak powiem szczerze, że nie potrafiłbym się tym, co robię zajmować z tak bliska i tak intensywnie, gdybym nie był głęboko przekonany, że to Opatrzność prowadzi swój Kościół i oczyszcza go. Uważam że to, co się dzieje, jest czasem łaski dla Kościoła. Czasem trudnej łaski, ale jednak czasem łaski. Myślę, że gdybyśmy to rozumieli, to byśmy nie tyle uciekali z Kościoła, co ucieszyli się tym, że Bóg oczyszcza swój Kościół i, że taki Kościół może się stać, i staje się w różnych częściach świata, środowiskiem bezpiecznym dla dzieci, jednym z najbezpieczniejszych. Wierzę, że tak będzie również i u nas. To jest idea Jana Pawła II, który w 2002 r. powiedział, że tylko Kościół oczyszczony będzie w stanie pomóc społeczeństwom w rozwiązywaniu kryzysów, które je wewnętrznie trapią i niszczą. Dlatego Kościół powinien się szybko oczyszczać i głęboko oczyszczać, i tworzyć dobrze funkcjonujący system prewencji. Nic Kościoła nie obroni tak, jak prawda.

 

Według ojca postawa Jana Pawła II w kwestii walki z pedofilią w Kościele była wystarczająco klarowna?

 

Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Co nie znaczy, że Jan Paweł II nie popełniał błędów, bo takim było mianowanie Theodore’a McCarricka najpierw metropolitą Waszyngtonu, a zaraz potem kardynałem. Z raportu przygotowanego na zlecenie papieża Franciszka jednoznacznie wynika, że Jan Paweł II był oszukiwany. Ta nominacja była skutkiem wieloletniej manipulacji byłego już duchownego oraz środowiska, które go kryło. Dopiero w 2017 r. na jaw wyszły świadectwa i fakty o jego podwójnym życiu. Gdy wcześniej pojawiły się wątpliwości na temat tej kandydatury, papież uruchomił procedury wyjaśniające. A ci którzy mieli je przeprowadzić albo nie uczynili tego rzetelnie, albo otrzymywali nieprawdziwe informacje. O ile ten raport potwierdza przejrzystość działań i postawy Jana Pawła II, o tyle na tym tle nie wychodzą najlepiej niektóre inne wysoko postawione osoby i mechanizmy instytucjonalne.

 

W dokumencie TVN-u cienie padają na wieloletniego najbliższego współpracownika papieża, kard. Stanisława Dziwisza. Same zarzuty o udział w tuszowaniu pedofili, jak i brak odniesienia się do nich, zdaniem części komentatorów mogą rzutować na pamięć o Janie Pawle II.

 

ZOBACZ: Kard. Stanisław Dziwisz zabrał głos ws. doniesień o pedofili wśród księży za jego rządów

 

Trzeba jednak odnotować to, że ks. kardynał zapewnił, że chce uczestniczyć w wyjaśnianiu tych oskarżeń przed watykańską komisją. Na tym zależy również przewodniczącemu Episkopatu. Uważam, że dla dobra ludzi wierzących i niewierzących wszelkie wątpliwości powinny zostać wyjaśnione, żebyśmy nie czekali na to przez następne lata.

Emilia Jakubowska/ac/ polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie