Nasze dane to "waluta" w sieci. Jak zaufać firmom w internecie?

Technologie
Nasze dane to "waluta" w sieci. Jak zaufać firmom w internecie?
Pixabay.com/fancycrave1/Zdj. ilustracyjne
Badacze z Akademii Leona Koźmińskiego przygotowali model "T-Form"

Mówić otwarcie o polityce prywatności, prosić tylko o niezbędne dane i budować zaufanie - to wskazówki dla firm opracowane przez naukowców z Akademii Leona Koźmińskiego, które mają sprawić, że klienci będą spokojni o swoją prywatność w sieci. A jest się o co martwić. - Część danych może być wykorzystywana np. do profilowania preferencji wyborczych - mówi dr Karolina Małagocka.

"Kiedy firma świadczy usługi przez internet, zawiera z klientem swego rodzaju transakcję - w zamian za wgląd do jego danych osobowych oferuje produkt lub usługę, której klient poszukuje. Naturalne jest to, że aby konsument miał mniej oporów przed powierzaniem tego typu informacji, musi darzyć firmę zaufaniem oraz rozumieć, jakich danych i w jakim celu potrzebuje" - piszą prof. Grzegorz Mazurek i dr Karolina Małagocka z Katedry Marketingu Akademii Leona Koźmińskiego na łamach czasopisma "Business Horizons" wydawanego przez Kelley School of Business Uniwersytetu Indiany.

 

Na podstawie analizy kilkudziesięciu studiów przypadku i dostępnych wyników prac naukowych badacze stworzyli autorski model, który pokazuje, że proces przekazywania i pozyskiwania danych personalnych w sieci może być komfortowy dla obu stron.

 

ZOBACZ: Kradzież danych nową plagą. Wystarczy numer PESEL

 

- W czasach gospodarki cyfrowej kluczowa nie jest ilość danych, ale ich jakość. Z naszych analiz wynika, że najczęściej trzeba spełnić trzy warunki, aby obie strony rynkowego "dealu", nazywanego fachowo "cyfrowym kontraktem społecznym", czuły się usatysfakcjonowane. Ujęliśmy je w autorski model T-Form. Trzy "T" to transparency, type of data i trust, czyli transparentność, typ danych i zaufanie - mówi dr Karolina Małagocka, wykładowczyni na studiach MBA Cyfrowa Transformacja w Akademii Leona Koźmińskiego.

 

 

Jeden banknot do płatności w wielu miejscach

 

Pytana czy nasze dane są dziś traktowane jak waluta, dr Małagocka odpowiada: "mówi się, że mniej więcej od 2018 r. rynkowa wartość danych przekroczyła rynkową wartość ropy". - To nośna metafora, aczkolwiek tylko do pewnego stopnia poprawna, ale zdecydowanie nasze dane są traktowane jak waluta - podkreśla w rozmowie z polsatnews.pl.

 

- Co ciekawe, jako waluta głównie przez tych, którzy na tych danych robią biznes, którzy są nam w stanie zaoferować usługi w oparciu o dane, które pozyskali - zauważa.

 

Zwraca uwagę, że świadomość klientów w tym zakresie wciąż jest budowana. - Faktycznie w każdym miejscu, w którym podajemy jakiekolwiek informacje o sobie, albo gdzie wyrażamy zgodę, żeby te informacje były w jakiś sposób zbierane i agregowane, powinniśmy zdecydowanie oczekiwać konkretnej rekompensaty czy równoważności tej wartości - tłumaczy.

 

ZOBACZ: Hakerzy ze strony białoruskiej opozycji zaczęli ujawniać dokładne dane służb

 

Przyznaje, że to trudne zagadnienie, bo jako klienci jedną daną możemy wpisywać w wielu miejscach. - To tak, jakbyśmy jednym banknotem mogli zapłacić w wielu miejscach. Ciężko jest ludziom to sobie odnieść do realiów rynkowych. Myślę, że tu dopiero będzie następowała ewolucja w kierunku większych oczekiwań klientów - mówi dr Małagocka.

 

- Zdarza się, że firmy proszą o dane, które nie są konieczne do realizacji usług, a wszelkie próby ich "wyciągnięcia" działają na klientów jak płachta na byka. Jeśli chcę kupić coś online, to raczej nie odmówię podania adresu e-mail, ale już np. pytania o preferencje zakupowe mogą budzić podejrzenia dotyczące tzw. profilowania. To dotyczy adekwatności pozyskiwanych danych - tłumaczy dr Małagocka.

 

Potrzebne większe regulacje

 

Zwraca uwagę, że temat wykorzystywania danych przez wielkie big techy, głównie platformy społecznościowe, poruszany jest coraz częściej m.in. w głośnym ostatnio filmie "The Social Dilemma". - Zaczyna do nas docierać, że to nie jest do końca tak, że media społecznościowe, to tylko platformy do nawiązywania kontaktu z innymi i ten biznes leży zupełnie gdzie indziej. Profilowanie to jak najbardziej zagrożenie - podkreśla.

 

- Nie wiemy jakie dane są o nas zbierane ani do czego są one wykorzystywane dziś i do czego będą wykorzystywane w przyszłości - zaznacza. - Mamy pierwsze, bardzo alarmujące sygnały, że część tych danych może być wykorzystywana do profilowania naszych preferencji wyborczych. Mówienie, że ktoś, kto wcześniej był bombardowany określonymi reklamami, później poszedł i przy urnie dokonał w pełni niezależnego wyboru, jest manipulacją - tłumaczy dr Małagocka.

 

ZOBACZ: Kolejny dzień, kolejny wyciek danych z Facebooka. Tym razem to przegięcie

 

Jak stwierdza badaczka, "do momentu, do którego pojedynczy klient jest sam, jest właściwie bez szans". Dla osób, które chcą normalnie uczestniczyć w życiu społecznym, cyfrowym, nie do wyobrażenia jest sytuacja, w której kompletnie nie loguje się, nie udostępnia danych i nie pozwala na ich udostępnianie.

 

- To nie powinno być tak, że to klienci są zmuszani do ograniczania korzystania z dobrodziejstw cyfrowego świata, tylko sposób, w jaki te dane są wykorzystywane, a przede wszystkim gromadzone, powinien podlegać większej regulacji - podkreśla.

 

- Mieliśmy okazję parę razy odczuć, że różne wypaczenia faktycznie się zdarzają. Jeszcze do 2018 r., zanim zaczęło obowiązywać rozporządzenie o ochronie danych osobowych, kiedy z firm wyciekały dane, można było walczyć na drodze cywilnej. Teraz na firmy został nałożony obowiązek dbania o to, żeby zabezpieczyć system na tyle, żeby wycieki danych ograniczać - tłumacz dr Małagocka.

 

Jak dodaje, "nasze dane krążą, są przez różne osoby skupowane, agregowane i wykorzystywane do celów, które z pewnością nie mogą się spodobać konsumentom".

prz/ml/ polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie