Prof. Mazurek: uczelnia to nie miejsce, do którego przychodzi się po dyplom
Kontakt z prowadzącym i grupą kolegów, koleżanek jest bezcenny, ale wiele pracy rozwojowej można z powodzeniem zrobić w środowisku wirtualnym. Nawet trzeba, bo otoczenie gospodarcze wysłało na całym świecie jasny sygnał, że praca zdalna zostanie z nami nawet po pandemii - mówi prof. dr hab. Grzegorz Mazurek, rektor Akademii Leona Koźmińskiego.
Piotr Witwicki: czy tradycyjna uczelnia przetrwa pandemię?
Prof. dr hab. Grzegorz Mazurek: uczelnia to nie jest dziś miejsce, do którego przychodzi się po dyplom. Dziś to jest raczej lotniskowy hub.
Lotniskowy hub?
Miejsce, do którego przychodzi biznes, są start-upy, badania naukowe z partnerami ze świata gospodarki i nauki, spotkania z ciekawymi ludźmi, dyskusje i inspiracje. I rozwiązywanie problemów – np. hackathony, na których studenci rozwiązują strategiczne problemy firm, posługując się rozwiązaniami innych firm. Tym właśnie jest lub powinna być dziś uczelnia - miejscem - centrum, w którym działamy wspólnie dla społeczeństwa, gospodarki, biznesu. Uczelnia nie może być przysłowiowym zimnym gmachem, zamkniętym za ciężkimi wrotami.
Pytanie, czy wszystko czego się uczymy, musi mieć takie proste odniesienie praktyczne. Czy można być kreatywnym, gdy nie ćwiczy się umysłu w czasem - wydawałoby się - dość zaskakujących obszarach.
Nie jestem fanem tego, by szkoła wyższa kształciła tylko do "robienia kariery" - to wypacza rolę uniwersytetu. Młodzi ludzie muszą mieć szersze spojrzenie na świat, działać prospołeczne, myśleć w kategoriach szerszych niż tylko kariera i zarobki. My, jako uczelnie, chyba nie doceniamy faktu, jak ogromny mamy wpływ na naszych studentów - kształtujemy ich osobowość, a nie tylko pomagamy w budowaniu kariery. W Akademii Leona Koźmińskiego nasze stricte biznesowe kierunki tj. zarządzanie czy finanse, są też wspierane przez psychologię i socjologię, jest duża pula zajęć do wyboru, niekoniecznie bezpośrednio związanych z daną specjalizacją. A nade wszystko, jest szeroka oferta zajęć poza samymi studiami. Poza nauką kluczowych dla danej specjalności umiejętności, trzeba uczyć interdyscyplinarnie - to daje studentowi ogromne wsparcie w patrzeniu na świat. A jaki jest ten świat? Na przykład taki, że w branży IT szef pyta: kto z was młodzi adepci gra w "League of legends" czy "Counter Strike"? Ten, kto gra i jest najlepszy, dostaje ciekawy projekt do realizacji. A dlaczego? Ponieważ do projektu potrzebne są dokładnie takie same kompetencje, jak te wymagane w grze sieciowej - biegły angielski, współpraca w zespole międzynarodowym, szybkie podejmowanie decyzji, dobra strategia, delegowanie zadań itd. To dość ekstremalny przykład, ale pokazuje jak zmienia się świat i jak my jako uczelnie musimy na to reagować - przebudowywać programy studiów, współpracować ściślej z instytucjami i biznesem, nie zapominając o misji uniwersytetu, czyli m.in. kształtowania osobowości studentów.
To naprawmy to. Na dobry początek: dlaczego właściwie powinniśmy mówić więcej o szkolnictwie wyższym?
Uważam, że w mediach za mało mówi się i dyskutuje o kondycji i wpływie polskiego szkolnictwa wyższego na otoczenie. Wiele osób - ze średniego czy starszego pokolenia - myśląc o szkole wyższej wspomina swoje studiowanie sprzed 20-40 lat. A w ostatnich latach krajobraz uczelni i szkolnictwa wyższego bardzo się zmienia. Nie wspominając już o tym, że świat się tak gwałtownie i szybko zmienia, że czasy, gdy zakończenie studiów oznaczało zakończenie nauki, już dawno bezpowrotnie minęły. Teraz musimy uczyć się całe życie. I to też trzeba promować. Różne zmiany przyśpieszają też z powodu pandemii - uczelnie przechodzą proces cyfrowej transformacji.
No właśnie, znaczną część studiów spędza się dziś po prostu przed komputerem. Co się traci, gdy zajęcia odbywają tylko online?
Przede wszystkim trudno jest w takich warunkach zachować relację mistrz-uczeń, ona wynika ze swoistej "chemii" - bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem, co w przypadku dobrego, inspirującego profesora oznacza, że czujemy to "coś" na sali zajęciowej. W wirtualnym świecie tego niestety nie da się przeżyć.
Ale pandemia przyspieszyła trend, którego i tak nie dało się uniknąć.
Tak, cyfryzacja się coraz szybciej napędza i jako środowisko uczelniane musimy się z tym zmierzyć. To trudne, bo oznacza nie tylko wirtualizację sfery dydaktycznej, ale też np. zarządzania uczelnią. Cyfryzacja oznacza też często zmianę kultury organizacyjnej – to duże wyzwanie.
Co to właściwie znaczy: "mieszany" model kształcenia?
W ramach jednego programu studiów studenci mają trzy rodzaje zajęć: studia stacjonarne, online i zajęcia hybrydowe. Ten ostatni model oznacza, że mamy specjalne sale, które równocześnie pozwalają dobrze pracować zarówno ze studentami siedzącymi na sali, jak i tymi, którzy są z nami online. To wymagało sporych inwestycji finansowych, ale jakość kształcenia jest najważniejsza.
Nie prościej nauczać wszystkich zdalnie?
Szanujemy studentów i uważamy, że przy zachowaniu wszystkich norm bezpieczeństwa jesteśmy w stanie otworzyć kampus na ograniczoną liczbę studentów. Jesteśmy w stanie zapewnić studentom bezpieczeństwo. Wszystko jest oczywiście zdeterminowane przez typ studiów. Na zaocznych jest więcej trybu online, studia dzienne czy MBA mają nieco więcej zajęć stacjonarnych czy hybrydowych.
Streamowanie wykładu nie wydaje się jakoś szczególnie trudne.
Żeby online miał sens, musi się zmienić cała formuła zajęć. Przejście na te symboliczne internetowe "teamsy", to dopiero początek cyfrowej transformacji dydaktyki. Oczywiście z wykładem jest łatwiej, ale trudniej jest zrobić dobre ćwiczenia czy laboratorium online. Prowadzący muszą nabyć nowe kompetencje metodyczne do prowadzenia udanych zajęć w formule online, mieć dostęp do różnych narzędzi software’owych wspomagających interakcję ze studentem w sieci. Ważną sprawą jest też czas trwania zajęć, utrzymanie przez wiele godzin uwagi i zaangażowania studenta, a także wykładowcy, jest o wiele trudniejsze niż w "normalnej rzeczywistości". Słowem, czeka nas jeszcze wiele, wiele pracy jako całe środowisko uczelniane.
I nie ma odwrotu?
Nie ma. Zmiany, jakie obserwujemy, wynikają nie tylko z pandemii, ale i oczekiwań studentów i rosnących możliwości jakie daje technologia. Ja osobiście wierzę w model blended – takiego kształtowania studiów jako programu, który umiejętnie połączy formułę online i offline. Kontakt z prowadzącym i grupą kolegów, koleżanek jest bezcenny, ale wiele pracy rozwojowej można z powodzeniem zrobić w środowisku wirtualnym. Nawet trzeba, bo otoczenie gospodarcze wysłało na całym świecie jasny sygnał, że praca zdalna zostanie z nami nawet po pandemii. Klasyczne zajęcia wykładowe są przykładem na formułę, która może i powinna zostać dość istotnie zmieniona.
Skoro wykłady nie są popularne, to jak wytłumaczyć popularność i fenomen TED?
Tylko tam trwają po 20 minut i są prowadzone przez bardzo dobrze wyselekcjonowanych, charyzmatycznych prowadzących. Nie wszyscy wykładowcy mają taki talent i dar albo środki, by w sobie takie umiejętności oratorskie wykształcić.
A na Akademii Koźmińskiego takich nie macie?
Staramy się, choć oczywiście nie wszyscy są gwiazdami na miarę TED. Te wykłady dowodzą zresztą tego, że sam content się nie obroni. Musi być podany w ciekawy sposób. Ludziom coraz trudniej skupić się na linearnym przekazie, który trwa 1,5 godziny.
Obserwuje pan profesor zmiany w percepcji? Czy student pięć lat temu był w stanie dłużej słuchać wykładu niż ten dziś?
Oczywiście. Zresztą nie dotyczy to tylko młodzieży, ale każdego z nas. Widzę to nawet na konferencjach naukowych, spotkaniach kolegiów rektorskich, senatów czy wielu innych spotkaniach.
Nawet profesorowie na wykładach innych profesorów spędzają czas patrząc się na telefon.
To się zdarza nagminnie i niekoniecznie wynika ze znudzenia, choć dość często problemem jest formuła prowadzenia danego spotkania. Przykładowo, konferencja naukowa może być prezentacją referatów na sali plenarnej, co oznacza jednokierunkowy przekaz do bardzo wielu gości, wielu niezainteresowanych danym szczegółowym tematem. Może lepiej, jak to jest na wielu konferencjach, przygotować 10 mniejszych sal poświęconych konkretnym tematom. Na spotkaniu będzie 5 osób, ale żywo zainteresowanych tematem, dyskutujących z prowadzącym. To jeden przykład pokazujący, że warto dostosować formułę do oczekiwań – to dotyczy spotkań biznesowych, zajęć ze studentami, a tak naprawdę każdej sfery życia. Powszechna smartfonizacja wprowadza wiele zmian w zachowaniach ludzi, nie wiem, czy jest sens się na to obrażać, chyba lepiej szukać w tym nowych szans i możliwości.
Gdy 15 lat temu studiowałem, miałem poczucie, że jeśli czegoś nie zapiszę na wykładzie, to mogę mieć straszne problemy z dotarciem do tych informacji. Dziś wszystko można znaleźć w Internecie. Ten stan rzeczy pociąga za sobą zmianę roli prowadzącego zajęcia.
I to jest największe wyzwanie dla uniwersytetu jako instytucji - zawsze był utożsamiany z tym, że "tam" jest wiedza, której nie ma gdzie indziej. Ale uniwersytet ma nadal wiele wyjątkowych atutów - ciekawi wykładowcy, inspirujący profesorowie, nauka krytycznego myślenia, atmosfera rozwoju, spotkania z ludźmi podobnymi do nas, relacje społeczne, misyjność w podejściu do edukacji, badania naukowe i tak dalej, i tak dalej. To jest oręż uniwersytetu przeciw "wiedzy z Internetu". Ja często twierdzę, że większość treści w sieci to taka "kaszanka na gazecie". Liche, niezdrowe, a w rzeczywistości wręcz bardzo szkodliwe.
A książki w tych czasach? Podręczniki chyba szybko się dezaktualizują?
Cykl życia podręcznika z zarządzania oceniam na do pięciu lat. Sam opublikowałem z zespołem podręcznik z e-marketingu w 2018 roku. Wtedy został on wyróżniony przez Polską Akademię Nauk. Muszę jednak przyznać, że będzie on aktualny może jeszcze przez rok. Już teraz musimy pracować nad jego gruntowną przebudową.
Sformułowana przez Umberto Eco koncepcja "dzieła otwartego" nabiera zupełnie nowego sensu.
Ono może być jakimś rdzeniem obudowanym innowacjami. Dodatkowo zajęcia na tym podręczniku są jeszcze "opakowane" oglądaniem zajęć na YouTube i czytaniem artykułów z wiodących czasopism.
Czy to, że część zajęć jest w online oznacza, że studia będą tańsze?
Gdy spojrzymy na strukturę kosztów uczelni, to gros z nich stanowią koszty pracy wykładowcy. A ten - czy online czy offline - angażuje się tak samo, a nawet bardziej. Co więcej, inwestycje w sprzęt i oprogramowanie są też bardzo kosztowne. Online nie oznacza niższych kosztów. A dobre studia niestety kosztują. Nagrodą za tę cenę może być wolność wyboru, bo absolwenci dobrych, przyszłościowych kierunków, sami decydują o tym, jakiego pracodawcę wybrać, a nie odwrotnie. Sami decydują o swoim życiu. Notabene, nasze drogie studia to paradoks. Jak porównamy cenę większości naszych kierunków – np. z czesnym w prywatnych szkołach podstawowych, to studia wcale nie są drogie. A jeszcze jak porównany nasze studia z często lichymi studiami np. w Wielkiej Brytanii, to już są wybitnie tanie. Ale to już inna historia.
Ze "świadomością edukacyjną" w Polsce jest czasami jak z kupowaniem radioodbiornika czy głośników w 1990 roku. Lepszy był Panasonix pochodzący z targowiska w Wiedniu za grosze niż super jakości sprzęt Tonsila z Wrześni. Dlaczego? Bo błyskał diodami, nazywał się krzykliwie i był niepolski, bo polskie jest słabe. Nasz program magisterski z finansów jest 20. na świecie, a z zarządzania 39. Ale wciąż w mediach będziemy słyszeć, że polskie uczenie daleko są za Zachodem. To kompletna bzdura i wcale nie tyczy tylko Akademii Leona Koźmińskiego, ale co najmniej kilkunastu uczelni i wydziałów w Polsce, które również są na światowym poziomie. Proponuję też spojrzeć na cenę studiów np. w Stanach Zjednoczonych, to dla rodzin często największy wydatek w życiu - a jeszcze na dodatek obciążony kredytami. Nie twierdzę, że to dobrze, bo akurat koszty edukacji w USA to osoba historia na thriller, ale naprawdę nie doceniamy, co mamy w naszym wspaniałym kraju. Duża rola i może wina w tym stereotypowym myśleniu o polskim szkolnictwie mediów, które z lubością wspominają o polskich uczelniach tylko przy okazji rankingu szanghajskiego, nie zadając sobie wiele trudu, aby zobaczyć, po co on jest, co się w nim porównuje i na ile jest to faktycznie najważniejsze na świecie, by być akurat tam na 200. pozycji, a nie na 400. Potrzebujemy budować większą świadomość społeczną wokół edukacji i naprawdę pokazywać wiele dobrych wzorców z kraju, bo one są. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego też przeprowadziło wiele dobrych dla nas jako środowiska działań. Cierpliwości, te pomysły zakiełkują.
***
Prof. dr hab. Grzegorz Mazurek- rektor Akademii Leona Koźmińskiego, profesor tytularny specjalizujący się w tematyce strategii transformacji cyfrowej organizacji, e-handlu oraz e-marketingu. Szczególnie interesuje się zmianami, jakie procesy digitalizacji wywołują w sektorze szkolnictwa wyższego. Jest również Dyrektorem Centrum Badań Transformacji Cyfrowej – CYBERMAN. Jest także koordynatorem programu Koźmiński MBA Digital oraz studiów podyplomowych związanych z gospodarką cyfrową: Marketing Internetowy, Handel elektroniczny, Cyfrowa Transformacja Biznesu oraz Menedżer Przemysłu 4.0.
Czytaj więcej