Banki w czasie pandemii. Nieopłacalne lokaty i ciągle drogie kredyty

Biznes
Banki w czasie pandemii. Nieopłacalne lokaty i ciągle drogie kredyty
Pixabay/BeatriceBB
Banki w czasie pandemii. Nieopłacalne lokaty i ciągle drogie kredyty

Rodzime banki nie rozpieszczają oszczędzających i kredytobiorców. Polska jest najgorszym w Unii Europejskiej miejscem do oszczędzanie pieniędzy, a oferta kredytowa banków jest chłodno przyjmowana przez klientów. Niewiele się zmieni, nawet jeśli za kilka miesięcy wzrosną stopy procentowe.

Związek Banków Polskich przewiduje, że łączna strata netto banków może sięgnąć w tym rok nawet 9,8 mld zł. Zamykane są kolejne placówki i zwalniani pracownicy. Dla bankowców winowajcą kryzysu jest przede wszystkim Rada Polityki Pieniężnej, która w dobie pandemii zdecydowała się radykalnie obniżyć stopy procentowe. W ciągu zaledwie kilku tygodni główna stopa zmalała z 1,5 do 0,1 proc.

 

Lokaty na minusie

 

Z danych NBP wynika, że przeciętna roczna lokata otwierana w lipcu w krajowym banku miała oprocentowanie rzędu zaledwie 0,2 proc. Klient może więc liczyć na wypłacenia symbolicznych 16 złotych i 20 groszy odsetek po opodatkowaniu w zamian za powierzenie bankowi na rok kwoty 10 tys. zł.

 

Warto jednak pamiętać, że oprocentowanie nominalne to nie wszystko. Ogromne znaczenie ma również to jak szybko pieniądze wpłacone na lokatę tracą na wartości. W Polsce mamy teraz 3-procentową inflację. Korygując nominalne oprocentowanie lokat o wzrost cen otrzymujemy oprocentowanie realne.

 

ZOBACZ: Zamiast lokat bankowych, Polacy stawiają na obligacje skarbowe

 

W tej klasyfikacji wypadamy najgorzej w UE. Wynikiem minus 3,38 proc. przebijamy Węgry (minus 3,24 proc.) i Czechy (minus 3,17 proc.). Okazuje się zresztą, że banki w tych trzech krajach Europy Środkowej oferują zdecydowanie najgorsze warunki oszczędzającym na całym Starym Kontynencie.

 

W Polsce można co prawda znaleźć  depozyty, które kuszą  poziomem 2-3 proc. odsetek w skali roku, jednak są to oferty limitowane - na krótki okres, dla nowych klientów, dla ich nowych środków i to najczęściej tylko do kwoty 10-30 tys. zł.

 

Ucieczka z banków

 

Marcin Zieliński, ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju wyliczył, że przeciętny Polak, który na początku kadencji Adama Glapińskiego jako prezesa NBP ulokował w banku 10 tys. zł oszczędności, po uwzględnieniu inflacji i podatku od zysków kapitałowych (zwanego potocznie podatkiem Belki) stracił 402,56 zł, czyli 100,12 zł w skali roku.

 

Okres rządów prezesa Glapińskiego przynosi więc przeciętnemu Polakowi 4-procentowy spadek realnych oszczędności. Z punktu widzenia właścicieli pieniędzy ulokowanych w bankach najlepsze były prezesury w NBP Hanny Gronkiewicz-Waltz i Leszka Balcerowicza.

 

Jeszcze półtora roku temu na lokatach bankowych polskie gospodarstwa domowe trzymały 290 mld zł. Teraz mają tylko 220 mld zł. W wypadku przedsiębiorstw w tym samym czasie zanotowano spadek z 90 mld do 66 mld zł.

 

Skoro oszczędzający na lokatach w bankach ponoszą realne straty, to nic dziwnego, że  szukają alternatywnych możliwości. W sierpniu do funduszy inwestycyjnych wpłynęło  2,7 mld zł netto. Wartość wszystkich ich aktywów zwiększyła się o ponad 7 mld zł do 265 mld zł, bo obok napływu nowych pieniędzy drożały też akcje na giełdzie będące w posiadaniu funduszy. Wciąż najpopularniejsze są fundusze dłużne, inwestujące głównie w mało ryzykowne obligacje i bony skarbowe. W sierpniu Polacy mieli w nich ulokowane już ponad 100 mld zł.

 

Duży popyt na obligacje

 

Rośnie także popularność obligacji skarbowych oferowanych przez Ministerstwo Finansów. Od początku roku do końca sierpnia klienci indywidualni kupili je za 19 mld zł. Jest to kwota 10 proc. większa niż w całym 2019 roku. Zaletą większości obligacji jest oparcie ich oprocentowania na wskaźniku inflacji.

 

W wypadku obligacji wieloletnich (począwszy od 4-letnich) podstawą oprocentowania jest oficjalny wskaźnik wzrostu cen powiększony o stałą marżę. Kupujący ma więc prawo oczekiwać, że inwestycja w papiery Skarbu Państwa uchroni go przed inflacją.  

 

Inna sprawa, że w sierpniu Polacy najchętniej kupowali obligacje 3-miesięczne, a te są najgorzej oprocentowane - zaledwie 0,5 proc. w skali roku. Jak widać, oszczędzający w dobie kryzysu nie chcą zamrażać pieniędzy na dłuższy czas, a z drugiej strony próbują jak najmniej stracić w warunkach ciągle wysokiej inflacji.

 

Nieatrakcyjne kredyty

 

Polacy nie tylko rezygnują z lokat w bankach, ale z rezerwą podchodzą także do ofert pożyczkowych. W przypadku kredytów konsumpcyjnych w oczy rzuca się fakt, że mimo niemal zerowych stóp procentowych podyktowanych przez NBP, oprocentowanie w bankach komercyjnych wciąż utrzymuje się nominalnie na dość wysokim poziomie 6,5 proc., a rzeczywista roczna stopa przekracza 12 proc. To chyba główny powód, dla którego Polacy niezbyt chętnie zgłaszają się do banków po pieniądze.

 

Nie tak dawno, na fali boomu gospodarczego i korzystnej sytuacji na rynku pracy, zadłużenie konsumentów rosło o niemal 8 proc. w skali rocznej. Od maja tempo wzrostu zmniejsza się do nieco ponad 6 proc. Z całą pewnością wielki wpływ na tę zmianę mają obawy gospodarstw domowych o przyszłą kondycję finansową, jak również bardziej restrykcyjne podejście do kredytowania przez banki.

 

Stopy mogą wzrosnąć w 2021 roku

 

Niektórzy członkowie Rady Polityki Pieniężnej (RPP) mówią o konieczności podniesienia stóp procentowych, gdyż - ich zdaniem - kończy się czas nadzwyczajnych działań wspierających gospodarkę. W zasadzie tylko Eryk Łon, największy w Radzie zwolennik łagodnej polityki monetarnej, byłby skłonny poprzeć kolejną obniżkę stóp, gdyby nastroje konsumentów znacznie się pogorszyły.

 

Z drugiej strony, Eugeniusz Gatnar głośno mówi, że stopy są za niskie i należy rozważyć ich podniesienie. W tym samym duchu wypowiada się inny członek RPP, Jerzy Kropiwnicki, który oświadczył, że nie ma przestrzeni do dalszego cięcia stóp procentowych, a łagodne ich podwyższenie nie zaszkodziłyby polskiej gospodarce. Ja stwierdził, w 2021 roku trzeba będzie ostrożnie i stopniowo wracać do poziomów stóp NBP z 2019 roku, bo te przez wiele lat dobrze służyły naszej koniunkturze.

 

Co ciekawe, nawet prezes NBP Adam Glapiński , który w ostatnich miesiącach był zwolennikiem kolejnych obniżek, powiedział właśnie, że "kiedyś stopy wzrosną". Zaznaczył jednak, że najpierw polska gospodarka musi wyjść z kryzysu i przejść do wzrostu.

 

Mało jednak prawdopodobne, że na podwyższeniu stóp procentowych skorzystają klienci banków. Na kredytach na pewno nie, bo te natychmiast podrożeją. W wypadku lokat, banki dotknięte kryzysem zapewne nie będą skłonne do wyraźnego polepszania oferty.

Jacek Brzeski
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie