Rosja: polscy dyplomaci nie zostali dopuszczeni do dawnego gmachu NKWD w Twerze

Świat
Rosja: polscy dyplomaci nie zostali dopuszczeni do dawnego gmachu NKWD w Twerze
Pixabay/zdj. ilustracyjne
- Otrzymaliśmy takie wyjaśnienie, że są to ograniczenia związane z Covid-19 - poinformował dyplomata

Polscy dyplomaci nie będą mogli złożyć kwiatów pod gmachem dawnej siedziby NKWD w Twerze, gdzie zamordowani zostali wiosną 1940 roku jeńcy z obozu w Ostaszkowie; brak zgody uzasadniono epidemią - powiedział charge d'affaires ambasady w Moskwie Jacek Śladewski.

Dyplomaci co roku składają w tym miejscu kwiaty 2 września, w rocznicę otwarcia Polskiego Cmentarza Wojennego w Miednoje. W tym roku przypada 20. rocznica otwarcia cmentarza, na którym pochowani są zabici w Twerze jeńcy obozu w Ostaszkowie. Delegacja ambasady RP odwiedza w środę Miednoje i Twer.

 

Jak powiedział Śladewski, nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by przedstawiciele ambasady RP nie zostali dopuszczeni pod budynek byłej siedziby NKWD. W gmachu tym mieści się obecnie Uniwersytet Medyczny w Twerze.

 

ZOBACZ: Ukraińcy udostępnią Polsce dokumenty dotyczące zbrodni NKWD

 

- Otrzymaliśmy takie wyjaśnienie, że są to ograniczenia związane z Covid-19 - poinformował dypolomata. Drugim powodem, jak dodał, jest fakt,

 że na budynku nie ma już tablicy przypominającej o ofiarach zbrodni katyńskiej. Została ona zdemontowana wiosną.

 

"Po raz pierwszy bramy przed naszą delegacją pozostały zamknięte"

 

- Po raz pierwszy bramy przed naszą delegacją pozostały zamknięte - podkreślił Śladewski. Zapewnił, że mimo to dyplomaci będą nadal w tej czy innej formie upamiętniać to miejsce.

 

Przedstawiciel ambasady podkreślił, że wraz z polską tablicą zdemontowana została z fasady Uniwersytetu Medycznego druga tablica, upamiętniająca obywateli ZSRR, którzy byli ofiarami NKWD. Demontaż, na mocy decyzji władz lokalnych, wytłumaczono brakiem podstaw prawnych - mówił Śladewski.

 

- Naszym zdaniem tablice te wisiały tam legalnie. (...) Przez 30 lat one nikomu nie przeszkadzały - zauważył charge d'affaires ambasady w Moskwie.

 

- Będziemy to miejsce dalej odwiedzać, mimo, że dziś nie mamy zgody, by uczcić je w dawnej formie - zapowiedział. - Będziemy tam co roku obecni. Trwają oczywiście cały czas nasze działania formalne, aby te tablice przywrócić. Są działania dyplomatyczne, które podejmujemy, aby te tablice na tym miejscu, zgodnie z prawdą historyczną, ponownie zawisły - dodał dyplomata.

 

Jak przypomniał Śladewski, "budynki, które dziś należą do Uniwersytetu Medycznego, były w latach 30., 40., 50. (XX wieku) katowniami NKWD - tak to trzeba nazwać. Było tam mnóstwo ofiar, zarówno polskich, jak i rosyjskich i innych narodowości".

 

Zdemontowanie obu tablic, w tym rosyjskiej, jest "elementem pewnej walki o nową wersję historii" - podsumował dyplomata.

 

Zdemontowanie tablic upamiętniających 

 

W grudniu 2019 roku prokuratura rejonowa w Twerze zażądała zdemontowania z gmachu Uniwersytetu Medycznego tablice przypominające o losie jeńców Ostaszkowa i radzieckich ofiar NKWD. P.o. prokuratora Elwin Bajdin ocenił, że tablice zostały umieszczone na gmachu z naruszeniem przepisów. Bajdin powołał się m.in. na błędnie podany numer budynku w decyzji komitetu wykonawczego Rady Miejskiej Tweru z 9 września 1991 roku. W odniesieniu do tablicy mówiącej o więźniach obozu ostaszkowskiego prokurator stwierdzał, iż jej treść nie jest oparta na faktach potwierdzonych dokumentami.

 

ZOBACZ: Koparki wjechały na masowe groby ofiar NKWD w Kuropatach. Zdemontowano 70 krzyży

 

Zdemontowana tablica upamiętniająca ofiary zbrodni katyńskiej była dwujęzyczna, polsko-rosyjska. Polski napis na niej brzmi: "Pamięci jeńców obozu w Ostaszkowie zamordowanych przez NKWD w Kalininie, światu ku przestrodze - Rodzina Katyńska". Napisy polski i rosyjski umieszczone są pod rysunkiem krzyża, u którego podstawy znajduje się wizerunek wyciągniętych dłoni spętanych drutem kolczastym.

 

Druga tablica ze zdemontowanych tablic, w języku rosyjskim, głosiła: "Pamięci zamęczonych. Tu w latach 1930-50 znajdował się zarząd NKWD-MGB obwodu kalinińskiego i wewnętrzne więzienie".

 

7 maja br. polską tablicę zdemontowaną w Twerze zabrał aktywista Maksim Kormuszkin, należący do Ruchu Narodowo-Wyzwoleńczego, organizacji oskarżanej o ataki i prowokacje wobec działaczy opozycji w Rosji. W lipcu br. były parlamentarzysta Siergiej Rogozin powiedział rosyjskiej redakcji Deutsche Welle, że teraz tablica znajduje się w jego posiadaniu.

ms, emi/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie