Od dwóch lat nie mogą zamieszkać we własnym domu

Polska
Od dwóch lat nie mogą zamieszkać we własnym domu
Polsat
Dom bez gazu, a działka zalana przez ścieki. Kolejne zdarzenia odwlekają przeprowadzkę

Śrem w Wielkopolsce. Młode małżeństwo z 3-letnim synem nie może się wprowadzić do swojego nowego domu, bo gazownicy od dwóch lat nie potrafią podłączyć gazu. Gdyby tego było mało, to jeszcze działkę małżeństwa w czerwcu zalały ścieki z kolektora, który biegnie pod ich ziemią. Młodzi ludzie walczą, by móc w końcu spokojnie i bezpiecznie zamieszkać w swoim domu. Materiał "Interwencji".

Po czerwcowej ulewie nad Śremem w Wielkopolsce na działce pana Miłosza wylały się ścieki. Nieczystości z kanalizacji zniszczyły ogród i podmyły nowo wybudowany dom.

 

ZOBACZ: Straciła nogę, a mąż obie. Dramat pary z Warszawy

 

- Były nawalne deszcze, na poziomie 50 litrów na metr kwadratowy. Wody deszczowe dostały się do naszego kolektora, który nie jest przygotowany technicznie na takie ilości cieczy - tłumaczy Włodzimierz Pepeta, prezes Śremskich Wodociągów.

 

"Spółka nie jest winna"

 

- Doszło do zalania i działki rodziców, warzywniaka, plantacji borówek i w zasadzie całej naszej działki, trawników, podmyło nam fundamenty, odsłoniło płytę fundamentową, zalało nam garaż z materiałami budowlanymi. Był u nas na miejscu sanepid, który jak zobaczył zdjęcia, że cała ta plantacja borówek była zalana ściekami, otrzymaliśmy informację, żeby tego absolutnie nie spożywać, bo jakieś zagrożenie jest. Ogródek i warzywa są do wyrzucenia - opisuje pan Miłosz Dziasek, właściciel działki. Podkreśla, że nadal nie otrzymał od spółki informacji, co było przyczyną wylania się ścieków.

 

WIDEO: zobacz reportaż "Interwencji"

  

- Spółka absolutne nie jest winna, bo to zdarzenie nie było wynikiem awaryjności naszych urządzeń, tylko żywiołu - odpowiada nam prezes Wodociągów.

 

- To były ścieki, to jak ja mam pozwolić dziecku, żeby ono sobie tam biegało, żeby rzucało piłeczkę. Nie wyobrażam sobie, za chwilę się przewróci i weźmie rączkę do buzi - mówi Agnieszka Dziasek.

 

W planach święta dla całej rodziny

 

Ścieki w ogródku to niejedyny kłopot pani Agnieszki i pana Miłosza. Rodzina z 3-letnim synem od blisko dwóch lat nie może się wprowadzić do swojego domu. Powodem jest wielokrotne przekładanie terminu podłączenia gazu. Polska Spółka Gazownictwa obiecała to podłączenie jeszcze w 2018.

 

- Od stycznia 2018 się zaczęło, kiedy wysłałem pierwsze pisma w sprawie podłączenia mojego domu do sieci gazowej. Dwa i pół roku minęło, pierwszy termin, jaki był wyznaczony przez Polską Spółkę Gazownictwa, to był październik 2019 - tłumaczy pan Miłosz.

 

ZOBACZ: Ciąża przebiegała idealnie. Wszystko zmieniło się w kilka godzin

 

- Dzieci pozwolenie na budowę miały i jak budowali ten dom, wszyscy się cieszyliśmy, że będą mogli tutaj wkrótce zamieszkać. Syn planował urządzić święta dla całej rodziny - dodaje pani Bożena Dziasek, matka pana Miłosza.

 

Doszło jednak do kolejnych opóźnień. - To był styczeń 2020, potem maj 2020, następnie czerwiec 2020, i ostatni obiecany termin to jest listopad bądź grudzień 2020. Gaz jest doprowadzony z pomieszczenia kotłowni. Mamy piec gazowy, zasobnik wody, całą instalację gazową, tylko nie ma gazu - mówi właściciel działki.

 

- Wybraliśmy już dawno temu podłogę, mamy zamówioną kuchnię, ale nie możemy nic wstawiać. Przed nami kolejny sezon grzewczy, boimy się, że wejdzie wilgoć albo powyginają nam się blaty - podsumowuje pani Agnieszka.

 

"Nie mam ochoty wysyłać kolejnych pism"

 

Rzecznik Polskiej Spółki Gazownictwa zignorował prośbę dziennikarzy "Interwencji" o spotkanie. W przesłanym przez niego oświadczeniu czytamy, że gazownicy  "aktywnie i z determinacją zabiegają o jak najszybsze uzyskanie zgód koniecznych do rozpoczęcia prac".

 

- Dla mnie to jest niezrozumiałe, jak można tak długo ludziom, którzy chcą zamieszkać na swoim, stawać na przeszkodzie - mówi pani Bożena Dziasek.

 

- Projektantka dopiero w zeszłym miesiącu skontaktowała się ze mną w sprawie ustalenia pozycji skrzynki gazowej. Na pytanie, dlaczego przez półtora roku nic się nie działo, usłyszałem: odpowiedź na to pytanie nie jest istotna z punktu widzenia realizacji tej inwestycji - opisuje pan Miłosz.

 

- Ja chciałbym tutaj spokojnie zamieszkać z moją rodziną i normalnie funkcjonować w nowo wybudowanym domu. Nie mam już ochoty wysyłać kolejnych dziesiątek pism, aby Polska Spółka Gazownictwa zrobiła to, co do niej należy - dodaje.

"Interwencja"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie