Dziki dzień w dzień plądrują posesję radnego. Nie ma sensu zamykać przed nimi bramy
Znudził im się las, więc odważnie ruszyły w miasto i zrobił się... dziki problem. W Miastku (woj. pomorskie) dziki regularnie wpraszają się na czereśnie do miejscowego radnego. Żadne zasieki nie pomagają. By dostać swoje, były w stanie zaatakować psa i zniszczyć ogrodzenie. Dlatego teraz radny woli nie zamykać przed nimi bramy.
Na posesje radnego Dariusza Zabrockiego z Miastka w Pomorskiem dziki przychodzą o każdej porze dnia. Watahy liczą po kilkanaście osobników.
Skuszone czereśniami
- Lochy z małymi, pojawił się także odyniec. Mamy taką sytuację, że codziennie, kiedy czereśnie spadną na ziemię mamy takich gości na działce - mówi Dariusz Zabrocki, radny miasta.
ZOBACZ: Dzikie zwierzęta w mieście. Czy dokarmianie ich to coś złego?
Dziki przychodzą skuszone czereśniami, które rosną w sadzie. Efekty wizyt są opłakane. Zryta ziemia, zniszczone trawniki i nasadzenia, zostawione odchody. Wszelkie próby zatrzymania dzików są bezskuteczne. Siatkę ogrodzenia rozrywają, a do krzyków i petard hukowych się przyzwyczaiły.
Wideo: Dziki dzień w dzień plądrują posesję radnego. Nie ma sensu zamykać przed nimi bramy
- Początkowo wchodziły przez siatkę w jednym miejscu, teraz mamy siatkę rozprutą w 6-7 miejscach. Przestaliśmy zamykać bramę na noc, żeby było mniej szkód w ogrodzeniu - dodaje radny.
Zagrożenie dla ludzi i zwierząt
Dziki tak są spragnione czereśni, że stają się coraz bardziej zuchwale i agresywne. Ostatnio zaatakowały psa, co skończyło się wizytą u weterynarza.
Tuż obok posesji jest droga, jeżdżą auta i rowerzyści, chodzą ludzie. Zwierzęta są zagrożeniem dla nich. Zabrodzki zwrócił się o pomoc do rady miasta i burmistrza.