Dzikie zwierzęta w mieście. Czy dokarmianie ich to coś złego?
Walka z koronawirusem spowodowała, że większość miast opustoszała, co zachęca dzikie zwierzęta do poszukiwania na ich terenie pożywienia. Coraz częściej słyszymy o przypadkach, kiedy dziki czy lisy nie boją się wchodzić na obszary osiedli oraz centrum miast. Leśniczy Urban Kolman przypomina, jak należy się zachować, gdy napotykamy na naszej drodze mieszkańców lasu.
W lesie zwierzęta widząc człowieka, reagują głównie ucieczką. Ich postępowanie zmienia się, kiedy wchodzą na teren miasta. - Zachowują się wtedy zupełnie inaczej. Chęć znalezienia pożywienia sprawia, że bywają bardziej śmiałe – mówi w rozmowie z polsatnews.pl Urban Kolman, leśniczy z Nadleśnictwa Zwierzyniec.
- Często dorosłe osobniki zabierają na takie poszukiwania potomstwo. Mam tu na myśli np. dziki. Charakterystycznym zachowaniem warchlaków jest to, że podczas tej wyprawy po jedzenie, lubią oddalać się od lochy. Mogą wtedy zbliżać się do człowieka - dodaje
- Ludzie często w takich sytuacjach zachowują się nieodpowiedzialnie - podchodzą i dokarmiają, a nawet robią zdjęcia. Pamiętajmy, że nigdy nie możemy być do końca pewni, jak dzikie zwierzę zareaguje na nasz ruch. Czasami nawet inny zapach może w nich wzbudzić agresję - podkreśla leśniczy.
Atak w obronie potomstwa
- Przestraszony warchlak wydaje charakterystyczne dźwięki - może je usłyszeć matka, która w obronie swojego potomstwa nie zawaha się nas zaatakować - tłumaczy Kolman.
- Nie dokarmiajmy, nie zostawiamy im odpadków - radzi. - Dostarczanie pokarmu często daje im sygnał, że jest to ich teren, którego będą bronić, co wiąże się także z agresywny zachowaniem wobec ludzi z najbliższego otoczenia - zaznacza.
ZOBACZ: Koronawirus. Czy możemy adoptować teraz zwierzęta?
Powstrzymajmy się od samodzielnych działań. Kiedy widzimy na terenie miejskim dzikie zwierzęta najlepiej zawiadomić odpowiednie służby - straż miejską lub policję. Oni będą wiedzieli najlepiej, jak w zaistniałej sytuacji postąpić - mówi leśniczy.
- Pamiętajmy, że mieszkańcy lasu w mieście mogą stanowić także niebezpieczeństwo dla ruchu - w szczególności dla kierowców, co może zakończyć się poważnym wypadkiem - dodaje.
Na Opolszczyźnie można spotkać szopy pracze, jenoty i norki amerykańskie
W miastach na Opolszczyźnie możemy natrafić na szopy pracze, jenoty czy norki amerykańskie. Marek Stajszczyk, z Dolnośląskiego Klubu Ekologicznego w rozmowie z "Radiem Opole" podkreśla, jakie niebezpieczeństwo grozi nam podczas spotkania z szopem praczem, który jest wektorem zarażenia dwoma albo trzema rodzajami nicienia. - Najczęściej dzieci się tym zarażają - zaznacza.
Natomiast w ostatnim czasie na ulicach Brzegu pojawiają się lisy. Są spotykane nawet w okolicach centrum miasta.
- Lisy cierpią na świerzb. Mogą infekować zwierzęta domowe, zwłaszcza psy, czy koty. - mówi Stajszczyk. - Wchodząc do Unii Europejskiej, musieliśmy spełnić szereg warunków. Jednym z nich było wyszczepienie ognisk wścieklizny, co sprzyjało szybkiemu namnażaniu lisów. Niektóre osoby mają też zwyczaj wyrzucania odpadków spożywczych. Tam przyjdzie kuna domowa, kot, no i oczywiście lis - wyjaśnia.