Boa dusiciel był żywcem zjadany przez szczura. Nie udało się go uratować

Polska
Boa dusiciel był żywcem zjadany przez szczura. Nie udało się go uratować
Facebook/Predator Shop
Gryzoń miał być pożywieniem dla dusiciela, ale to on ciężko ranił węża

- Leczenie dawało efekty, ale pojawiło się powikłanie, które wymagało natychmiastowej pomocy specjalisty, a takiej nie mieliśmy. Boa nie żyje – powiedział Mateusz Pakuła, który opiekował się poranionym przez szczura wężem. Skóra i kości węża zostaną spreparowane.

Boa dusiciel Barf był pod opieką Mateusza Pakuły od 17 kwietnia. Tego dnia do jego sklepu zoologicznego "Predator" w Słupsku (Pomorskie) węża przynieśli dwaj mężczyźni, którzy mieli zajmować się wężem pod nieobecność jego właściciela. Zgodnie z jego zaleceniem do akwarium o zaledwie długości 80 cm i szerokości ok. 40 cm, w którym trzymany był wąż, wrzucili żywego szczura. Gryzoń miał być pożywieniem dla Barfa, ale to on ciężko ranił węża.

 

- Leczenie dawało efekty, ale pojawiło się powikłanie, które wymagało natychmiastowej pomocy specjalisty, a takiej nie mieliśmy. Barf nie żyje – powiedział Pakuła.

 

ZOBACZ: Szykowała się do kąpieli, w łazience znalazła... pytona królewskiego. Węża złapał mąż [WIDEO]

 

Dodał, że tym powikłaniem było wypadnięcie narządów kopulacyjnych. - U węży to jest duży problem, bo bardzo łatwo o infekcję. Jest to też bardzo bolesne. W Słupsku nie ma specjalisty od gadów. Weterynarze, których obdzwoniłem, nie byli w stanie pomóc Barfowi. Znalazłem specjalistę w Gdańsku. Ale był weekend, do tego pandemia. Barf nie przeżył kilkudniowego oczekiwania na zabieg – stwierdził Pakuła.

 

Opiekun gada, zaznaczył przy tym, że podawane mu przez blisko trzy tygodnie leki na zakażone rany "były trafione". - Leczenie dawało szansę, jeśli nie na wyleczenie Barfa, to co najmniej na przedłużenie mu życia – podkreślił Pakuła, który znalazł dla węża stałe lokum w Gadolandzie w Redzie.

 

"Właściciel nie zapewnił mu prawidłowego dogrzania"

 

Wąż próbował atakować, co, w ocenie Pakuły, świadczyło o tym, że wracał do aktywności. Miał otrzymać pierwszy posiłek. Wykonane wcześniej RTG nie potwierdziło obaw o złamania szczęki. - Na początku sądziłem, że nie zjadł szczura, bo ten mu się wyrwał, wyłamując Barfowi szczękę. Ale to się nie potwierdziło. To, że pozwolił się pogryźć przez gryzonia, wynikało z jego osłabienia. Był wychłodzony. Właściciel nie zapewnił mu prawidłowego dogrzania. Jego organizm był stłumiony, nastawiony na magazynowanie energii – powiedział Pakuła.

 

Poinformował, że z prowadzonej zbiórki na leczenie Barfa, uzyskał planowaną kwotę 3 tys. zł. Podał, że nieco ponad 1 tys. zł wydał na leczenie gada zanim ten zmarł. Pozostałe pieniądze chciał przekazać dwóm lokalnym organizacjom, ale ostatecznie w porozumieniu z nimi postanowił przeznaczyć je na spreparowanie skóry i kości węża, by służył jako eksponat edukacyjny.

 

- Nie zostawiłem Barfa u weterynarza do utylizacji. To byłoby najprostsze. Stwierdziłem, że trzeba wykorzystać to, co go spotkało, w celach edukacyjnych. Znalazłem zakład w miejscowości Stara Gorzelnia, który specjalizuje się w preparowaniu skór i kości zwierząt – poinformował Pakuła. Dodał, że za rok wypreparowana skóra węża z widocznymi śladami po ranach oraz z graficznym opisem jego historii powinna już eksponowana w gablocie jego sklepu. 

zdr/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie