Lekarka nie rozpoznała koronawirusa, musieli zamknąć przychodnię. Sprawa trafi do sądu

Polska
Lekarka nie rozpoznała koronawirusa, musieli zamknąć przychodnię. Sprawa trafi do sądu
Polsat News
Przychodnia w Sulęcinku musiała zostać zamknięta

W Sulęcinku w Wielkopolsce lekarka z oddziału zakaźnego nie rozpoznała objawów koronawirusa u pacjenta. Ten był zmuszony szukać pomocy u innych medyków. W związku z tym kolejne osoby trafiły na kwarantannę. Przychodnia kieruje sprawę do sądu.

Pod koniec kwietnia rodzina mężczyzny, który odczuwał ból w klatce piersiowej i miał problemy z oddychaniem, wezwała karetkę. Do pacjenta wysłano zesół ratowniczy z lekarzem pracującym na oddziale zakaźnym. Chory został zdiagnozowany i dostał kartkę z informacją "do lekarza prowadzącego".

 

ZOBACZ: Ponad 15,5 tys. zakażonych koronawirusem w Polsce

 

"W chwili obecnej bez wskazań do hospitalizacji. Proszę o włączenie antybitykoterapii empirycznej" – brzmi treść notatki.

 

"Pacjent pluł krwią"

 

- Pajent zaczął się dusić i zaczął krwią pluć, wyszedł z domu na polecenie lekarki, czego nie powinien robić – powiedział Łukasz Wdowiak, kierownik przychodni lekarza rodzinnego "Na zdrowie" w Sulęcinku.

 

Lekarz pracujący w przychodni nie zgodził się na wypisanie leku przez telefon.

 

- Każdy lekarz ma bowiązek przepisać leki tylko po osobistym zbadaniu pacjenta – powiedział lekarz Marek Wdowiak, z przychodni lekarza rodzinnego "Na zdrowie" w Sulęcinku.

 

ZOBACZ: Liczba zakażonych koronawirusem na świecie przekroczyła 4 mln

 

Ta wizyta oznacza dla medyka kwarantannę.

 

- Każdy z nas ma dyplom i jeżeli uważa, że pacjent powinien mieć takie leczenie, włącza leki, czy zabiera do szpitala,  to je włącza, raczej nie mamy w zwyczaju cedowanie takich obowiązków na siebie nawzajem – mówi Wdowiak.

 

"Tylko dzięki doktorowi żyje"

 

Pacjent ostatecznie trafił do szpitala z zatorowością płuc. Dzień później testy potwierdzają u niego koronawirusa.

 

- Mąż, jakby do pana doktora nie trafił, to wieczora by nie doczekał, tylko dzięki doktorowi żyje – mówi żona chorego na Covid-19.

 

Szpital, z którego wysłano karetkę, w oświadczeniu tłumaczy też, że "zespół potraktował wyjazd jak do pacjenta niepodejrzanego o zakażenie", bo "dyspozytor prawdopodobnie nie został poinformowany o objawach". 

 

WIDEO: materiał "Wydarzeń" 

"29 kwietnia zespół ZRM (Zespół Ratownictwa Medycznego – red.) »S« otrzymał polecenie wyjazdu od dyspozytora z Poznania. W zgłoszeniu została przekazana informacja o  objawach i covid ujemnym. Dyspozytorzy są zobowiązani do szczegółowego wywiadu z pacjentem i na tej podstawie dokonują oceny i kwalifikacji do udzielenia pomocy  W tym przypadku dyspozytor prawdopodobnie w zgłoszeniu nie został poinformowany o objawach, które pozwoliły by mu na oznaczenie wyjazdu hasłem covid. W związku z powyższym zespół potraktował wyjazd jak do pacjenta niepodejrzanego i zakażenie. W momencie wizyty pacjent nie znajdował się w stanie bezpośredniego zagrożenia życia a lekarz zespołu »S« nie pozostawił pacjenta bez pomocy i zalecił kontakt w pierwszej kolejności telefoniczny z lekarzem rodzinnym" – czytamy w oświadczeniu.

 

"Konsekwencją niepełnych informacji zarówno lekarz ZRM jak i POZ znaleźli się w kwarantannie" - dodano.

 

- Pacjent, który do nas trafił niestety padł ofiarą błędu w sztuce lekarskiej – twierdzi z kolei Łukasz Wdowiak, kierownik przychodni lekarza rodzinnego "Na zdrowie" w Sulęcinku.

 

- Trudno, żeby pacjent mówił: "mam koronawirusa przyjedźcie", żeby sam siebie zdiagnozował – dodaje Wdowiak.

 

Przychodnia postanowiła skierować sprawę do sądu i Wielkpolskiej Izby Lekarskiej.  

 

Atak na sołtysa

 

Jak informowaliśmy kilka dni wcześniej, nieznany sprawca zniszczył drzwi domu sołtysa wsi Sulęcinek, ponieważ nie chciał on podać adresu mieszkańca zakażonego koronawirusem.

 

"Kiedy w ekspresowym tempie rozniosło się po sołectwie, że jeden z mieszkańców Sulęcinka jest zakażony koronawirusem, z niezrozumiałych dla nas powodów na sołtysa Sulęcinka Mateusza Ciołka wylała się fala hejtu i agresji. Powodem była niemożność ujawnienia danych osobowych zakażonej osoby. Kulminacja natomiast, akt wandalizmu dotykający bezpośrednio Sołtysa i jego rodzinę" – napisali w oświadczeniu opublikowanym w mediach społecznościowych Członkowie Rady Sołeckiej wsi Sulęcinek w Wielkopolsce.

 

Wandal m.in. obrzucił drzwi jajkami i napisał na nich wulgarny napis. Sołtysa nazwał także oszustem i kłamcą.

 

ZOBACZ: Nawet 200 mutacji koronawirusa?

 

Członkowie rady podkreślili, że takie zachowanie jest karygodne i świadczy m.in. o braku zrozumienia sytuacji. Rada wskazała, że swoim oświadczeniem chce dać wyraz poparcia dla działań sołtysa oraz zapewnić go o wsparciu.

 

"Życzymy zdrowia osobie chorej i jej najbliższym. Natomiast osobie (osobom), która była autorem debilnych napisów na drzwiach życzymy powrotu do człowieczeństwa i odkupienia swoich przewinień. Mamy nadzieję, że sprawca (sprawcy) zgłoszą się z przeprosinami do Sołtysa, a w ramach rekompensaty popracują na rzecz Sołectwa" – napisano w oświadczeniu.

 

Członkowie rady zaapelowali także do mieszkańców o informacje i pomoc w ustaleniu sprawcy. "Pokażmy solidarność w tych trudnych czasach" – zaapelowali.

Stanisław Wryk/luq/ Polsat News, PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie