"Chcę do salonu". Fryzjerzy, kosmetyczki i ich klienci apelują do rządu
- Chciałbym, żeby rząd sobie uzmysłowił, że fryzjerzy, kosmetyczki czy tatuażyści utrzymują takie standardy higieniczne, jak gabinety lekarskie - mówił w rozmowie z polsatnews.pl Sebastian Maśka, jeden z inicjatorów akcji #ChceDoSalonu. Ma ona przekonać rządzących do wznowienia działalności salonów urody. W związku z ich zamknięciem, pół miliona pracowników branży pozostaje bez zarobku.
Otwarte żłobki, przedszkola, galerie handlowe, muzea i niektóre inne instytucje kultury - to najważniejsze zmiany w obostrzeniach, które wejdą w życie na początku maja. Jak podkreślił w środę premier Mateusz Morawiecki, w wielu miejscach będzie obowiązywał zaostrzony reżim sanitarny, np. ograniczona liczba klientów.
Złagodzeniem obostrzeń nie zostały jednak objęte salony urody - fryzjerskie, kosmetyczne i masażu. Jak wynika z kolei z badania panelu Ariadna na zlecenie infuture.institute, 32 proc. Polaków wskazuje potrzebę wizyty u fryzjera i kosmetyczki jako najważniejszą do zrealizowania, po zniesieniu ograniczeń w związku z pandemią COVID-19.
ZOBACZ: "Odmrażanie" sportu. Premier przedstawił szczegóły
Ponownie uruchomienie salonów urody zaplanowano na III etap zniesienia obostrzeń. Wciąż nie wiadomo, kiedy miałoby to nastąpić.
Rośnie szara strefa
W odpowiedzi na działania rządu, zainicjowano ogólnopolska akcję, która ma zwrócić uwagę na sytuację branży hair & beauty. Polega ona na zmianie zdjęcia profilowego w mediach społecznościowych opatrzone hasztagiem #ChceDoSalonu.
Akcję zainicjował Sebastian Maśka z Versum - narzędzia do zarządzania salonami urody. - Chcemy pokazać wszystkim, a w szczególności rządzącym, że nie tylko fryzjerzy, kosmetyczki i barberzy chcą wrócić do pracy, ale chcą tego także sami konsumenci - powiedział w rozmowie z polsatnews.pl.
Jak poinformował, w ciągu dwóch pierwszych dni akcji wzięło w niej udział ponad 550 osób.
Maśka podkreślił, że wraz z przedłużającą się pandemią branża zamarła, a szara strefa usług "z dnia na dzień rośnie". Jak ocenił, rynek usług domowych nie jest bezpieczny dla nikogo.
"Kilkaset tysięcy ludzi straci pracę"
Zdaniem inicjatorów akcji, salony urody powinny być na nowo uruchomione już po majówce. - Chciałbym, żeby rząd sobie uzmysłowił, że fryzjerzy, kosmetyczki czy tatuażyści utrzymują takie standardy higieniczne, jak gabinety lekarskie - powiedział Maśka. Jak dodał, zamiast otwierać galerie handlowe, w których istnieje ryzyko zakażenia w sklepach czy chociażby na parkingu, rządzący mogliby pozwolić salonom urody na funkcjonowanie w nadzwyczajnych warunkach - wpuszczając klientów jeden po drugim.
Inicjatorzy akcji podkreślili, że wskutek obostrzeń około pół miliona pracowników branży pozostaje bez dochodu.
- Prosimy, pozwólcie nam wrócić do pracy i świadczyć bezpieczne usługi naszym klientom. W przeciwnym razie kilkaset tysięcy ludzi straci pracę - zaapelował Dariusz Miłek z salonów Milek Design.