Biedroń: nawet na Białorusi i w Rosji opozycja startuje w wyborach

Polska
Biedroń: nawet na Białorusi i w Rosji opozycja startuje w wyborach
PAP/Marcin Obara
- W 1989 r. wielu uważało, że wybory będą niedemokratyczne, tymczasem wygrała demokracja - mówił Biedroń

- Głosowanie to szansa na pokonanie Andrzeja Dudy i na zmiany – mówił w niedzielę kandydat Lewicy na prezydenta Robert Biedroń. Argumentował, że także na Białorusi i w Rosji opozycja uczestniczy w wyborach, by zaznaczyć swą obecność i dać nadzieję obywatelom.

Biedroń zapowiedział wystąpienie do organizacji międzynarodowych o monitorowanie wyborów prezydenckich w Polsce.

 

- Wszystko wskazuje na to, że te wybory się odbędą, że kompletnie zepsuty i zdegenerowany PiS ze swoim wodzem Jarosławem Kaczyńskim te wybory przeprowadzą – powiedział Biedroń w niedzielę na konferencji prasowej w Warszawie.

 

- Możemy się obrażać, tupać, płakać, odwracać głowę, możemy przyjąć strategię, którą próbują przyjąć inni kandydaci opozycyjni – chowania głowy w piasek. Ale możemy też zrobić coś, na co czekaliśmy przez ostatnie pięć lat (…), możemy skorzystać z naszego prawa wyborczego, które w demokracji jest ogromną siłą, która obalała już niejedną władzę – przekonywał.

 

ZOBACZ: Kidawa-Błońska: wybory 10 maja to zamach stanu na demokrację i zdrowie

 

"Demobilizacja służy wygranej Andrzeja Dudy"

 

Argumentował, że w 1989 r. wielu uważało, że wybory będą niedemokratyczne, rządzący sfałszują ich wyniki, tymczasem "wygrało polskie społeczeństwo, wygrała demokracja".

 

- Dzisiaj naszym obowiązkiem jako obywateli, którzy marzą o Polsce równej, sprawiedliwej, która będzie realizowała konstytucję, jest iść i nawrzucać Kaczyńskiemu do skrzynki; wykorzystać tę jedyną broń, którą dzisiaj mamy w skutecznej walce z Kaczyńskim – mówił.

 

- Nawet w takich krajach jak Białoruś czy Rosja, kiedy w z góry wiadomo, że wybory są ukartowane, opozycja startuje, żeby nie tylko pokazywać swój program, swoją wizję, ale przede wszystkim dawać ludziom nadzieję. I my musimy w Polsce zrobić to samo – powiedział.

 

Dodał, że 91 proc. elektoratu PiS i "tylko niewielka część elektoratu opozycji" zamierzają głosować. - Kto wygra zatem te wybory, jeżeli się nie zmobilizujemy? – pytał Biedroń, zaznaczając, że demobilizacja służy wygranej Andrzeja Dudy. - To nie jest referendum. Jeżeli tego nie zrobimy, to wystarczą głosy PiS, żeby Duda wygrał – przestrzegał.

 

- Każdy, kto chce Polski otwartej, nowoczesnej, sprawiedliwej, demokratycznej, konstytucyjnej, musi w tych wyborach uczestniczyć. To jest realna szansa nie tylko, żeby wygrać z Dudą, ale też pokazać, że istniejemy, że jesteśmy – powiedział. Wezwał, by "mimo zagrożenia, mimo całej dyskusji, która ma zniechęcać nas do głosowania", wziąć udział w wyborach.

 

"Jeżeli sfałszują te wybory, będziemy je podważali"

 

Przypomniał niewiarę w powrót lewicy do Sejmu i oddanych na nią 2,5 mln głosów. - Gdyby dzisiaj poszło zagłosować 2,5 miliona Polaków, to Duda nie wygra w pierwszej turze – dodał.

 

Zapowiedział wystawienie mężów zaufania do komisji wyborczych i monitorowanie przebiegu wyborów. - Prześlemy także pismo do organizacji międzynarodowych monitorujących przebieg procesu wyborczego, żeby patrzyły na ręce władzy, jak organizowane są te wybory, zwrócimy się do OBWE, Rady Europy, do innych instytucji. Będziemy patrzyli władzy na ręce. Jeżeli sfałszują te wybory, będziemy je podważali, ale jeżeli nie wystartujemy w wyborach, nie będziemy mieli żadnego mandatu, żeby podważać proces wyborczy – powiedział. Za konieczne uznał fotografowanie kart wyborczych wraz z dokumentami tożsamości jako dowodu, na kogo oddało się głos.

 

W konferencji Biedronia wzięły udział dwie jego zwolenniczki, przekonując do poparcia kandydata Lewicy jako obrońcy praw kobiet.

zdr/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie