Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Pomóc chcą Szwedzi

Polska
Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Pomóc chcą Szwedzi
PAP/Artur Reszko
W gaszeniu pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym uczestniczy kilkaset osób, w tym ponad 280 strażaków zawodowych i ok. 70 strażaków z lokalnych jednostek OSP, 50 żołnierzy obrony terytorialnej

Szwedzcy strażacy gotowi są pomóc w gaszeniu pożaru w Dolinie Biebrzy - przekazał Johan Szymanski, szef straży pożarnej w regionie Dalarna w południowej Szwecji. Grupa polskich ratowników latem 2018 roku pomagała gasić pożary lasów w Szwecji.

- Jeśli Polska poprosi o pomoc za pośrednictwem UE, to jestem przekonany, że Szwecja zapewni wszelkie dostępne środki, od strażaków po śmigłowce i samoloty - powiedział Szymanski, który w 2018 roku kierował akcją gaszenia pożarów lasów i okrzyknięty został narodowym bohaterem Szwecji.

 

W 2018 roku polscy strażacy z województw zachodniopomorskiego, wielkopolskiego oraz mazowieckiego pospieszyli z pomocą swoim kolegom ze Szwecji. Na miejscu byli owacyjnie witani przez miejscową ludność.

 

Spłonęło ok. 6 tys. hektarów

 

W działaniach w Biebrzańskim Parku Narodowym bierze udział kilkaset osób, w tym blisko 360 strażaków zawodowych i OSP oraz 50 żołnierzy WOT, służby parku narodowego i leśnicy, wspierani m.in. przez policję, SG czy okolicznych mieszkańców. 

 

Jedną z tych osób jest naczelnik wydziału operacyjnego Komendy Wojewódzkiej PSP w Poznaniu mł. bryg.Tomasz Grelak. Przed prawie dwoma laty dowodził jednym z modułów polskich strażaków, którzy pomagali gasić pożary w Szwecji. 

 

Strażak poinformował, że dotychczas powierzchnia spalonego obszaru to około 6 tys. hektarów. Dodał, że w piątek strażacy skupiają swoje działania na wysokości miejscowości Wroceń, gdzie starają się nie dopuścić do spalenia się lasu. Pożar w parku skupia się obecnie w dwóch głównych ogniskach. Jak zaznaczył - jak dotąd nie ma sygnałów o tym, by zapalił się torf, ale przyznał, że teren objęty pożarem jest zbyt duży, żeby z całą pewnością to wykluczyć.

 

 

Grelak dodał, że pożar w BPN - zaraz po pożarze lasów w Kuźni Raciborskiej i pożarze w Puszczy Noteckiej - jest jednym z największych, z którymi polska straż pożarna miała kiedykolwiek do czynienia. Pożar lasu w rejonie Kuźni Raciborskiej, Kędzierzyna-Koźla, Rud Raciborskich i Rudzińca na przełomie sierpnia i września 1992 r. uznano za największy w Europie środkowej i zachodniej po II wojnie światowej. Z pożarem walczyło wtedy ponad 10 tys. strażaków, żołnierzy, policjantów, funkcjonariuszy obrony cywilnej i leśników. Dwaj strażacy zginęli w płomieniach, a do szpitali trafiło 50 osób.

 

Jak przypomniał Grelak, w pożarze w Kuźni Raciborskiej spłonęło ponad 9 tys. hektarów lasów, zaś w pożarze Puszczy Noteckiej - 6,6 tys. hektarów. Strażak przyznał, że o ile polscy strażacy mają ogromne doświadczenie w gaszeniu pożarów nieużytków, traw i trzcin, o tyle doświadczenie to jest mniejsze w przypadku pożarów w tak trudnym terenie i na tak dużej powierzchni jak pożar w Dolinie Biebrzy.Dodatkowo akcję utrudniają warunki atmosferyczne oraz wysuszona trawa i trzcina. Strażacy mają też duży problem z dotarciem do ognisk pożaru.

 

Pożar podobny do tych w Szwecji

 

Grelak zapytany o podobieństwo pożaru w BPN do rozległych pożarów z 2018 roku w Szwecji, gdzie dowodził jednym z modułów polskich strażaków walczących z ogniem zaznaczył, że wbrew pozorom pożary te "są do siebie bardzo podobne". - Wspólnym mianownikiem na pewno jest trudność w dotarciu do ognisk pożaru. Tak samo tam, jak i tutaj, ze względu na brak możliwości dojazdu, od pewnego momentu byliśmy zmuszeni iść pieszo. Wykorzystywane były również samoloty - powiedział.

 

Dodał, że podobieństwo obu pożarów polega również na tym, że występują one w otoczeniu wody, ale - ze względu na to, że nie można do niej dojechać specjalistycznym sprzętem i przetransportować pomp - nie da się jej wykorzystać. - Mamy wodę, za pomocą której możemy gasić, ale nie możemy tego zrobić – powiedział. Porównując pożary w Szwecji do pożaru w BPN podkreślił również pomoc społeczności lokalnej.

 

ZOBACZ: Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Pomagają drony wykorzystywane w Czarnobylu

 

- To jest niesamowite. Od rzeczy prozaicznych typu dostarczanie żywności, po pomoc inżynieryjną, techniczną, udostępnianie infrastruktury, czy pomoc w przewożeniu strażaków - podkreślił. Dodał, że z podobną skalą pomocy strażacy spotkali się w Szwecji. - To dla nas, dla strażaków ogromna pomoc - ocenił. Podziękował również za pomoc Lasom Państwowym, SG, policji oraz żołnierzom WOT.

 

Zaznaczył, że sztab działań w BPN znajduje się w miejscowości Goniądz, gdzie infrastrukturę dostarcza samochód dowodzenia i łączności. Ponadto służby korzystają z infrastruktury namiotowej, gdzie pracują oficerowie łącznikowi, przedstawiciele Lasów Państwowych, samorządu i innych służb.

 

Trzykrotnie mniej wody w rzece

 

Dyrektor Biebrzańskiego PN Andrzej Grygoruk ocenił, że teraz w rzece płynie "trzykrotnie mniej wody" niż ma to miejsce w normalnej sytuacji hydrologicznej. Poinformował, że obecnie poziom wody w Biebrzy jest o ok. półtora metra niższy od tzw. stanów średnich dla tej rzeki z wieloletnich pomiarów. Podał, że wodowskaz IMiGW, który znajduje się w Burzynie, pokazuje, że poziom wody sięga 167 cm, podczas gdy poziom średni to ok. 304 cm.

 

 

- Tak sobie to przeliczyliśmy, że w tej chwili na dobę - proszę sobie tylko wyobrazić - 3,5 mln metrów sześciennych wody płynie mniej. Czyli w tym roku, np. gdybyśmy (...) spuszczali wodę z Wigier dla ratowania Biebrzańskiego PN - oczywiście teoretycznie mówiąc - wody z jeziora Wigry by starczyło tylko na sto dni - porównał Grygoruk.

 

Ocenianie strat

 

Trwa walka z pożarem, a gdy się zakończy, będą oceniane straty przyrodnicze, które spowodował ogień. Andrzej Grygoruk poinformował, że wiele instytucji i organizacji już zaoferowało parkowi pomoc w przeprowadzeniu inwentaryzacji, np. Instytut Biologii Uniwersytetu w Białymstoku, organizacje, stowarzyszenia przyrodnicze. - Będziemy też mieli zdjęcia satelitarne w dobrej rozdzielczości, które pomogą bardzo precyzyjnie określić, gdzie wystąpiły straty - mówi Grygoruk.

 

Dyrektor tłumaczy, że dane o skali strat powstaną po analizie różnych informacji. Trzeba będzie np. porównać dotychczasową wiedzę o stanowiskach występowania poszczególnych gatunków i informacje z terenu o tym, jak wygląda to na pożarzysku, co uległo zniszczeniu. Taka analiza będzie np. konieczna, jeśli chodzi o zagrożone wyginięciem gatunki ptaków wodno-błotnych takich, jak np. wodniczka, dubelt, rycyk.

 

ZOBACZ: Dobre wiadomości z Biebrzańskiego Parku Narodowego. "Obszar objęty pożarem nie powiększa się"

 

Oceną sytuacji będzie się też zajmować nowa rada naukowa parku, którą ma powołać minister środowiska. Grygoruk poinformował, że kadencja poprzedniej rady skończyła się na początku lutego, nowa rada nie jest jeszcze powołana. Dodaje, że w grę wchodzi również wizja lokalna, by zastanowić się, jak teren po pożarze "szybko przywrócić naturze". Biebrzański PN liczy też na to, że szansą do szczegółowej inwentaryzacji strat przyrodniczych będą prace nad nowym planem ochrony parku. Plany takie są przygotowywane systematycznie, na kilka lat.

 

- W to opracowanie wejdzie obszar pożaru, także będą dane porównawcze oceniające być może, jak to się regeneruje. Ten plan będzie robiony przez dwa, a nawet trzy kolejne lata - powiedział Grygoruk. Jak na razie nie dotarły do dyrekcji parku informacje o tym, że gdzieś są ranne zwierzęta, które uciekły z pożaru i wymagają pomocy człowieka. Takich zgłoszeń nie ma także ośrodek rehabilitacji zwierząt, który prowadzi park.

 

Specjalna zbiórka Biebrzańskiego PN

 

Dyrektor Biebrzańskiego PN mówi, że w związku z ogromną skalą pożaru należy również zastanowić się nad nowym planem przeciwpożarowym parku oraz rozważyć budowę w niektórych miejscach np. studni głębinowych, z których mogliby korzystać strażacy. Obecnie, z powodu suszy, nie ma wody w wielu rowach, strażacy muszą ją dowozić z odległości 9-10 km - mówi Grygoruk.

 

Biebrzański PN prowadzi na specjalnym koncie społeczną zbiórkę. Pieniądze będą przeznaczone na doposażenie w sprzęt lokalnych ochotniczych straży pożarnych. Dotąd zebrano sumę ok. 2,5 mln zł ofiarowana przez ponad 30 tys. darczyńców. Dyrektor Grygoruk wystosuje pismo do 14 samorządów lokalnych z doliny Biebrzy, w którym poprosi o rozeznanie, jaki sprzęt jest potrzeby strażakom-ochotnikom.

 

ms/pgo/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie